×

Zabił się przez lockdown. Samobójcza śmierć polskiego restauratora

Zabił się przez lockdown, który uniemożliwił funkcjonowanie jego biznesu. Długi i odsetki od zaciągniętych kredytów rosły, mężczyzna załamał się… Czy musiało dojść do tej tragedii?

Tragedia we Wrześni

56-letni Jarosław Gasik, były lider zespołu Milord, kilka lat tem wraz z żoną zainwestował dorobek swojego życia w zrujnowany pałac Mycielskich w parku Dzieci Wrzesińskich. W odrestaurowanych wnętrzach planował prowadzić hotel i restaurację. Ekipy remontowe miały zakończyć prace na przełomie marca i kwietnia. Remont trwał z przerwami sześć lat. Jak wspomina technik budowlany Robert Konopacki, szło opornie:

To była bardzo trudna inwestycja, ponieważ z całego pałacu zostały tylko mury zewnętrzne. Praca tutaj była drugą pasją pana Jarosława. To był człowiek, który pojawiał się na budowie w białej koszuli, nagle znikał. Szedłem do sali obok, a tam pan Jarek już wydawał posiłki. Mawiał: wszystkie ręce na pokład.

Kiedy wnętrza były gotowe, przyszła pandemia i pierwszy lockdown. W połowie wakacji Gasikowi udało się otworzyć restaurację. Powiało nadzieją. Pałac odwiedził Robert Makłowicz. Był zachwycony i wydał pozytywną rekomendację. W programie TVN Uwaga wspominał:

Mieli już gotową restaurację, która była fantastyczna. Gotował tam, choć Września to nie jest duże miasto, bardzo wybitny chef. Restauracja była wypieszczona. Kończyli wtedy hotel. Wielkim nakładem środków, ale i z wielkim smakiem, wielką pieczołowitością. Mieli rezerwacje na dwa lata z góry. Uroczy, mili ludzie z wizją. Gdybym miał to najkrócej określić, to powiedziałbym, że to lokalni patrioci.

Niestety, jesienią rząd znów zdecydował się zamrozić branżę hotelarską i gastronomiczną. To był cios. Bliscy Gasika ujawniają, że interes umierał dosłownie na ich oczach. Zięć biznesmena, Jakub Tokarski wspomina:

Sale bankietowe działały na pełnych obrotach. Mało tego, niektóre imprezy były planowane na pięć lat do przodu. Teraz wszystko świeci pustkami. Sale są nieczynne od momentu wprowadzenia obostrzenia o imprezach tylko do 20 osób. Dostaliśmy tarczę, umorzenia ZUS-u i postojowe, ale to wszystko było tak naprawdę kroplą w morzu potrzeb. Były kredyty, koszty pracowników. Zanim wszystko zostało zrestrukturyzowane, to tych pieniędzy już nie było.

Zabił się przez lockdown

Tarcza antykryzysowa zadziałała jak plaster na urwaną kończynę. Pieniądze rozeszły się w mgnieniu oka. Poszły na pensje dla pracowników, bo Gasik, w odróżnieniu od wielu restauratorów, pokazywanych choćby w „Kuchennych rewolucjach”, nie miał zwyczaju oszczędzać kosztem załogi. Trzeba było opłacać media, raty kredytów…

Jak wspomina była pracownica Gasika:

To nie do końca jest tak, że przerosło go, to, co miał na głowie. Przerosła go odpowiedzialność. Zawsze czuł się odpowiedzialny za lokal, pracowników. Zawsze był zwrócony w stronę pracownika. Przed śmiercią wypłacił zaległe pensje.

Drugi lockdown miał być wprowadzony na chwilę. Rządzący co chwila mamili przedsiębiorców niejasnymi sugestiami o ewentualnym luzowaniu obostrzeń. Jak wiadomo, nic z tego nie wynikło. Restauracje są zamknięte już trzeci miesiąc i końca nie widać. Zięć Jarosława Gasika tłumaczy, że wystarczyłoby choćby światełko w tunelu, jakiś konkret, czego się spodziewać, zamiast chwilowych i na chybcika wymyślanych rozwiązań:

Od dwóch miesięcy jesteśmy zamknięci i cały czas słyszymy, że coś będzie. A dwa miesiące ludzie muszą dostać wypłaty, opłacone muszą być media i wszystko, a robimy 25 proc. tego, co wcześniej. Te 25 proc. nie starcza nam nawet na koszty.

Samobójcza śmierć biznesmena jest szokiem dla wszystkich. Jakub Tokarski rozmawiał z nim dzień wcześniej. Twierdzi, że nic nie zapowiadało tragedii:

Byliśmy umówieni na dogranie pewnych szczegółów związanych z firmą. Umówiliśmy się na godz. 11 i chwilę później dowiedzieliśmy się, że tata nie żyje.

Po śmierci Jarosława Gasika rodzina jest zdeterminowana, by zachować i rozwijać dzieło jego życia. Drugi z zięciów, Dawid Topolski tłumaczy:

Chcielibyśmy kontynuować dzieło ojca. Zrobimy wszystko, żeby o to walczyć. To zbyt wiele, żeby to, ot tak oddać. Zrobimy wszystko, ale jest to tak wielkie przedsięwzięcie, że bez środków pomocowych czy powrotu do normalności nie jesteśmy w stanie tego zrobić.

Źródła: www.wprost.pl, www.popularne.pl, www.facebook.com
Fotografie: a href="https://www.facebook.com/Esplanada-restauracja-103479304790700/photos/129927085479255">Facebook (miniatura wpisu), Facebook

Może Cię zainteresować