×

Żona Tomka Mackiewicza znalazła po jego śmierci maila. Wszystko nabrało dla niej innego sensu

Polski himalaista mawiał, że woli żyć pięć minut jak lew, niż dziesięć lat jak mucha. Do końca pozostał wierny swoim przekonaniom. Marzył o tym, żeby zdobyć Nanga Parbat – jedną z najwyższych i najbardziej wymagających gór świata. Marzenie spełnił, ale zapłacił za to najwyższą cenę: już nigdy nie wrócił do domu. Żona Tomasza Mackiewicza w szczerej rozmowie z „Wirtualna Polską” wyznała, że mimo tego, co się stało, jest bardzo szczęśliwą osobą. Śmierć męża sprawiła, że zaczęła bardziej doceniać życie.

Śmierć w drodze po marzenia

Był styczeń 2018 roku. Tomasz Mackiewicz i Elsabeth Revol podjęli próbę zimowego wejścia na ośmiotysięcznik Nanga Parbat, dziewiąty co do wysokości szczyt świata. Nie mieli wspomagania tlenem z butli, mimo to udało im się zdobyć szczyt. Ale w drodze powrotnej zaczął się rozgrywać prawdziwy dramat. Mackiewicz zapadł na chorobę wysokościową i ślepotę śnieżną, przez co nie był w stanie samodzielnie zejść ze szczytu. Francuzka próbowała wzywać pomoc, ale otrzymała informację, że ma zostawić Mackiewicza i zejść niżej. Tak też zrobiła. Mężczyzna został na wysokości ok. 7200 m n.p.m. Jak się okazało, został tam już na wieki.

Bliscy himalaisty otrzymali informację, że Mackiewicz zginął 30 stycznia 2018 r. Zostawił swoją ukochaną, Annę Solską, z którą wychowywał córkę Zoję, a także Antka – syna Anny. Osierocił także dzieci z pierwszego małżeństwa: Maxymiliana i córkę Antoninę.

Żona Tomasza Mackiewicza w szczerym wywiadzie

W rozmowie z dziennikarką „Wirtualnej Polski”, wdowa po himalaiście, Anna Solska-Mackiewicz przyznała, że w pewnym stopniu udało jej się już pogodzić ze śmiercią męża. W wywiadzie padły poruszające słowa.

(…) Jakkolwiek dziwnie i niedorzecznie to zabrzmi, teraz jestem bardzo szczęśliwą osobą. Doświadczenie ogromnej straty powoduje, że w pewnym momencie człowiek uczy się doceniać życie, cieszyć się nim i dostrzegać to, co jest naprawdę wartościowe.

—  przyznała Anna Solska-Mackiewicz, dodała jednak, że wciąż czuje żal i tęsknotę.

Regularnie dopada mnie uczucie ogromnego żalu i straty, ale to są już chwilowe, krótkie stany, które przemijają. Ciągły i uporczywy brak stał się moim nieodłącznym towarzyszem życia. Brak Tomka, połączony z przeświadczeniem o jego ciągłej duchowej obecności przy mnie i dzieciach.

Słowa Anny Solskiej-Mackiewicz mogą zadziwiać. Kobieta została sama z dziećmi, mogłaby zatem czuć żal, rozgoryczenie. Wydaje się jednak, że pogodziła się z tym, iż jej mąż postanowił zaryzykować własnym życiem.

„Został w miejscu, które było mu najbliższe”

Gdy dziennikarka WP zapytała, jak kobieta czuje się ze świadomością, że ciało jej męża nadal znajduje się wysoko w górach, w odpowiedzi usłyszała:

Dobrze, bo został w miejscu, które było mu najbliższe. Jest tam teraz z tą swoją ukochaną górą i mam wrażenie, że właśnie tak powinno być.

odparła Solska-Mackiewicz.

Dla mnie on jest wszędzie. Czuję i wierzę, że jego duch jest energią, której nie można umiejscowić. Poza tym on często mówił, że ciało po śmierci jest niepotrzebne, że to tylko skorupka, do której nie powinno się przywiązywać zbyt dużej wagi.

Niedawno natrafiłam na jego korespondencję mailową z bliskim znajomym, w której Tomek wyraźnie napisał, że gdyby zginął w górach, to już chce tam zostać na zawsze. „Nie sprowadzać ciała, to kosztowne i niepotrzebne”. Odnalazłam jego wolę, swoisty testament, czarno na białym.

zaznaczyła.

Anna Solska-Mackiewcz marzyła o tym, by na emeryturze podróżować z mężem po Europie. Ale jej marzenie miało się nigdy nie spełnić. Kobieta przyznaje, że życie u boku himalaisty nie należało do łatwych. Mimo to, niczego nie żałuje.

Życie z nim było jednym wielkim wyzwaniem, ale właśnie to sprawiało, że czułam się szczęśliwa. Nie potrafię być z kimś, kto jest przewidywalny i ułożony od A do Z. Szanuję takich mężczyzn, ale wiem, że nie są dla mnie.

 wyznała kobieta.

Fotografie: Instagram (miniatura wpisu),

Może Cię zainteresować