×

Żona Prokopa szczerze o chorobie natury psychicznej: „Przychodził gorszy okres”

Żona Prokopa szczerze o chorobie: „Przychodził gorszy okres, ale podleczyłam się farmakologicznie”. Ujawnia też, że z powodu nerwicy doświadczyła dyskryminacji. To jeden z powodów, dla których Marcin Prokop nigdy nie był zbyt wylewny i niewiele mówił o sprawach rodzinnych.

Małżeństwo prezentera

Marcin Prokop i Maria Prażuch są parą od 18 lat, a małżeństwem od 10 lat. Dość długo przymierzali się do ślubu. Zdecydowali się na niego dopiero po ośmiu latach związku, kiedy ich córka Zosia miała już pięć lat. Ślub udało im się utrzymać w tajemnicy, do tego stopnia, że do tej pory nie wiadomo, w jakich okolicznościach się odbył. Prawdopodobnie stało się to latem 2011 roku podczas wakacji w Portugalii.

Żona Marcina stroni od show biznesu. Bardzo rzadko towarzyszy mężowi na oficjalnych bankietach. Ma własną pasję. Od lat praktykuje jogę i jest zawodowo związana z jedną z warszawskich szkół jogi. Poza tym, jak wyznała niedawno, nie ma wystarczająco mocnych nerwów, by przetrwać w show biznesie. W rozmowie z Beatą Sadowską dla MamaDu.pl wyjawiła, że przez lata leczyła się z nerwicy napadowo-lękowej.

Zgodziła się udzielić wywiadu na ten temat, aby okazać wsparcie ludziom, borykającym się z tym samym problemem i zapobiec ich stygmatyzacji. Ją samą, jak wyznała, z powodu nerwicy spotkały poważne przykrości. To były czasy, gdy Maria Prażuch-Prokop pracowała w korporacji działającej w branży nieruchomości. Póki firmą zarządzał szef, cudzoziemiec, wszystko było w porządku. Do czasu. Jak wspomina żona prezentera:

Po kilku miesiącach mój szef odszedł na emeryturę, a zastąpiła go polska szefowa. Szybko pożałowałam, że powiedziałam jej o moich problemach ze zdrowiem, bo przy najbliższej okazji wykorzystała to przeciwko mnie.

Żona Prokopa szczerze o chorobie

W Polsce problemy ze zdrowiem psychicznym ciągle uchodzą za temat tabu. Polscy szefowie uważają chorobę pracownika za kłopot, zwłaszcza przewlekłą i szukają okazji, by się go pozbyć.

Być może stąd popularność poradników, promujących chałupnicze metody zwalczania depresji, jak choćby napisana przez Beatę Pawlikowską książka Wyszłam z niemocy i depresji. Ty też możesz!. Na rewelacje Pawlikowskiej, że najlepszą metodą walki z depresją jest odstawienie leków, zaprzestanie terapii, „traktowanie swego mózgu jak komputera” i „nadpisywanie błędnych danych nowymi”, psychiatrzy załamali ręce.

Żona Marcina Prokopa też nie poleca tej metody. Wprawdzie odkąd rozstała się z korporacją i została zawodową instruktorka jogi, jakość jej życia ogromnie się poprawiła, ale jest jak najdalsza od forsowania tezy, że można rozwiązać problemy zdrowotne chałupniczymi sposobami:

Jestem ostatnią osobą, która mówiłaby, że jeśli masz depresję, nerwicę – idź na jogę czy na medytację. Nie, idź do lekarza i jeśli chorobę trzeba podleczyć, to zacznij brać przepisane lekarstwa. Praktyka jogi czy oddechu może być później sposobem, takim mostem, żeby wrócić do zdrowia (…). Dla mnie to są praktyki wspomagające, takie dobre kotwice, ale nie powinny być traktowane jako główne lekarstwo. Joga i medytacja dała mi to, że gdy już trochę podleczyłam się farmakologicznie, to wiedziałam, że jestem w stanie sama sobie pomóc. Miałam narzędzia, by radzić sobie, gdy przychodził gorszy okres – spadek nastroju czy większy stres.

Źródła: www.se.pl, plejada.pl, www.pudelek.pl
Fotografie: Instagram (miniatura wpisu), Instagram

Może Cię zainteresować