×

Weronika Marczuk wspomina ciążę Grażyny, która zakończyła się tragedią. „Załamałam się”

Weronika Marczuk wspomina ciążę, która zakończyła się tragedią. Najpierw kobietę namawiano na urodzenie chorego dziecka, a kiedy okazało się, że wada jednak jest letalna, zmuszono ją do trwającego 5 dni porodu.

Walka o macierzyństwo

Weronika Marczuk w wieku zaledwie 24 lat poślubiłam Cezarego Pazurę. Przez kolejne 12 lat, jako menedżerka męża, prowadziła jego karierę i wychowywała mu córkę z poprzedniego małżeństwa. Jak wyznała w wywiadzie, już po rozwodzie, na prośbę Czarka, zrezygnowała z marzeń o własnym dziecku. Aktor wolał bowiem, by całą energię poświęciła jego córce, Anastazji.

W 2007 roku Weronika i Czarek rozwiedli się. Dwa lata później aktor ożenił się z młodszą o 26 lata Edytą Zając. Wobec niej miał zupełnie inne oczekiwania niż wobec Weroniki. Dla odmiany chciał, żeby urodziła mu kilkoro dzieci. Edyta dostosowała się do wymagań Pazury i w dniu ślubu była już w zaawansowanej ciąży.

Weronika poczuła się oszukana. W wywiadach żaliła się, że mąż wymógł na niej rezygnację z macierzyństwa, a potem zostawił na lodzie. Po rozstaniu próbowała zrealizować swoje marzenie o dziecku. Jak teraz wyznaje w perspektywy czasu, było bardzo trudno.

Napisała nawet książkę pt. „Walka o Macierzyństwo”. Teraz przytacza na Instagramie jej fragment. Konkretnie historię Grażyny:

W czwartym miesiącu zrobili mi USG i okazało się, że dziecko ma poważną wadę genetyczną. Bardzo poważną (…), którą medycyna określa jako: karzeł królewski (jednostka chorobowa to achondroplazja). Oznacza to, że kości długie, czyli kończyn, czaszki i żeber, nie rozwijają się prawidłowo, klatka piersiowa jest znacznie zmniejszona, a głowa nieproporcjonalnie duża. Usłyszałam, że mogę takie dziecko wychowywać, bo jego serce bije. Załamałam się….

Weronika Marczuk wspomina ciążę Grażyny

Kolejne badania wykazały jednak, że wada jest letalna, czyli może skutkować poronieniem samoistnym, przedwczesnym porodem, wewnątrzmacicznym zgonem lub śmiercią noworodka. Jak cytuje Weronika:

Zrobiono mi mnóstwo badań. Okazało się, że dziecko nie przeżyje, bo nie będzie miało klatki piersiowej i nie wykształcą się płuca. Wystawiono mi dokument, dzięki któremu lekarze mieli wykonać wcześniejszą terminację. Konsultowałam mój przypadek z lekarzami z zagranicy, byłam w rozpaczy, ale przygotowałam się na to. Nie wyobrażałam sobie, że mam być w ciąży jeszcze kolejne cztery miesiące. Świadomość, że i tak urodzę martwe dziecko była nie do zniesienia.

Ze względu na obowiązujące w Polsce restrykcyjne prawo, lekarze piętrzyli trudności, w nadziei, że będzie już za późno na terminację ciąży:

Koszmarem był również fakt, że diagnostyka trwała bardzo długo, zbierały się kolejne konsylia, komisje etyczne i zalecały ponownie te same badania, cały czas nie było wiadomo, co dalej. Dwukrotnie byłam proszona na posiedzenie takiej komisji etycznej w szpitalu. Musiałam opowiadać swoją historię i uzasadniać, dlaczego chcę dokonać terminacji. Radzono mi urodzić dziecko i zostawić w szpitalu.

Potem zaś dołożono starań, by legalne i zgodne z prawem zakończenie ciąży okazało się jak najbardziej traumatycznym przeżyciem:

Wywołano poród naturalny, który trwał… pięć dni. Tego nikt mi nie powiedział, nikt mnie nie uprzedził (…) Każdego dnia wszystko zaczynało się od nowa (…) Urodziłam… Procedury okazały się straszne. Za wszelką cenę trzeba ratować każde dziecko, więc moje również intubowano i jeszcze trzy doby utrzymywano go przy życiu. To było ponad siły. A po porodzie okazało się, że nie całe łożysko wyszło i trzeba było go usuwać w znieczuleniu ogólnym. Nieprzytomną wywieźli mnie z sali operacyjnej i tak zostawili na korytarzu pod moją separatką…

Od czwartku, gdy Trybunał Konstytucyjny uznał za niezgodny z Konstytucją punkt 2 Ustawy z 1993 r. o planowaniu rodziny dopuszczający możliwość terminacji ciąży również w przypadku, gdy badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu, terminacja ciąży w takim przypadku jest już w Polsce zakazana. Przeciwko wyrokowi TK trwają w całej Polsce protesty i demonstracje.

 

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

W czwartym miesiącu zrobili mi USG i okazało się, że dziecko ma poważną wadę genetyczną. Bardzo poważną, taką bardzo, bardzo poważną, którą medycyna określa jako: karzeł królewski (jednostka chorobowa to achondroplazja). Oznacza to, że kości długie, czyli kończyn, czaszki i żeber, nie rozwijają się prawidłowo, klatka piersiowa jest znacznie zmniejszona, a głowa nieproporcjonalnie duża. Usłyszałam, że mogę takie dziecko wychowywać, bo jego serce bije. Załamałam się… Zrobiono mi mnóstwo badań. Okazało się, że dziecko nie przeżyje, bo nie będzie miało klatki piersiowej i nie wykształcą się płuca. Wystawiono mi dokument, dzięki któremu lekarze mieli wykonać wcześniejszą terminację. Konsultowałam mój przypadek z lekarzami z zagranicy, byłam w rozpaczy, ale przygotowałam się na to. Nie wyobrażałam sobie, że mam być w ciąży jeszcze kolejne cztery miesiące. Świadomość, że i tak urodzę martwe dziecko była nie do zniesienia. Koszmarem był również fakt, że diagnostyka trwała bardzo długo, zbierały się kolejne konsylia, komisje etyczne i zalecały ponownie te same badania, cały czas nie było wiadomo, co dalej. Dwukrotnie byłam proszona na posiedzenie takiej komisji etycznej w szpitalu. Musiałam opowiadać swoją historię i uzasadniać, dlaczego chcę dokonać terminacji. Radzono mi urodzić dziecko i zostawić w szpitalu.(…)Wywołano poród naturalny, który trwał… pięć dni. Tego nikt mi nie powiedział, nikt mnie nie uprzedził (..) Każdego dnia wszystko zaczynało się od nowa (…) Urodziłam… Procedury okazały się straszne. Za wszelką cenę trzeba ratować każde dziecko, więc moje również intubowano i jeszcze trzy doby utrzymywano go przy życiu. To było ponad siły. A po porodzie okazało się, że nie całe łożysko wyszło i trzeba było go usuwać w znieczuleniu ogólnym. Nieprzytomną wywieźli mnie z sali operacyjnej i tak zostawili na korytarzu pod moją separatką… FRAGMENT KSIĄŻKI W. Marczuk „Walka o Macierzyństwo” historia Grażyny str.149 Grafika Prof. ASP w Poznaniu Maja Wolna #powiedzcomyślisz

Post udostępniony przez Weronika O. Marczuk privat (@weronika.olena)

Źródła: www.instagram.com, www.pudelek.pl, portal.abczdrowie.pl
Fotografie: Instagram

Może Cię zainteresować