×

Tragedia na Podkarpaciu. 51-latek zginął, bo chciał pokazać córkom weselną bramę

Tragedia na Podkarpaciu w małej miejscowości Ziempniów. Pan Bogdan zginął, gdy chciał pokazać córkom weselny zwyczaj. Dramat rozegrał się na oczach najbliższych mu osób.

Popularny weselny zwyczaj

Choć wiele tradycji zanika, niektóre nadal mają się świetnie, jak tzw. brama weselna. Chodzi w niej o to, że postronne osoby, najczęściej dalsi sąsiedzi lub znajomi, zatrzymują samochód, którym para młoda jedzie do ślubu. Często przebierają się przy tym w ciekawe stroje i zabierają ze sobą zabawne rekwizyty. Zatrzymani małżonkowie, jeśli chcą jechać dalej, powinni się „wykupić”.

Łupem najczęściej jest alkohol, ale pomysłów jest wiele. Dzieci dostają oczywiści słodycze. Niektórzy stoją na „bramie” by podtrzymać lokalne zwyczaje i po prostu dobrze się bawić.

Taki sam cel miał 51-letni pan Bogdan, który chciał pokazać córkom weselny zwyczaj. Nikt nie mógł przypuszczać, że tego dnia dojdzie do tragedii, która wstrząśnie mieszkańcami Ziempniowa.

Tragedia na Podkarpaciu

Pan Bogdan postanowił, że razem z córkami i żoną na „bramę” pójdzie skróconą drogą, wiodącą obok stawu. Ta decyzja miała kosztować go życie…

51-latek przypadkowo nadepnął nogą na gniazdo os. Rozwścieczone owady dotkliwe pożądliły mężczyznę. Tragiczne zdarzenia rozegrały się na oczach jego najbliższych.

Mężczyzna zdołał wrócić do domu o własnych siłach, ale jego stan gwałtownie się pogarszał. Wezwano pogotowie, jednak okazało się, że na pomoc jest już za późno… Jak się okazało 51-latek był uczulony. Zmarł w wyniku wstrząsu anafilaktycznego.

Dzień, który miał być radosnym, spędzonym w gronie najbliższych, zamienił się w koszmar.

To nie był pierwszy raz

Wkrótce wyszło na jaw, że nie był to pierwszy raz, gdy pan Bogdan został dotkliwe użądlony. Już rok wcześniej mężczyzna uczulony na jad osy stanął w obliczu zagrożenia. Wtedy pomogła adrenalina, która uratowała panu Bogdanowi życie.

Tym razem mężczyzna nie miał tyle szczęścia… dawka jadu okazała się śmiertelna.

Boguś pracował w gminnej spółdzielni. Był bardzo lubiany. Otwarty, serdeczny, nikomu nie odmówił pomocy

— mówią znajomi zmarłego w rozmowie z Faktem.

Po tragicznym zdarzeniu lokalni strażacy usunęli gniazdo rozwścieczonych owadów.

*Zdjęcia mają charakter poglądowy
Fotografie: Pixabay (miniatura wpisu), Pixabay

Może Cię zainteresować