×

Magda zdradza wstrząsające szczegóły pracy w Biedronce. Jest tam kierowniczką

Na plakatach, które zachęcają do zatrudnienia się w jednym z najpopularniejszych dyskontów w Polsce, widzimy uśmiechnięte twarze pracowników. Jak możemy przypuszczać, są oni bardzo zadowoleni z wynagrodzenia i warunków pracy. Ale czy kolorowe obrazy z plakatów nie są przypadkiem odrealnione? Szczere wyznanie pracownicy Biedronki daje do myślenia. „Wiecznie żyję w nerwach” — mówi Magda w rozmowie z Onetem.

Szczere wyznanie pracownicy Biedronki

„Czy praca w Biedronce jest trudna?”, „ile zarabia pracownik Biedronki?” — m.in. odpowiedzi na te pytania szukają internauci w wyszukiwarce Google. I chociaż pracodawca zachęca atrakcyjnymi zarobkami, ciekawymi benefitami i dobrymi warunkami pracy, w sieci można znaleźć opinie, które przedstawiają inny obraz rzeczywistości. Byli pracownicy piszą nawet o „mobbingu i wyzysku”, a także poniżaniu pracowników. Narzekają na natłok obowiązków i nieadekwatne wynagrodzenie. Powtarzają się opinie o presji i pracy wielozadaniowej, wykonywanej w ciągłym biegu. Problemem ma być zbyt mała liczba zatrudnianych osób.

W podobny sposób na temat pracy w Biedronce w rozmowie z Onetem wypowiada się Magda (imię zostało zmienione), która jest kierownikiem w jednym z wrocławskich sklepów. 33-latka podkreśla, że czuje się wyczerpana psychicznie i żyje w stresie. Skarży się na nadmiar obowiązków.

Zacznę od tego, że przychodząc do pracy, widzę jeszcze dwie albo trzy osoby. Ostatnio było tak, że pracowałam sama do godz. 7.30, bo ktoś nie dotarł. Co prawda miałam do pomocy Ukrainkę, przysłaną z agencji pracy, ale na razie niewiele zrobi. Dlatego siedziałam na kasie, dopóki nie zjawił się rzeczywisty kasjer. W międzyczasie musiałam zrobić swoje biurowe rzeczy — sprawdzić ceny, bo codziennie mamy kontrolę, potwierdzić je w innych sklepach, przeprowadzić inwentaryzację i KKW, czyli jeszcze dodatkową kontrolę cen, składać zamówienia. Często mówię, że jedna jestem jak trzyosobowy zespół.

— utyskuje 33-latka.

Nagana, braki kadrowe, rozwrzeszczani klienci

Tuż przed rozmową z dziennikarką Onetu, Magda otrzymała naganę od kierowniczki rejonu. Powód? Nie zdążyła przygotować sklepu na czas. Kobieta wyjaśnia, dlaczego nie radzi sobie z natłokiem zadań. Spośród 20 zmian, 12 rozpoczyna o godz. 5:45.

Braki w ludziach były i są — towaru przybywa, a presja, żeby zwiększać przychód, jest coraz większa. Widzę jednak, że w innych sklepach jest spokój, ludzie pracują w swoim tempie, a my po prostu cały czas gonimy

— opowiada Magda.

Osoba prowadząca zmianę (ja albo moi zastępcy) musi być dlatego, że kasjerzy nie mogą zostać sami. Gdyby nie było w ogóle „nocki”, trzeba by zostać do momentu przyjazdu dostawy

— dodaje.

Magda wskazuje, że pracownicy tak naprawdę nie wiedzą, za co mają płacone. Narzekają na wynagrodzenie, które jest nieadekwatne do stażu pracy i wypełnianych obowiązków. Niektórzy rezygnują z pracy po kilku tygodniach. Mówią, że inaczej wyobrażali sobie pracę w Biedronce. Nie wytrzymują presji.

U nas liczą się wyniki, jak jest audyt, trzeba wszystko rzucić i zadbać o dobry wynik. (…) Jesteśmy między sobą bardzo szczerzy i stąd wiem, że większość ma tej pracy dość. (…) Ciągle są telefony, że np. kogoś nie będzie, że ktoś chce się zwolnić. Nie mam czasu dla siebie i swojej rodziny. Mój mąż bardzo się denerwuje, bo nawet w czasie wolnym ludzie do mnie wypisują.

— opowiada Magda w rozmowie telefonicznej.

Kierownictwo stara się ponoć „rozwiązać problem”, zatrudniając pracownice z Ukrainy, przysyłane przez agencję. Sęk w tym, że Ukrainki często nie radzą sobie z językiem polskim na tyle, by móc je np. wysłać do pracy na kasie. To prowadzi do wielu stresujących sytuacji. Kolejki się wydłużają, klienci są coraz bardziej zdenerwowani, a pracownicy jeszcze mocniej sfrustrowani.

Szczerze, to wstyd mi kogokolwiek zapraszać na rozmowę o pracę

— kwituje kobieta.

Źródła: kobieta.onet.pl
Fotografie:

Może Cię zainteresować