Stefan W. groził śmiercią byłemu przyjacielowi. Chciał się zemścić na nim za to, co go spotkało
Wciąż trwają ustalenia, czym tak naprawdę kierował się Stefan W. atakując prezydenta Gdańska podczas trwania finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. W sieci pojawiły się nawet doniesienia, że morderca chciał zaatakować samego Andrzeja Dudę. Więcej na ten temat tutaj. Teraz „Super Express” donosi, że 27-latek po wyjściu z więzienia, w którym spędził ponad 5 lat, miał urządzić polowanie na swojego przyjaciela z czasów dzieciństwa, Tobiasza.
Mężczyźnie miał grozić śmiercią
Stefan i Tobiasz znali i przyjaźnili się od najmłodszych lat. Obaj wzięli nawet udział w jednym z napadów na placówkę bankową, z których niegdyś zasłynął zabójca Pawła Adamowicz. Wkrótce po tym Tobiasz został zatrzymany i skazany na 2 lata pozbawienia wolności. Kiedy wyszedł na wolność, rozpoczął nowe życie, co miało nie spodobać się Stefanowi, który chciał zemścić się na swoim byłym koledze – tak twierdzi przynajmniej Tobiasz.
Ubzdurał sobie, że jestem odpowiedzialny za to, co go spotkało. Byłem przygotowany na to, że jak go spotkam na ulicy to będziemy się bić – mówi
Nachodził dawnego kolegę w domu
Kiedy Stefan wyszedł na wolność, słowa i obawy Tobiasza szybko znalazły odzwierciedlenie w rzeczywistości. 27-letni mężczyzna 23 grudnia wybił cegłą okno w mieszkaniu dawnego kolegi. Przerażony tym, co się stało, ojciec Tobiasza chwycił za telefon i zawiadomił o całym incydencie policję, która miała zbagatelizować sprawę. Na kolejny atak nie trzeba było długo czekać. Doszło do niego zaledwie tydzień później.
Znów poszliśmy na policję. Mówiłem, że Stefan rozpowiada, że mnie zabije i że mnie szuka. Jeden z policjantów, chyba dzielnicowy, poszedł z moim tatą do niego do mieszkania i pukał do drzwi, ale nikt im nie otworzył – relacjonuje Tobiasz Ł
Na tym dochodzenie zakończono. Kolejny atak miał miejsce 1 stycznia. W związku z nim do policji na przełomie grudnia i stycznia dotarły kolejne sygnały o niebezpiecznych poczynaniach 27-latka. Reakcja za każdym razem miała być bardzo podobna.
Kiedy o tym czytamy, w głowie po raz kolejny rodzi się pytanie: Czy śmierci prezydenta Gdańska można było uniknąć?