×

„Myślałem cały czas o żonie i kolegach” – słowa górnika uratowanego po 24 godzinach

W środę, 30 stycznia ratownicy uratowali ostatniego górnika, który zaginął po silnym wstrząsie w kopalni Rudna w Polkowicach. Nie było z nim kontaktu przez ponad 24 godziny. Na szczęście okazało się, że mężczyzna żyje i jest w dobrym stanie.

Kim jest ten górnik?

49-letni Marek Tobiński, bo o nim mowa. Pochodzi z Głogowa, ma żonę i troje dzieci. W kopalni pracuje od 29 lat. Mógłby już przejść na emeryturę. Liczył jednak, że popracuje przynajmniej do jubileuszu.

Próbował się ratować

Doświadczony górnik próbował się uwolnić. Jednak wszystko było tak bardzo zasypane, że nie był w stanie wyjść sam. Mężczyzna włączył światła maszyny i mrugał nimi, aby ratownicy „wiedzieli, że jest cały”.

W momencie wstrząsu, Tobiński siedział w kabinie operatorskiej. Dzięki temu przeżył. „Klatka”, jak nazywają potocznie kabinę pracownicy kopalni, miała specjalne wzmocnienia konstrukcyjne i zapewniła bezpieczeństwo górnikowi.

Wiedział, że go uratują

Górnik jest w dobrym stanie, ale trafił na obserwację do szpitala. Nie zwątpił nawet na chwilę, że ekipa ratunkowa go odnajdzie.

Nie miałem chwili zwątpienia. O 23.00 usłyszałem kopiąca maszynę. Nie wiedziałem dokładnie gdzie, ale wiedziałem, że pewnie dokopują się do mnie

Bardzo ucieszył się na widok ratowników. Jak przyznaje, przybił im piątkę.

Zachował spokój i cierpliwie czekał

Chociaż wierzył, że go uratują, to jednak był świadomy tego, że akcja może potrwać wiele godzin. Oszczędzał wodę i jedzenie.

Został mi litr wody. Nie było wiadomo, kiedy ratownicy dojdą, to tak sobie wziąłem wodę i piłem dwa łyki na godzinę. Tak samo z jedzeniem, bo jeszcze bułkę miałem. Zjadłem ja sobie wczoraj wieczorem i dzisiaj rano

O czym wtedy myślał?

Podczas oczekiwania na pomoc, myślał przede wszystkim o żonie i pozostałych górnikach.

Jak przyznał dziennikarzom:

Myślałem o żonie, jak będzie się pieklić. Tym bardziej, że miałem iść na emeryturę, a nie poszedłem. I o kolegach jeszcze myślałem, bo czułem, że nie tylko mnie zasypało, tylko że pięćset, sześćset metrów dookoła też

Najpoważniejszy wypadek w pracy

Sam moment wstrząsu porównuje do wybuchu bomby i wspomina, że przez pierwsze 20 min po tąpnięciu nie było nic widać, jedynie kurz. W jego karierze górniczej zdarzały się już wcześniej niebezpieczne sytuacje, ale tak poważna jak ta, pierwszy raz.

Teraz pan Tobiński chce jak najszybciej opuścić szpital i wrócić do rodziny

Może Cię zainteresować