Koronawirus uderza w gastronomię. Rząd przedłuża restrykcje do odwołania
Epidemia koronawirusa w Polsce przybiera na sile. W związku z tym rząd przedłuża restrykcje wprowadzone przed kilkoma tygodniami. Restauratorzy są załamani.
Jedzenie wyłącznie na wynos
Podczas konferencji prasowej 23 października premier Mateusz Morawiecki ogłosił zamknięcie lokali gastronomicznych w związku z drugą falą koronawirusa. Nowe obostrzenie weszło w życie dzień później (24 października).
Od tego czasu restauracje, puby i bary mogą jedynie wydawać dania na wynos i dowozić je do klientów.
Zdaniem specjalistów, (…) w pomieszczeniach gastronomicznych znajduje się bardzo dużo osób na niewielkiej powierzchni. W związku z tym dochodzi do częstych zakażeń, a maseczka nie jest tam używana. Te pomieszczenia są słabo wietrzone
– mówił wówczas na konferencji prasowej szef rządu.
Już wtedy Morawiecki zastrzegł, że ten dwutygodniowy termin może zostać przedłużony, „jeśli pod koniec drugiego tygodnia nie zauważymy zmiany w liczbie zakażeń lub, co gorsza, jeśli ta liczba będzie rosła”.
Rząd przedłuża restrykcje
W poniedziałkowy (2 listopada) wieczór w Dzienniku Ustaw opublikowana została nowela rozporządzenia dotycząca gastronomii. Przedłuża ona obecny stan, w którym lokale mogą wyłącznie wydawać posiłki lub działać na wynos. W rozporządzeniu podano, że te przepisy obowiązują „do odwołania”.
W praktyce oznacza to ogromny spadek przychodu dla firm gastronomicznych. Jak podaje gazeta Rzeczpospolita, restauracje nie zanotowały nagłego skoku zamówień telefonicznych czy internetowych. Jak tłumaczy Anna Bielecka, rzecznik Pyszne.pl:
Nie zaobserwowaliśmy w ostatnich dniach odbiegającej od normy liczby zamówień. Natomiast liczba zgłoszeń restauracji w październiku znacznie przewyższa liczbę z tego miesiąca z lat poprzednich.
Nawet duże sieci odczuwają problem. Anna Borys-Karwacka, dyrektor ds. relacji korporacyjnych McDonald’s Polska nie ukrywa, że spadek przychodów jest bardzo odczuwalny:
Maksymalny spadek sprzedaży, jaki zanotowaliśmy w czasie lockdownu, wyniósł 70 proc. To poziom, którego nie jesteśmy w stanie odrobić, działając w ograniczony sposób, bez otwartych sal jadalnych.
Dla wielu przedsiębiorców przedłużone restrykcje mogą oznaczać całkowite załamanie przychodów firmy i w konsekwencji ich zamknięcie. Niedawno premier obiecywał pomoc dla sprzedawców kwiatów, którzy ucierpieli w skutek zamknięcia cmentarzy przed Wszystkimi Świętymi.
Czy restauratorzy także będą mogli liczyć na pomoc rządu?
Napisz do nas, jeśli spotkała Cię historia, którą chcesz się podzielić:
@redakcja@popularne.pl