Zeznania pracownika escape roomu są wstrząsające. Radek próbował ratować dziewczyny
Polska żyje tragedią, która rozegrała się 4 stycznia w Koszalinie w tzw. escape roomie. Media wciąż donoszą o kolejnych faktach w tej sprawie.
Ostatnie urodziny
Na miejscu zginęło pięć nastoletnich dziewczyn. Chciały ciekawie spędzić urodziny przyjaciółki. Niestety, śmiertelnie zatruły się tlenkiem węgla.
W wyniku pożaru, jaki wybuchł w budynku ucierpiał także 25-letni Radosław D., pracownik “pokoju zagadek”.
Zeznania pracownika escape roomu
W niedzielę mężczyzna, który był w budynku w momencie tragedii, złożył zeznania przed koszalińską prokuraturą. Został przesłuchany w charakterze świadka. Ma status pokrzywdzonego w tej sprawie. Aktualnie przebywa w szpitalu w Gryficach.
Opis wydarzeń
25-latek usłyszał dziwne odgłosy wydobywające się z jednej z butli gazowych. Próbował zakręcić butlę, ale gaz nadal się ulatniał. W końcu doszło do wybuchu i pożar zaczął się rozprzestrzeniać. Ogień odciął mężczyźnie drogę do pokoju, w którym przebywały dziewczyny. Chciał zadzwonić po pomoc, ale wypadł mu telefon. Doznał poważnych oparzeń, zdołał jednak wybiec z budynku i powiedzieć o pożarze pierwszej napotkanej osobie.
Jeszcze w tym momencie był na tyle świadomy, że te czynności zdołał wykonać – mówił rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie, Ryszard Gąsiorowskiego
Zasady gry
Radosław D. przyznał, że został zatrudniony przez Miłosza S. Szef opisał mu istotę gry i wytłumaczył, jakie czynności ma wykonywać.
Praca mężczyzny polegała na przyjmowaniu uczestników, wyjaśnianiu im zasad gry i wręczeniu krótkofalówki, za pomocą której mogli kontaktować się z pracownikiem.
Postawiono zarzuty
Właścicielowi obiektu, Miłoszowi S. przedstawiono pierwsze zarzuty. Jest wnukiem osoby, która zarejestrowała działalność gospodarczą, chociaż faktycznie to właśnie on prowadził escape room w Koszalinie. Więcej o tym TUTAJ