Tu tak śmierdzi, że w zasadzie nie powinnam tu zostać nawet minuty. Nie czujecie panie czy tak lubicie śmierdzieć? Nie wiem, czy chcę tu być, cokolwiek robić. Jeszcze jaka nazwa – jakby same żule przychodziły tu jeść. Strasznie.

Gdy weszła do środka, jej oczom ukazała się brudna kanapa. Wytarła ją chusteczką i usiadła, mówiąc:

Tu nie ma warunków nawet do tego, żeby tyłek posadzić.

Gessler, chciała lekko przesunąć stół i wtedy okazało się, że jest on na stałe przytwierdzony do podłogi. Niespodziewanie pod wpływem lekkiego nacisku rozpadł się na kawałki!

To są warunki niebezpieczne dla mojego zdrowia, mojego ubrania, urody, zapachu moich włosów, zapachu moich ciuchów. Ale syf! Uciekam stąd.

Prowadząca program nie zdecydowała się na zamówienie choćby jednego dania. Wyszła z restauracji, apelując do właścicielki o posprzątanie. Ku zdumieniu Magdy Gessler, na jednej z kamer wyraźnie było widać biegnącą przez kuchnię mysz. Jak się wkrótce okazało, restauratorkę czekało jeszcze jedno spotkanie z gryzoniami.

Degustacja „popisowych” dań

Następnego dnia Gessler wróciła do „Szybkiej szamy”, aby skosztować najlepszych zdaniem właścicielki dań. Gwiazda programu nie omieszkała wydać opinii na temat nazw posiłków.

Skrajna głupota. Kto wymyślił te nazwy pizzy? (…) Wie pani co mi przypomina ta karta? Polaków za granicą w sandałach w brudnych skarpetach. (…) „Sam się spróbuj”, czyli co? Sam sobie zrobisz masturbację?

W pierwszej kolejności zaserwowano spaghetti. Magda Gessler nie była nim zachwycona.

Makaron jest najgorszego rodzaju. Tak mąkę czuć, że łeb odpada, ale ten ktoś, kto robi sos nie ma złego smaku.

Pizza również nie doczekała się pochwały z jej strony.

Nie mam pojęcia, co ja jadłam. Albo mydło, albo ser. Jest to tak tłuste, tak ohydne, a wygląda naprawdę smacznie. Jeszcze tak ohydnego sera w życiu nie miałam w ustach.

Brud, smród i myszy

Trzeciego dnia gospodyni programu udała się do podziemi lokalu. Restauratorka nie mogła uwierzyć w to, co tam zastała. Piwnica obfitowała w śmieci, stare zamrażarki przemysłowe i przede wszystkim brud. Ponownie Gessler użyła dosadnych słów.

Ale brudno. Straszny syf. Tu śmierdzi gównem mysim.

Chwilę później tuż pod jej nogami przebiegła mysz.

Aaaaaa! Mysz! I już mnie tu k*rwa nie ma.

Magda Gessler od razu skierowała się do wyjścia. Przed opuszczeniem lokalu zdążyła jeszcze nakrzyczeć na właścicielkę.

Pani sobie jaja robi? Gdzie mnie pani zaprosiła? Do schronu pełnego odłamków brudu i syfu? I stamtąd pani bierze jedzenie dla ludzi? Do jutra ma tu błyszczeć. Takiego syfu w życiu nie widziałam. Tam jest szynka, którą jem na pizzy. Pani jest leniwa czy niemądra? W głowie się to nie mieści, żeby kobieta dopuściła do takiego stanu we własnej restauracji, która daje jej pieniądze. Wstyd, hańba. Myślałam, że już takiej Polski nie ma.

Zmiany na lepsze

Po osiągnięciu apogeum problemów, mogło być już tylko lepiej. Najpierw zmieniono nazwę baru na „Schadzkę przy piecu”. Następnie wprowadzono do karty nowe pozycje, takie jak kanapka ze śledziem i gzikiem, grochówka, pizza z prosciutto, kubeł sałaty czy zapiekanka.

Oprócz tego, Gessler nauczyła ekipę, jak powinna ze sobą współpracować. Kolacja będąca podsumowaniem programu zakończyła się sukcesem. Gessler mówiła:

Czuję, że się udało. Wiem, że się udało. Jestem przeszczęśliwa. Jest fantastycznie.

Rewolucja przyniosła oczekiwane skutki. Utargi dzienne zaczęły rosnąć i niekiedy wynosiły nawet 4700 zł dziennie. Niestety, problem myszy pozostał. Właścicielka tłumaczy:

Ze względu na to, w jakim jesteśmy regionie, przy polu, jest to nieuniknione. Jesteśmy poobstawiani łapkami na wszystkie możliwe sposoby.

Miejmy nadzieję, że „Schadzka przy piecu” nie osiądzie na laurach, nadal będzie się rozwijać i toczyć walkę z myszami.

Fotografie: TVN/ Kuchenne Rewolucje (miniatura wpisu), Instagram