Lew zaatakował właściciela zoo, który wszedł na wybieg. Turyści krzyczeli z przerażenia
Mike Hodge to 67-letni właściciel jednego z mieszczących się w RPA zoo. W ostatnim czasie zrobiło się o nim bardzo głośno, a wszystko z powodu niebezpiecznego zdarzenia, podczas którego starszy mężczyzna otarł się o śmierć. Wszystko zostało uwiecznione na nagraniu przez jednego z turystów.
W paszczy lwa
67-latek wszedł na teren wybiegu dla lwa, aby zbadać źródło podejrzanego zapachu dochodzącego zza ogrodzenia placu, na którym przebywało dzikie zwierzę. Sytuacja zamieniła się w prawdziwy horror, kiedy w pewnym momencie lew zaczął biec w kierunku 67-latka.
Choć Mike próbował uciec, tuż przy wyjściu został schwytany przez ogromne zwierzę, które następnie przeciągnęło mężczyznę przez kilkanaście kolejnych metrów.
Przebywający w pobliżu całego zdarzenia ludzie krzyczeli z przerażenia. Całą sytuację zauważył na szczęście jeden z pracowników zoo, który wystrzelił w powietrze z broni palnej i odstraszył króla zwierząt na tyle, że zostawił swoją ofiarę. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby nie on.
O włos od śmierci
67-latek trafił do szpitala z obrażeniami szyi i twarzy. Według lokalnych mediów, lew, który zaatakował mężczyznę, został zastrzelony. Warto zaznaczyć, że zwierzę od małego przebywało w tamtejszym zoo.
Hodge ma się już znacznie lepiej. Nie ukrywa również, że śmierć lwa bardzo go dotknęła.
Jest zły z powodu utraty Shamby. Myślę, że próbuje nie dać po sobie tego poznać, ale tak naprawdę w głębi duszy walczy, aby pogodzić się z tym, co się stało
Krytyka
Zamieszczone w mediach nagranie wywołało w sieci prawdziwą burzę.
Wiele osób krytykowało i wciąż krytykuje mężczyznę za to, że „wszedł do paszczy lwa”. Czy powinien aż tak bardzo ryzykować? Nie zapominajmy, że to tylko dzikie zwierzę, którego instynkt rządzi się własnymi prawami.