×

Lekarz opowiedział, co dzieje się na oddziałach COVID-owych. „To umieralnie”

Cała prawda o sytuacji w szpitalach wygląda zupełnie inaczej niż twierdzą rządzący. Anestezjolog, który na co dzień spotyka zakażonych koronawirusem, powiedział jak obecnie wygląda rzeczywistość oddziałów covidowych. Jego opowieść jest przerażająca.

Ludzie nie chcą trafiać do szpitali

Z dnia na dzień rośnie ilość zakażeń koronawirusem, a jednak pomimo zatrważających statystyk, rządzący zapowiedzieli już, że wkrótce zostaną otwarte galerie handlowe i sklepy meblowe. Dziennikarz Paweł Reszka opublikował w mediach społecznościowych porażający post, w którym podzielił się z internautami relacją anestezjologa, który na co dzień pracuje z chorymi na COVID-19. Lekarz twierdzi, że pomimo faktu, że codziennie zwiększa się ilość dostępnych łóżek, w rzeczywistości pacjenci nie mogą liczyć na fachową opiekę. Paweł Reszka tłumaczy, że oddziały covidowe są bardzo prowizoryczne i nie zostały odpowiednio przygotowane.

Wieszasz kartkę na drzwiach: „Oddział covidowy” – i już! Ale co to za oddział covidowy bez respiratorów, sprzętu, personelu? Sprzęt w kartonach: cewniki naczyniowe, cewniki pęcherzowe. Personel przypadkowy, z łapanki.

Anestezjolog wyznał, że bardzo przykro jest mu patrzeć na umierających pacjentów, ale wie, że nie może im pomóc. Jego zdaniem szpitale zmagają się z niedoborem sprzętu i personelu. Co więcej, w placówkach panuje chaos, który paraliżuje pracę. Zdaniem medyka obecnie jedyną funkcją szpitali jest to, aby ludzie nie umierali na ulicach.

Te oddziały to umieralnie. Są po to, żeby ludzie nie schodzili na ulicy.

Cała prawda o sytuacji w szpitalach

W swoim facebookowym reportażu Reszka dzieli się szokującymi wypowiedziami anestezjologa. Mężczyzna miał powiedzieć, że popełnianie błędów w sztuce jest na porządku dziennym. Nieustannie mają miejsce sytuacje, w których personel zaniedbuje swoje obowiązki np. zapomina o wymianie butli z tlenem.

Jeszcze pójdziemy za to siedzieć. To jest przecież sprawa do prokuratury. I co ja powiem: Pacjent zmarł, bo skończyła się butla z tlenem, bo nie było komu przypilnować, bo jest mało pielęgniarek? A co to obchodzi żonę tego faceta? Albo pana prokuratora? Jak widzisz, trudno przeżyć w moim szpitalu.

Okazuje się, że żona lekarza również jest zakażona koronawirusem. Anestezjolog twierdzi, że modli się, aby nie musiała trafić do szpitala, ponieważ zdaje sobie sprawę, że znacznie bezpieczniej jest w domu. Będąc we własnych czterech ścianach nie musi przynajmniej obawiać się, że niedopatrzenie medyka spowoduje szkodę na jej zdrowiu. 

Czy przepracowany lekarz albo pielęgniarka zauważy, że tlen w butli się kończy? Skoro ja się boję, co muszą przeżywać inni ludzie, którzy nie są lekarzami?

Fotografie: Twitter (miniatura wpisu), Facebook, Twitter

Może Cię zainteresować