×

Wypadek autobusu w Warszawie na moście. Wstrząsające informacje w aktach sprawy

Wypadek autobusu w Warszawie na moście Grota-Roweckiego. Od tragicznego wydarzenia minęło ponad pół roku. 27-letni kierowca, który był pod wpływem amfetaminy, doprowadził do śmierci 75-latki. Portal Gazeta.pl dotarł do prokuratorskich akt śledztwa. Te zwierają szokujące szczegóły dotyczące wypadku…

Wypadek autobusu w Warszawie na moście

Był 25 czerwca 2020 roku, piękny, słoneczny dzień. Około godz. 12.40 w Warszawie doszło do tragedii, która odbiła się szerokim echem w całej Polsce.

Autobus linii 186, kierujący się w stronę pętli na Szczęśliwicach, nagle wypadł z trasy S8 na Wisłostradę. Wtedy przyczyny zdarzenia były dla wszystkich zagadką. Z pierwszych medialnych doniesień wynikało, że 27-letni kierowca autobusu w chwili zdarzenia był trzeźwy. Wkrótce okazało się, że to nieprawda.

Zginęła 75-letnia kobieta, 18 osób zostało rannych, w tym jedna ciężko. Media obiegły zdjęcia rozerwanego na pół autobusu. Jego tylna część długo pozostawała na moście. Strażacy musieli ją zabezpieczyć. Inaczej mogłaby runąć i zagrozić życiu i zdrowiu jeszcze większej liczby osób.

Ta tragedia otworzyła puszkę Pandory.

„Swoją głupotę zabiłem człowieka”

Kierowca autobusu to 28-letni obecnie mężczyzna. To, co zrobił, odcisnęło piętno na życiu jego i jego bliskich. Gdy doszło do tragicznego wypadku, młody mężczyzna wraz z partnerką oczekiwał na narodziny trzeciego dziecka.

Jak się okazało, 28-latek prowadził autobus pod wpływem amfetaminy. Narkotyki znaleziono zresztą także w jego plecaku. To było 12 białych tabletek, łącznie nieco ponad 0,5 grama netto amfetaminy. Teraz Tomaszowi U. grozi do 12 lat więzienia. Ale będzie musiał się także zmierzyć z wyrzutami sumienia.

Pamiętam, że jechałem i w którymś momencie film mi się urwał. Kiedy wrócił, widziałem przed sobą barierki. Próbowałem odbić kierownicę, pamiętam moment spadku. Pamiętam, że pomagałem jednej z osób wyjść z autobusu i potem już nic więcej

– mówił Tomasz U. dzień po tragedii.

Wtedy nie odpowiedział na pytania o amfetaminę. Późniejsza analiza zapisów monitoringu wykazała, że młody mężczyzna na ok. 20 sekund stracił kontakt z rzeczywistością. Nie wykonywał w tym czasie żadnych ruchów ciała.

Portal Gazeta.pl ujawnia informacje z prokuratorskich akt tej głośnej sprawy. Wśród nich są również zeznania Tomasz U. i jego partnerki.

Kobieta twierdzi, że Tomasz U. nie nadużywa alkoholu. Nic nie wie o narkotykach, jedynie o lekach, które 28-latek bierze ze względu na chory kręgosłup.

Byłem pod wpływem środków odurzających. Leczyłem się na kręgosłup. Wróciłem w poniedziałek do pracy po zwolnieniu lekarskim, choć źle się czułem. W dniu wypadku rano również źle się czułem, zgłosiłem to, ale trzeba było jechać z uwagi na sytuację, brakowało ludzi. Pojechałem. Myślałem, że jak wezmę amfetaminę, to mi pomoże

– tłumaczył Tomasz U.

Swoją głupotą zabiłem człowieka

– dodał.

Jak wynika z akt sprawy, wersji kierowcy nie potwierdza rzeczniczka firmy Arriva. Kobieta twierdzi, że tego dnia kierowca nie zgłaszał niedyspozycji i nie informował dyspozytora o żadnych przeciwwskazaniach do podjęcia pracy. Kto mówi prawdę?

„Zacząłem się niepokoić, że nie odbiera telefonu”

W aktach znalazły się także zeznania pasażerów pojazdu i bliskich zmarłej kobiety. Mąż i syn oczekiwali na jej powrót. 75-latka tego dnia pojechała na cmentarz, by odwiedzić groby bliskich…

O godz. 13, kiedy wróciłem do domu, a żony nie było, wspólnie z synem zaczęliśmy dzwonić po szpitalach. Wiedziałem już o tym wypadku i poinformowałem o tym syna. Wiedziałem, że żona miała właśnie w tych godzinach wracać i zacząłem się niepokoić, że nie odbiera telefonu

– mówił mąż kobiety.

Po trzech godzinach w jego domu zjawiają się policjanci ze zdjęciem 75-latki. Spełniają się najgorsze przypuszczenia.

Zeznania świadków

W chwili wypadku w autobusie przebywało 40 osób. Według jednej z pasażerek, kierowcy zależało na tym, by ratować pasażerów.

(…) wybijał młotkiem szybę w szyberdachu, byśmy mogli wyjść. Nie zwracał uwagi na siebie, ale oceniał stan poszkodowanych, chciał udzielać pomocy, prosił o jak najszybsze opuszczenie autobusu z powodu wycieku benzyny i zagrożenia pożarem. Pośpieszał nas i mobilizował do wyjścia, pomagał, jak mógł

– zeznawała 45-letnia kobieta.

Świadkowie zdarzenia potwierdzają, że Tomasz U. opuścił autobus dopiero wtedy, gdy wyszli z niego wszyscy pasażerowie.

Porażają okoliczności tragedii, o których mówią pasażerowie.

W tamtej chwili byłam pewna, że umrę. Spadając, słyszałam huk tłuczonego szkła, tarcie autobusu o barierkę i beton (…) Upadła na mnie starsza kobieta. Zaczęła krzyczeć, że ją przygniatam i chciała, abym z niej zeszła. A to ona przygniatała mnie sobą

– opowiadała 36-letnia pasażerka.

Miałam wrażenie, że jedna z osób przeleciała w powietrzu w pobliżu mnie. Wyrzuciło mnie z siedzenia i poleciałam do przodu. (…)

– relacjonowała kolejna pasażerka.

Gdy się ocknęłam, dalej byłam przy tych drzwiach. Wszędzie mnóstwo szkła. Jakiś mężczyzna z kaskiem rowerowym na głowie krzyczał, żebym się do niego zbliżyła. Udało mi się doczołgać do okna. On wtedy wziął mnie na ręce i wyniósł

– czytamy w zeznaniach 46-latki.

Pomocy poszkodowanym w wypadku udzielał również kierowca ciężarówki. Jak przyznał:

Pomogłem wyjąć z autobusu małe dziecko. Widziałem wśród poszkodowanych dziewczynę, która miała w plecach dziurę jak pół pięści. Sądziła, że plecy ją bolą, bo wczoraj była na siłowni.

Wypadliśmy z chłopakiem przez drzwi, które już nie miały szyby. Z tego, co pamiętam, uderzyłam głową o kostkę brukową

– mówiła 21-latka.

Przed sądem Tomasz U. zeznaje, że bierze narkotyki jedynie okazjonalnie, podczas imprez…

Źródła: wiadomosci.gazeta.pl, warszawa.wyborcza.pl, Popularne.pl
Fotografie: Twitter (miniatura wpisu), Twitter

Może Cię zainteresować