Mama miała szansę przytulić swoje dziecko tylko raz. To, co wtedy się stało jest niewytłumaczalne
Carolyn Isbister, gdy dowiedziała się o swojej ciąży, była niesamowicie szczęśliwa. Miała kochającego męża i do pełni szczęścia brakowało im tylko potomstwa. Na samym początku wszystko wydawało się normalne. Niestety wkrótce para przeżyła tragedię… W macicy Carolyn doszło do poważnej infekcji. Lekarze musieli odebrać poród.
Zaledwie po 24 tygodniach na świat przychodzi Rachael, ważący tylko 500 gramów aniołek. Lekarze nie dawali dziecku żadnych szans. Przygotowali rodziców na najgorsze. Dziewczynka ich zdaniem miała przeżyć zaledwie kilkanaście minut…
Carolyn nie wyobraża sobie, że jej córka miałaby odejść, nie będąc w jej ramionach...
Matka nie chciała, aby jej dziecko umarło, dlatego mocno je tuliła do swojej skóry.
Carolyn chciała, aby ta chwila trwała wieki i wierzyła głęboko, że jej bliskość wpłynie w jakiś sposób na tę chwilę. To, co się wydarzyło krótko po tym, ciężko nawet opisać słowami.
Poprzez ogrzewanie noworodka swoim ciałem, mama sprawiła, że dziewczynka zaczęła oddychać!
"Nikt nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje. Ani ja, ani mój mąż ani lekarze. Wszyscy byliśmy w szoku. I wtedy moje maleństwo zaczęło płakać. Lekarze dalej twierdzili, że nie ma już nadziei, ale ja czułam, że będzie inaczej. Moja mała wróciła! Jej policzki się zarumieniły i zaczęła regularnie oddychać".
Dziewczynka została podłączona do respiratora. Po 5 tygodniach mogła już oddychać samodzielnie.
W szpitalu dziecko przebywało jeszcze przez 4 miesiące. Rachael przybrała także na wadze. Rodzice są bardzo dumni ze swojego maleństwa: "Walczyła tak dzielnie. To prawdziwy cud, że ona jest tu dzisiaj. Lekarze dawali jej przecież tylko 20 minut życia, a moje tulenie przywróciło jej siły! Nigdy tego nie zapomnę... Dziś Rachael jest zdrowa, wesoła i uwielbia się tulić".
Matczyna miłość to najsilniejsze uczucie na świecie. Świetna historia, która udowadnia, że należy słuchać swojego głosu serca.
