Lekarz uznał, że to infekcja oczu. Gdyby nie druga opinia specjalisty, dziewczynka mogła umrzeć

Infekcje, takie jak zapalenie spojówek, u małych dzieci są dość powszechnym problemem. Paul i Haylene Robson myśleli, że to spotkało ich małą, 6-letnią córeczkę. Kiedy Stella została zabrana do lekarza, doktor przepisał jej specjalne antybiotyki i kremy, które w kilka dni miały rozwiązać problem z okiem dziewczynki.

Efekt był zupełnie odwrotny od zamierzonego – oczy Stelli wciąż pęczniały. Lewa powieka zrobiła się jasnoczerwona i zaczęła się podnosić ku górze.

Rodzice wiedzieli, że dzieje się coś złego, dlatego ponownie zabrali córkę do specjalisty, tym razem innego. Dopiero wtedy przerażająca prawda wyszła na jaw. Okazało się, że Stella ma guza, który rozwija się między okiem, a mózgiem.

Guz wyrastał z oczodołu i miał około 1,5 cm. Swoim kształtem przypominał dzwon – powiedziała Gaylene.

U 6-latki zdiagnozowano histiocytozę komórek Langerhansa – rzadko występujący nowotwór kości. Dzisiaj dziewczynka jest już po operacji usunięcia guza. Chirurdzy pozbyli się go wchodząc przez fałdę powieki. Zrobili to bez uszkodzenia tkanki lub mózgu.

Przeszła 12 tygodniową chemioterapie, aby upewnić się, że rak zniknął. Specjaliści upewnili się również, czy w ciele nie ma żadnych przerzutów – na szczęście nie.

To była najgorszy okres w naszym życiu. Słowa, takie jak rak czy guz, kompletnie nic nie znaczą dla małej Stelli. Dla nas, dla dorosłych osób jest to cios prosto w serce – mówi Paul, ojciec dziecka.

Po tygodniach intensywnej chemioterapii, Stella była poddawana chemii podtrzymującej raz na trzy tygodnie przez około rok czasu. Dzisiaj nie ma już żadnych oznak straszliwej choroby.

Rodzina jest wdzięczna szpitalowi za to, że pomagał 6-latce na każdym etapie leczenia i oferował pełne wsparcie nie tylko dziecku, ale także pomagał rodzicom walczyć ze stresem i negatywnymi myślami, które niejednokrotnie pojawiały się w ich głowach. Dzięki opiece specjalistów, dzisiaj mogą być już spokojni o los swojego dziecka.