×

Śmigłowiec spadł do jeziora na Mazurach. Do sieci trafiło przerażające nagranie

We wtorek rano śmigłowiec runął do jeziora Tałty na Mazurach. Po wypadku trzy osoby trafiły do szpitala. Do sieci trafiło nagranie, na którym zarejestrowano moment zdarzenia.

Śmigłowiec runął do jeziora

Do wypadku śmigłowca Robinson 44 doszło wczoraj (6 lipca) na Mazurach. Śmigłowiec runął wprost do jeziora Tałty, na przeciwko Hotelu Gołębiowskiego w Mikołajkach. Jako pierwsi do poszkodowanych dotarli ratownicy Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Na pokładzie śmigłowca były trzy osoby – pilot oraz dwie kobiety.

Jak poinformował Polsat News, służby otrzymały zawiadomienie o wypadku ok. godz. 9.30. Helikopter wystartował z lotniska, które znajduje się w pobliżu jeziora. Potem zdołał pokonać zaledwie 300 metrów trasy. Następnie stracił moc w silniku i z impetem wpadł do wody.

Maszyna zatonęła. Na szczęście pasażerów helikoptera udało się uratować. Jedna osoba wydostała się ze śmigłowca o własnych siłach. Pilota oraz dwie pasażerki przewieziono do szpitala. Ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.

RMF FM podało, że pasażerki – 36-latka i 17-latka to obywatelki Ukrainy. Z kolei pilot to obywatel Polski, również pochodzenia ukraińskiego.

Przyczyny wypadku wyjaśnia Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych. Według wstępnych ustaleń policji, mogło dojść do jakiejś awarii. Pilot próbował ratować sytuację i posadzić śmigłowiec na wodzie. Jednak duże kontrowersje wzbudziło nagranie, do którego dotarł tabloid „Fakt”.

Przerażające nagranie z kabiny pilota

Z archiwalnych nagrań pilotów maszyny Robinson 44 wynika, że wcześniej na pokładzie dochodziło do ryzykownych zachowań. Piloci nie stosowali się do zasad bezpieczeństwa.

Miesiąc przed katastrofą pasażer śmigłowca nagrał jego wcześniejszy lot nad jeziorem Tałty. „Fakt” zaznacza, że nie wiadomo, czy za sterami siedział wtedy ten sam pilot. Ale nagranie daje do myślenia… Widać na nim, że pilot leci niebezpiecznie blisko tafli wody i pływających po jeziorze łodzi.

Jerzy Dziewulski, antyterrorysta i szef ochrony prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, ocenia to zachowanie jako bardzo nieodpowiedzialne.

Pilot przesadził. Manewr zbliżenia się do łodzi był bardzo ryzykowny. Podleciał tak blisko, że maszyna mogła zawadzić wirnikiem o anteny radiowe tych łodzi. To zdecydowanie byłaby katastrofa.  To nieodpowiedzialne popisywanie się. Ja rozumiem, że można zrobić nalot na łodzie, ale na litość boską, nie na taką odległość. Gdzieś są granice, których nie wolno przekraczać!

– mówi ekspert.

Również jeden z okolicznych mieszkańców w rozmowie z tabloidem przyznaje, że w tym miejscu „często latają tym śmigłowcem jak wariaci”.

Służby będą prowadzić dochodzenie w kierunku spowodowania wypadku w ruchu lotniczym.

Fotografie:

Może Cię zainteresować