×

Prof. Simon pochował 18-letnią córkę. Poruszające wyznanie znanego lekarza

Krzysztof Simon jest jednym z najbardziej znanych specjalistów w dziedzinie chorób zakaźnych w Polsce. Niewiele osób jednak wie, że prof. Simon pochował córkę. Miała tylko 18 lat.

Znany specjalista

Dla wielu Polaków prof. Krzysztof Simon jest twarzą walki z Covid-19 i wielkim autorytetem. Niektórzy uważają go wręcz za przewodnika po nowej, pandemicznej rzeczywistości. Mężczyzna znany jest ze swoich bezkompromisowych wypowiedzi na temat walki z pandemią koronawirusa.

Oprócz tego, prof. Simon jest ordynatorem Oddziału Zakaźnego Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala im. Gromkowskiego we Wrocławiu. Jest też w Radzie Medycznej powołanej przez premiera Mateusza Morawieckiego. Na co dzień walczy na pierwszej linii frontu z koronawirusem.

Ostatnio specjalista udzielił wywiadu Gazecie Wyborczej. To właśnie w niej podkreślił, że wiele błędów w trakcie walki z pandemią nie zostało popełnionych z winy rządu:

Nie ma dobrych rozwiązań, w tak trudnej sytuacji są średnie, słabe albo niedobre.

Przyznał także, że nie jest idolem prezesa PiS. Stwierdził, że „ma chyba inną skalę wartości niż pan Kaczyński”:

Współczuję mu z powodu śmierci bliskich, jednak nigdy bym nie wpadł na pomysł, żeby demonstrować to przed wszystkimi. Żeby robić publiczne msze, łamać przepisy, które ustalamy. My zamykamy cmentarze, a on jedzie na groby. Czułbym się skrępowany taką manifestacją. To publiczny striptiz. Patrzcie, jaki jestem nieszczęśliwy, współczujcie mi wszyscy.

I właśnie wtedy profesor opowiedział o chyba najbardziej dramatycznym przeżyciu, jakie może spotkać rodzica.

Prof. Simon pochował córkę

Okazuje się, że prof. Simon w 2003 roku stracił ukochaną córkę, u której sam zdiagnozował chorobę. Gdy zmarła miała zaledwie 18 lat. Całe życie było przed nią. Wspomniał, że Blanka była wyjątkowo uzdolnioną, wysoką blondynką:

Córka wybitnie zdolna, wysoka blondynka, filar drużyny siatkówki. Twardy człowiek, jej bracia są delikatniejsi. Nasz rodzinny brylant, ale może tak wybitne dzieci tak agresywnie chorują. Dzisiaj może by przeżyła, są nowsze metody leczenia. Wtedy pomagali mi wszyscy, którzy mogli. Brała leki, jakich nikt nie miał w kraju, całe pudła mi poprzychodziły. Potem dałem te leki siedmiorgu innym dzieciom.

Dziennikarz Gazety Wyborczej zapytał specjalistę, czy był on przy córce, gdy odchodziła. Jak przyznał, to dla niego trudny temat:

W tym momencie wyszedłem. Bo wiedziałem. Sam poprosiłem o wprowadzenie jej w narkozę. Kiedy widziałem już zaburzenia rytmu serca, wyszedłem przed budynek. Nie byłem w stanie.

Profesor zaznacza jednak, że nie chce, jak niektórzy politycy, obnosić się z własnym nieszczęściem:

Tylko wie pani, ja bym nie chciał, jak niektórzy politycy, obnosić się z własnym nieszczęściem. Do pasji doprowadza mnie afiszowanie się ze swoimi sprawami prywatnymi. Urodziłem się 1 listopada, sam lubię spacery po cmentarzach, ale robić z takich chwil wydarzenia publiczne?

Źródła: wyborcza.pl, www.se.pl, www.fakt.pl
Fotografie: Twitter (miniatura wpisu), Twitter

Może Cię zainteresować