Kary dla lekarzy za zakażenie się koronawirusem. Zatrważające doniesienia
Pracodawcy grożą karami za zakażenie się koronawirusem. Jest to strategia powszechnie, choć bezprawnie stosowana w polskich szpitalach.
Zaczęło się od obietnic
Pomysł finansowego nagradzania medyków walczących na pierwszej linii pandemii był dyskutowany od miesięcy. Wreszcie, w połowie października minister zdrowia Adam Niedzielski obiecał dodatek wynoszący 100 proc. wynagrodzenia z tytułu zwalczania COVID-19 przysługujący każdemu medykowi zaangażowanemu w walkę z epidemią. Ponadto wszyscy medycy, którzy będą skierowani na kwarantanne lub izolację mają otrzymywać pełne wynagrodzenie.
Jak się okazuje, w praktyce różnie to wygląda… Szefowie wielu placówek uważają, że medycy zakażają się koronawirlsem na własne życzenie. Przekonanie to wyraził w liście dyrektor jednego ze szpitali, skierowanym do personelu. Treść pisma opublikowała Rzeczpospolita:
W szpitalu odnotowano niepokojącą ilość zakażeń SARS-CoV-2. (…) ustalono, że główną przyczyną transmisji wirusa między pracownikami w szpitalu są wzmożone kontakty zewnętrzne (m.in. imprezy zorganizowane). Wobec osób, które przyczyniły się, postępując w sposób lekkomyślny, do wystąpienia ognisk zakażenia w szpitalu, zostaną podjęte działania dyscyplinarne, zgodnie z kodeksem pracy, a w przypadkach ekstremalnych postępowanie zgodnie z art. 161 kodeksu karnego. Okres przebywania na kwarantannie/izolacji będzie niepłatny (w przypadku umów cywilnoprawnych).
Pracodawcy grożą karami
Chociaż, jak alarmują prawnicy, tego rodzaju groźby są bezprawne, to w wielu szpitalach się je stosuje. Jak ujawnia przedstawiciel Okręgowej Rady Lekarskiej dr Tomasz Imiela w rozmowie z Rzeczpospolitą, groźby nagany, konsekwencji służbowych czy ukaranie lekarza brakiem pensji przez cały czas, gdy przebywa na kwarantannie, są na porządku dziennym. Dyrektorzy zdają sobie sprawę z tego, że są one pozbawione podstaw prawnych, dlatego najczęściej nie wyrażają ich na piśmie.
Dr. Imiela zauważa, że personel medyczny nie zakaża się przecież specjalnie. Warunki w polskiej służbie zdrowia są trudne. Często skąpi się na podstawowe środki ochrony osobistej, więc z braku wystarczającej ilości jednorazowych gogli czy fartuchów, lekarze pożyczają je od siebie wzajemnie, co ułatwia transmisję koronawirusa.
Na dodatek z powodu braków kadrowych Ministerstwo Zdrowia zniosło zakaz pracy w kilku miejscach, więc jeden medyk może tego samego dnia pracować na oddziale dla chorych na Covid-19, w dzielnicowej przychodni i Domu Opieki Społecznej, co sprzyja pojawiania się nowych ognisk choroby.
Jak przypomina Rzeczpospolita, pogróżki stosowane przez dyrektorów placówek szpitalnych nie mają mocy prawnej. Zasady wypłaty świadczeń w trakcie kwarantanny regulują odrębne przepisy i nie ma podstaw do tego, by placówki medyczne wyznaczały własne i dotyczy to każdej formy zatrudnienia, również na umowach cywilnoprawnych. Poza tym pracodawca nie ma prawa ingerować w życie prywatne pracowników, więc sugestie, że zakazili się na imprezie są już zupełnie nie na miejscu.