×

Kiedy był dzieckiem zgwałcił go ksiądz. Słowa własnego ojca nim wstrząsnęły

Po 48 latach milczenia wyznał prawdę. Mężczyzna opowiada o tym, jak przed laty został wykorzystany seksualnie przez księdza. Pedofil nigdy nie został ukarany, ponieważ ojciec zabronił mu zeznawać. Nazwał swojego poszkodowanego syna zboczeńcem.

Pedofilia w Kościele

Temat pedofilii w polskim kościele nieustannie powraca jak bumerang. Niecałe dwa tygodnie temu zmarł ksiądz Eugeniusz Makulski, który w filmie braci Sekielskich był oskarżany o molestowanie seksualne osoby nieletniej. Przypadków przemocy seksualnej jest jednak znacznie więcej. Problem jest na tyle drażliwy i intymny, że bardzo często ofiary przez długie lata ukrywają prawdę. Podobnie było w przypadku 60-letniego dziś Krzysztofa Warchoła. Mężczyzna po upływie 48 lat od gwałtu postanowił podzielić się z mediami swoim świadectwem. W wywiadzie udzielonym serwisowi Onet opowiedział ze szczegółami o tym, jak wyglądało molestowanie oraz jaki wpływ wywarło na jego dalsze życie.

Na skutek wydarzeń, które w ostatnim czasie mają miejsce w Kościele, Krzysztof Warchoł zdecydował się zgłosić do mediów i wyznać, co spotkało go przed laty. Przyznał, że do dziś nawet jego najbliżsi nie wiedzą o tym, że został potwornie wykorzystany.

O tym, co mnie spotkało, nie wiedzą wciąż moja mama, siostra i brat. A mama jest głęboko wierząca. Po tym, co zrobił mi ksiądz, poszedłem do bierzmowania – zresztą bierzmował mnie ówczesny kardynał Karol Wojtyła. Później ochrzciłem swoje dzieci i aż do momentu, kiedy moja starsza córka Kasia przygotowywała się do komunii świętej, chodziłem do kościoła. Potem przestałem. Dziś mam 60 lat i nie wiem, ile jeszcze pożyję. Chcę, żeby moje świadectwo było pełne i wiarygodne. Dlatego daję nazwisko i twarz.

Traumatyczne dzieciństwo

Krzysztof Warchoł wspomina, że jego dzieciństwo było wyjątkowo trudne ze względu na ojca alkoholika, który stosował wobec niego przemoc. Był bity kablem i terroryzowany. Jako dziecko tak bardzo bał się swojego ojca, że na wieść o jego powrocie do domu, dostawał biegunki.

Kiedy jako dzieciak słyszałem, że ojciec podjeżdża pod blok na motorze, od razu dostawałem sraczki. Nie w przenośni! Normalnie musiałem biec do kibla. Tak się go bałem.

Pewnego dnia zdecydował się uciec z domu. Zabrał ze sobą wszystkie oszczędności i wsiadł do pociągu do Krakowa. Gdy przybył na miejsce, pewien mężczyzna zauważył, że wałęsa się bez celu po mieście. Podszedł do dziecka i zaproponował, że kupi mu jedzenie w zamian za pomoc w przeniesieniu czegoś. Chłopak zgodził się i wyznał nieznajomemu prawdę o tym, że uciekł z domu z lęku przed ojcem psychopatą. Chwilę później rozegrał się koszmar, który na zawsze zniszczył psychikę Krzysztofa Warchoła. Obcy mężczyzna podstępnie zwabił chłopaka w ustronne miejsce, aby go zgwałcić.

Zaprowadził mnie do jakiejś kamienicy, otworzył drzwi do piwnicy i wepchnął mnie na dół schodami. Pamiętam, że z sympatycznego pana stał się strasznie agresywny. Przycisnął mi głowę do chropowatej ściany i uderzył z otwartej dłoni kilka razy w twarz. Kazał być cicho. Rozpiął rozporek i wyciągnął wielkiego penisa. Zaczął się onanizować. Potem urwał mi guzik w spodniach, zdjął je i majtki też, i kazał, żebym robił to samo, co on. Ale nie mogłem, byłem przerażony.

Po 48 latach milczenia wyznał prawdę

W rozmowie Krzysztof Warchoł wyznał ze szczegółami jak wyglądał gwałt.

Złapał mnie za włosy, kazał uklęknąć i wziąć do ust jego penisa. Kazał je szeroko otworzyć i że jak go ugryzę, to zabije, zatłucze. Dusiłem się, miażdżył mi krtań, nie mogłem się ruszyć. Potem dławiłem się spermą. Zwymiotowałem, zacząłem kaszleć i ktoś chyba usłyszał, bo próbował otworzyć drzwi do tej piwnicy. Po chwili go już nie było. I pustka.

Po tym przerażającym doświadczeniu, Krzysztof trafił do Milicyjnej Izby Dziecka w Krakowie. Ojciec odebrał go stamtąd i zabrał z powrotem do domu. Jakiś czas później chłopak dowiedział się, kim tak naprawdę był człowiek, który go wykorzystał.

Dopiero po kilku miesiącach w czasie lekcji sekretarka weszła do klasy i kazała mi iść do dyrektorki. Bałem się, że coś przeskrobałem i znowu dostanę drewnianą linijką po łapach, bo dyrektorka była ostra, lubiła przylać. W gabinecie rozpoznałem tego miłego pana z Milicyjnej Izby Dziecka. Poprosił dyrektorkę, czy możemy przejść gdzieś, gdzie będziemy sami. Byłem strasznie zmieszany, nie chciałem, żeby się wydało. Pokazał mi kilka zdjęć i kazał powiedzieć, czy kogoś rozpoznaję. Od razu go poznałem. To był na pewno on. Później pokazał mi jeszcze jedno zdjęcie. Było większe, format pocztówkowy, takie z ząbkami. I to był ten sam człowiek – ale w sutannie… Szok!

Ojciec Krzysztofa nie zgodził się, aby ten zeznawał w sprawie przeciwko duchownemu. Zagroził mu wówczas, żeby pod żadnym pozorem tego nie robił.

Jeżeli komukolwiek o tym powiesz, to cię zabiję, zboczeńcu!

Gdyby nie patologiczne otoczenie, w którym wychowywał się Krzysztof, być może gwałcicielowi zostałaby wymierzona sprawiedliwość.

Fotografie: Imgur (miniatura wpisu), Imgur, YouTube

Może Cię zainteresować