×

Do 53-letniego Andrzeja dwukrotnie wzywano pogotowie. Zmarł tuż po ich wizycie

Pan Andrzej, gdy tylko był w stanie, zawsze robił wszystko, aby pomóc innym ludziom. Nigdy tego nie unikał. Jednak kiedy on potrzebował pomocy, niestety jej nie otrzymał. Gdy wezwano do niego karetkę, ratownicy medyczni stwierdzili, że nie ma potrzeby, aby go zabierać, mimo że był umierający. Wciąż nie wiadomo, dlaczego.

Honorowy dawca krwi

Andrzej Mularczuk miał 53 lata i mieszkał w Chełmie. Był dobrym, miłym i obowiązkowym człowiekiem. Zawsze starał się pomagać innym. Śmiało można powiedzieć, że dzięki niemu żyje bardzo wielu ludzi, ponieważ był honorowym krwiodawcą. Niestety, w momencie kiedy to jego życie trzeba było ratować, pomocy ze strony innych zabrakło.

Nie zdążył pomóc po raz ostatni

W czasie pierwszego weekendu czerwca 53-latek miał zacząć remontować mieszkanie swojej siostry. Był w końcu budowlańcem i potrafił zrobić oraz naprawić dosłownie wszystko – prawdziwy „pan złota rączka”. Niestety, nie zdążył tego zrobić. Oto, jak ostatnie chwile życia Pana Andrzeja przedstawia Sylwia Mularczuk, jego córka:

W całym domu był bałagan. Po pracy ciocia pościeliła tacie na posłaniu zrobionym na podłodze. Otworzył sobie piwo, ale nie wypił całej butelki, bo był zmęczony. Szybko usnął, ale w środku nocy bardzo źle się poczuł

53-latek miał bardzo wysokie ciśnienie. Zaczął narzekać, że niesamowicie boli go głowa. Twierdził, że czuje się tak, jakby coś w niej trzasnęło.

Przyjechało pogotowie

Już kilka chwil po tym, jak obudził siostrę, zaczął mówić nieskładnie i tracił możliwość kontrolowania ruchów. Kobieta niezwłocznie wezwała karetkę. Podejrzewała, że jej brat ma udar. Ratownicy medyczni jednak nie zabrali Pana Andrzeja do szpitala, aby dokładnie go zbadano. Dali mu po prostu zastrzyk i tabletkę pod język. Kiedy ciśnienie krwi zaczęło spadać, odjechali.

Było coraz gorzej

Wizyta ratowników medycznych w niczym nie pomogła. 53-latek czuł się coraz gorzej. Zaczął bardzo charczeć i oddawał mocz w niekontrolowany sposób. W pewnej chwili kontakt z nim całkowicie się urwał. Siostra Pana Andrzeja nie mogła na to patrzeć. Po raz kolejny zadzwoniła po pogotowie. Do jej mieszkania znów przyjechała ta sama ekipa ratunkowa.

Tym razem mężczyźnie podano relanium. Według ratowników medycznych 53-latek cierpiał na padaczkę alkoholową. Znów nie chcieli go zabrać. Chwilę po tym, jak odjechali, zostawiony bez pomocy Pan Andrzej, zmarł. Dopiero po czasie okazało się, że przyczyną jego śmierci było pęknięcie tętniaka.

Zawiadomienie prokuratury

Córka Pana Andrzeja nie może pogodzić się z tym, że jej ukochany tata zmarł w takich okolicznościach. Postanowiła zawiadomić prokuraturę. Wszczęto właśnie dochodzenie w kierunku narażenia człowieka na niebezpieczeństwo utraty życia oraz nieumyślnego spowodowania śmierci.

Nie mogę pogodzić się z tym, że ojciec odszedł w taki sposób. Wiem, że trudno byłoby go uratować, ale gdyby chociaż ktoś spróbował…

Wiadomo także, że wewnętrzne postępowanie rozpoczęto również w pogotowiu ratunkowym. Pani Katarzyna Hapońska-Gajewska, szefowa pogotowia w Chełmie, powiedziała w rozmowie z reporterami portalu fakt24.pl tylko tyle:

Dopóki nie będziemy mieć pełnych ustaleń, nie będę komentować sprawy. Myślę że wyjaśnienie wszystkiego powinno zająć około dwóch tygodni

Może Cię zainteresować