Ocalał z wypadku polskiej pielgrzymki. Ze szczegółami opowiada przebieg wypadku
Ks. Rafał Działak miał dużo szczęścia — otrzymał drugie życie. Duchowny ocalał z wypadku polskiej pielgrzymki i doskonale pamięta moment, w którym doszło do tragedii. Co pomyślał, gdy zorientował się, że autokar zjechał z drogi?
Ocalał z wypadku polskiej pielgrzymki
W autokarze, który wyruszył z Polski do Medjugorje, było 42 pielgrzymów i dwóch kierowców. Oprócz świeckich pielgrzymów autokarem podróżowało także trzech księży i sześć zakonnic. Wszyscy, którzy przeżyli tragiczny wypadek, mogą mówić o ogromnym szczęściu.
To nie było zwykłe wypadnięcie z drogi, tylko zderzenie się z betonową ścianą. Uczestnicy, którzy przetrwali, mieli bardzo dużo szczęścia
– powiedział w rozmowie z RMF FM ekspert ds. ruchu drogowego Łukasz Kucharski.
Jednym z tych, którzy mogą mówić o szczęściu, jest ks. Rafał Działak, kapłan jednej z parafii w Koninie. Duchowny czuje się dość dobrze, jednak nadal nie może wstawać z łóżka. Przebywa w szpitalu na obserwacji.
Jestem trochę poobijany, trochę poszyty, trochę poobcierany. Mam złamanie kości krzyżowej, kazano mi leżeć, nie mogę ruszać nogami
– przekazał w rozmowie z Polską Agencją Prasową.
„Zaraz będziemy fruwać”
Duchowny z Konina należy do tych osób, które doskonale zapamiętały moment wypadku. Była 5:40 rano, większość pielgrzymów smacznie spała. Podróżujący mieli zaufanie do kierowców. Jechali zgodnie z przepisami, mieli wieloletnie doświadczenie.
W autokarze w momencie wypadku wyrwane zostały wszystkie siedzenia. Wszystkie przedmioty, telefony, torebki, które każdy gdzieś miał poleciały, zaginęły. To dlatego nie wiadomo było, kto zginął, kto jest nieprzytomny i trafił na intensywną terapię
– wyjaśnia ks. Rafał Działak, który przeżył tragedię w Chorwacji.
Duchowny nie spał, gdy autokar zaczął zjeżdżać z trasy. Siedział w przedostatnim rzędzie.
Nie spałem od 3.15. Wprawdzie siedziałem w przedostatnim rzędzie, ale obserwowałem sobie wszystko. Na granicy z Chorwacją czekaliśmy jakieś 20 minut, była kontrola paszportowa. Pan Paweł, z którym jestem w pokoju mówił, że za przejściem granicznym kierowcy zatrzymali autokar i się wymienili. Ujechali niewiele i wydarzyło się to, co się wydarzyło
– relacjonuje w rozmowie z PAP.
Pan Paweł mówił mi, że w pewnym momencie usłyszał coś jakby wystrzał koła. Powiedział: jakby autobus złapał kapcia. Dla mnie to byłoby jakieś wyjaśnienie tego, dlaczego autobus nagle zjechał z prostej drogi. Pamiętam, że powiedziałem sobie: Boże drogi, jedziemy w pole, zaraz będziemy fruwać! Okazało się, że trafiliśmy prosto w wybetonowany rów. Autokar wbił się przodem, jego góra się przełamała
– dodaje.
Duchowny na razie nie wie, kiedy wróci do kraju. Chorwaccy lekarze chcą go zatrzymać na obserwacji przynajmniej przez kilka dni.