×

Historia „Kamyczka”. Chłopca, którego nikt nie chciał pochować

Malutki, bezbronny chłopiec, którego nikt nie chciał pochować. Biologiczni rodzice zostawili go zaraz po narodzinach, a rodzina zastępcza nie chciała go nawet odwiedzać. Kamyczek, bo tak nazwali maluszka wolontariusze z hospicjum Gajusz, odszedł w zaledwie siódmym tygodniu życia. Nigdy nie zrozumie, dlaczego nie zaznał w życiu miłości…

Gdy umarł Kamyczek – chłopiec z hospicjum Gajusz, nikt nie chciał go pochować

Historia tak smutna, że pęka serce. Z pewnością nie jest to artykuł dla ludzi wrażliwych i o słabych nerwach.

Wiosną tego roku urodził się Kamilek „Kamyczek”. Już od samego początku został skazany na samotność. Leżał sam na sali noworodków. Zawinięty w szpitalny koc… nikt go nie odwiedzał, nikt się nim nie interesował.

Nie było przy nim nikogo, kto przytuliłby go i dał mu poczucie bliskości. Nocami, gdy płakał nie było przy nim mamy, która otarłaby łzy. Nie rozumiał, dlaczego nagle zostawili go całkiem samego.

Noworodek potrzebuje czuć dotyk, bicie serca mamusi. Niestety ani ona, ani nikt z jego krewnych nie zabrał maluszka ze szpitala. W związku z tym, Kamilek trafił do rodziny zastępczej, ale tam też nie odnalazł miłości…

Chłopiec był bardzo chory

Kamyczek miał liczne choroby neurologiczne. Prawdopodobnie to przestraszyło jego biologiczną mamę, która uciekła, zostawiając go w szpitalu. Nie mogła sobie z tym poradzić i opuściła maluszka, bez słowa.

Niestety również rodzina zastępcza chłopczyka nie mogła zająć się maluszkiem. Umieścili Kamilka w hospicjum. Jego stan był zbyt ciężki, by zabrać go do domu. Chłopiec często płakał, był niespokojny i bardzo cierpiał.

Pielęgniarka z hospicjum otworzyła przed nim serce…

Jak powiedziała Tisa Żawrocka-Kwiatkowska, Prezesa Zarządu w Fundacji Gajusz w rozmowie z Wyborcza.pl:

Na początku jakby bał się dotyku. W szpitalu nikt go do niego nie przyzwyczaił. Ale szybko dał się ukochać i utulić przez nasz zespół. Stał się ulubieńcem pielęgniarki Ewy

To właśnie ta wspaniała pielęgniarka dała mu namiastkę miłości, na która zasługuje każde dziecko. Nareszcie był w ramiona osoby, dla której był ważny. Miał się do kogo przytulić, gdy tego potrzebował. Kobieta dała chłopcu uroczą ksywkę – „Kamyczek”, ponieważ był bardzo malutki.

Parę tygodni później, 27 czerwca, chłopiec umarł. Żył zaledwie siedem tygodni.

Nikt nie chciał zająć się pogrzebem Kamyczka

Rodzice, krewni, rodzina zastępcza… nikt nie chciał go pochować. Nie obchodziło ich też zorganizowanie jakiegokolwiek pogrzebu.

Pracownicy hospicjum sami zorganizowali chłopcu ostatnie pożegnanie. Na jego pogrzebie zgromadzili się wszyscy wolontariusze, lecz tylko jeden z nich regularnie odwiedza jego grób – to Pani Ewa, pielęgniarka z wielkim sercem.

Kamyczek, chłopiec z hospicjum Gajusz otrzymał biały nagrobek

O historii chłopca usłyszała artystka z Łodzi, Dominika Sadowska, która za darmo zaprojektowała dla niego nagrobek. Wyjątkowy, specjalnie dla niego. Sama była mamą, więc los Kamyczka bardzo ją poruszył.

Problemem okazało się sfinansowanie wykonania projektu. I tu stało się coś nieprawdopodobnego!

Mieszkańcy Łodzi sami zebrali pieniądze i to w jeden wieczór! Gdy fundacja umieściła zbiórkę na swoim profilu na Facebooku, nikt nie spodziewał się, że tak szybko się zakończy.

Zapal znicz dla małego Kamyczka

Łzy napływają do oczu każdemu, kto poznał jego historię. Maleńki grób Kamilka można odwiedzić na cmentarzu Wszystkich Świętych w Łodzi. Znajduje się w kwaterze 21a, rząd 6, miejsce 6.

Dziś, w dniu Wszystkich Świętych wspominamy znanych Polaków, którzy niedawno zmarli. Jednak pomyśl również o małym chłopcu i zapal dla niego świeczkę, gdziekolwiek jesteś…

Źródła: lodz.wyborcza.pl
Fotografie: Facebook.com

Może Cię zainteresować