×

40 lat temu 900 osób popełniło masowe samobójstwo. Wśród nich było kilkaset dzieci

Dokładnie 40 lat temu 18 listopada 1978 miało miejsce masowe samobójstwo, do którego doszło pod dowództwem mężczyzny, który uważał się za kolejne wcielenie Jezusa. Cztery dekady temu, w niedzielę, Jim Jones, charyzmatyczny przywódca amerykańskiego kultu w dżungli z Gujany, nakazał swoim naśladowcom zamordowanie amerykańskiego kongresmana i kilku dziennikarzy, a następnie kazał swoim wyznawcom wypić cyjanek z sokiem i lekami przeciwbólowymi. Nie zwracał uwagi na prośby i na to, że wśród wiernych było kilkaset dzieci…

Zginęło wówczas ponad 900 osób z czego ponad 300 to były dzieci

Jim Jones, lider, urodził się w biednej rodzinie w stanie Indiana. Opisywany jako inteligentne i dziwne dziecko, Jones instynktownie interesował się religią, a szczególnie mocno zwracał uwagę na charyzmatyczne tradycje chrześcijańskie. Z biegiem lat zaczął uważać się za ulicznego kaznodzieję, który był namiętnym zwolennikiem równości rasowej.

Minęło 40 lat, odkąd przywódca Świątyni Ludów doprowadził do śmierć ponad 900 swoich naśladowców

Dziś jego synowie, którzy przeżyli masakrę, ponieważ tego dnia byli poza obozem, twierdzą, że wciąż próbują znaleźć przebaczenie dla swojego ojca i siebie. Wiele osób zajmowało się sprawą tej masakry, próbując dojść do tego, jak kilkaset świadomych osób, było w stanie podjąć taką decyzję. Wśród nich jest dziennikarz Tim Reiterman, który pisze o tym w swojej książce.

Wiele z jego wyznawców były to osoby przyzwoite, pracowite, świadomie społeczne, wykształcone i inteligentne. Oni mieli tylko głęboką potrzebę pomocy bliźnim i chcieli służyć Bogu, a nie przyjmować samozwańczego boga na ziemi

Jednak jak pokazuje historia, ich losy potoczyły się zupełnie inaczej. Świątynia Ludu opowiadała się za socjalizmem i życiem w komunie. To było kluczowe i najważniejsze.

W 1965 roku, kiedy Jones miał około 30 lat, zmienił podejście Świątyni Ludów

Odsunął się od tradycyjnych nauk chrześcijańskich, opisując siebie w kategoriach mesjanistycznych i twierdząc, że jest reinkarnacją takich postaci jak Chrystus i Budda. Twierdził również, że jego celem przez cały czas był komunizm i bycie równym ze wszystkimi.

W latach 70. Świątynia Ludów, obecnie z siedzibą w San Francisco, zyskała znaczące wpływy polityczne. Zaangażowanie Jonesa wobec zdeptanych przyniosło mu podziw lewicowych ikon. Świątynia odniosła częściowy sukces, ponieważ była użyteczna politycznie.

Jednak już wtedy istniały oznaki złowieszczego planu wobec ludzi. Można było odnieść wrażenie, że wyznawcy tego „kościoła” poświęcą się całkowicie utopijnemu projektowi Jonesa – oddali swoje osobiste bogactwo, przepracowywali długie godziny nieodpłatnej pracy dla kościoła, zrywali kontakt z rodziną, a kobiety były seksualnymi niewolnicami. Oczekiwano, że będą wychowywać swoje dzieci w komunie. Jako dowód zaangażowania, członkowie Świątyni zostali poproszeni o podpisanie fałszywych zeznań, że molestowali swoje dzieci (!), a wszystko po to, aby w razie chęci wypisania się z kościoła, Jim miał możliwość szantażowania ich.

W końcu Świątynia przeniosła się do Gujany, dawnej brytyjskiej kolonii w Ameryce Południowej

Jones stwierdził, że może dzięki temu zbudować utopijne społeczeństwo bez rządu i mediów. Walcząc z tropikalnym klimatem i ograniczonymi zasobami, ludzie z Jonestown zaczęli przekształcać gęstą dżunglę w działającą komunę rolniczą, zwaną wkrótce „Jonestown”. Podczas prac nad kościołem megafon dostarczał ludziom godzinne monologi lidera. Wieczorami uczęszczali oni na obowiązkowe lekcje propagandy, a prac pilnowali strażnicy. Zaczęto w pewnym momencie praktykować coś, co nazywało się „białymi nocami” i było niczym innym jak popełnianiem samobójstwa. Byli bici, gwałceni, okradzeni z bogactw i szantażowani, ale także narkotyzowani, aby wbić ich w trans.

Ludzie, którzy tam mieszkali, zaczęli narzekać na ciężkie warunki i pracę ponad wszelkie możliwości psychiczne i fizyczne. O tym, co się działo w Jonestown władzom w USA opowiedziała Deborah Layton, która wyznała, że zamiast raju, żyła w piekle. Na rozkaz zaniepokojonych członków rodziny w USA kongresman z Kalifornii, Leo Ryan, zorganizował delegację dziennikarzy i innych osób, które chciały odwiedzić Jonestowna, by sprawdzić, co tam się dzieje i czy ich bliscy są bezpieczni. Delegacja przybyła do Jonestown w dniu 17 listopada 1978 roku.

To właśnie wtedy kongresman dowiedział się, że w Jonestown są osoby, które chcą opuścić miejsce razem z nim

Taki miał też zamiar, aby zebrać je ze sobą. Nie chciał się na to zgodzić Jones, który zabronił jakiegokolwiek wyjazdu. Leo Ryan zabrał te osoby do swojego samolotu, ale nie spodziewał się, że po chwili maszyna otrzyma serię strzałów od wiernych. Wtedy jedna z kul śmiertelnie trafiła kongresmana i to właśnie wtedy guru uznał, że najlepiej będzie, jak zabije wszystkich – ze sobą na czele.

Jones po zabiciu Ryana, wrócił do wiernych i powiedział, że czas rozwiać wszelkie niedopowiedzenia i należy przypieczętować ich los, czyniąc „rewolucyjne samobójstwo”

Mieszkańcy Jonestown, niektórzy akceptujący i pogodni, inni prawdopodobnie zmuszeni, ustawili się w kolejce po kubki i strzykawki z cyjankiem. Dzieci – ponad 300 – zostały otrute jako pierwsze. Na udostępnionych w sieci nagraniach słychać ich płacz…

Gdy wojska Gujany dotarły do Jonestown następnego ranka, odkryły niesamowitą, cichą panoramę, zamrożoną w czasie i przepełnioną martwymi ciałami. Pojawiła się niewielka liczba ocalałych, głównie ludzi, którzy ukryli się podczas samobójstwa. Pewna starsza kobieta, która przespała to, obudziła się i słyszała przerażającą ciszę. Wyszła przed dom i zobaczyła setki ciał… Jones został znaleziony martwy – strzelił do siebie.

Do sieci trafiło przerażające nagranie (w języku angielskim) z dnia 18 listopada 1978 roku, kiedy doszło do masowego samobójstwa

To właśnie to nagranie nazwano „taśmami prawdy”. Słychać na nich Jima Jonesa, który zwraca się do swoich wiernych, namawiając do tego, aby odebrali sobie życie, bo to jedyne rozwiązanie… Z biegiem trwania tego nagrania daje się słychać w tle pewne poruszenie – zupełnie tak, jakby wierni chcieli się rozmyślić i ocalić. Jak niestety pokazuje historia, niewielu z nich zdecydowała się zawalczyć o swoje życie i uciec. Tylko nieliczne jednostki przeżyły. Słowa guru, które padają w tym nagraniu i krzyki ludzi, wywołują gęsią skórę na ciele.

Tylko śmierć może uratować naszą godność. Nawołuję Was do tego, aby przestać to wszystko. Bez smutku, ja się cieszę, że to koniec. Pośpieszcie się moje dzieci. Szybko, szybko siostry. Musicie dać dzieciom strzykawki. Mówię wam, że już więcej nie będzie smutku i bólu. Śmierć jest dla nas najlepszym wyjściem. Nie chciałem zabijać tego pilota i kongresmana, ale jako prorok wiedziałem, że tak się stanie. Oni nie dadzą nam spokoju i nie pozwolą żyć tak, jak chcemy. Musimy przerwać nasze cierpienie.

Po chwili jednak dźwięk urywa się…

Sekcja zwłok guru wykazała, że cierpiał na ciężką chorobę, najprawdopodobniej na raka płuc albo na gruźlicę. W jego organizmie wykryto także narkotyki i ustalono, że był od nich uzależniony od lat.

Może Cię zainteresować