Joana i Arek z Gdańska nie żyją. Ona skoczyła z okna płonącego budynku, a on rzucił się pod pociąg
Joana i Arek z Gdańska byli parą już od jakiegoś czasu. Niestety ich związek zakończył się w tragiczny sposób. Oboje nie żyją. Ona skoczyła z okna płonącego budynku, a on popełnił samobójstwo. W dodatku, jak mówi ich sąsiadka, spodziewali się dziecka.
Joana i Arek z Gdańska – tragiczna śmierć młodych ludzi
Joana i Arek mieszkali w Gdańsku, gdzie wynajmowali jedno z mieszkań przy ulicy Dekerta. On był informatykiem, a ona uczyła się. 25-latka przyjechała do tego miasta na studia. Zakochali się w sobie i już jakiś czas później zamieszkali razem.
W poniedziałek 13 grudnia doszło do przerażającej tragedii. Około 5 rano mieszkanie pary stanęło w płomieniach. Młoda kobieta miała odcięta drogę ucieczki, więc postanowiła skoczyć z okna na 2. piętrze budynku. Upadła na chodnik i roztrzaskała głowę o krawężnik. Z poważnymi obrażeniami zabrano ją do szpitala. Mimo ogromnych wysiłków lekarzy jej życia nie udało się uratować.
Świadkowie twierdzą, że czasie tych dramatycznych wydarzeń Arek stał na ulicy i z kamienną twarzą wszystkiemu się przyglądał. Gdy odjechała karetka, odszedł w kierunku dworca we Wrzeszczu. Niecałą godzinę później również nie żył. Rzucił się pod pociąg Szybkiej Kolei Miejskiej.
Jedna z sąsiadek Joany i Arka w rozmowie z „Super Expressem” powiedziała:
To była cicha i spokojna dziewczyna. Taka zahukana i zdominowana przez Arka. On robił jej sceny zazdrości, obrażał ją, a ona to pokornie znosiła. Słyszałam, że z Arkiem spodziewali się dziecka, ale nie wiem, czy to prawda, bo nie byłyśmy tak blisko. Wolałam się trzymać od niego z daleka. Arek sprawiał wrażenie przyjaznego człowieka, ale bywał też agresywny i stawał się wtedy bardzo nieprzyjemny i wulgarny. Asia nie miała tu nikogo oprócz niego. To wielka tragedia, ale mam nadzieję, że okaże się, że to nie on podłożył ten ogień, a był to tylko nieszczęśliwy wypadek.
Czy to było morderstwo?
Policja i prokuratura sprawdzają już, jak było naprawdę. Według pierwszych ustaleń para pokłóciła się w nocy. Co się stało później? Tego jeszcze nie wiadomo, ale jeden ze scenariuszy mówi, że Arek poczekał, aż Joana zaśnie i podłożył ogień w mieszkaniu. Po wszystkim bezpiecznie wyszedł na ulicę i obserwował pożar oraz rozwój wydarzeń. Kiedy dotarło do niego to, co się stało, popełnił samobójstwo.
Prokurator Grażyna Wawryniuk, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Gdańsku poinformowała, że wszczęto śledztwo w sprawie zabójstwa kobiety:
W tej sprawie zostało wszczęte śledztwo w kierunku zabójstwa 25-letniej kobiety. Wstępnie biegli ustalili, że doszło do podpalenia. Pokój, w którym doszło do pożaru, był wynajmowany przez mężczyznę. Z relacji świadków wynika, że w nocy z mieszkania miały dochodzić hałasy oraz odgłosy kłótni. Mężczyzna był widziany, jak przed pożarem opuścił pokój, a następnie widziany był przed budynkiem, w którym doszło do tragedii. Miał też obserwować, jak 25-latka była reanimowana, po czym oddalił się z miejsca zdarzenia. Mężczyzna wkrótce po tym popełnił samobójstwo, rzucając się pod pociąg.