×

Jak wyglądają kursy przedmałżeńskie w Kościele? „To był dla nas piękny czas”

Jak wyglądają kursy przedmałżeńskie? Wiele par traktuje je jako zło konieczne, coś, co trzeba odhaczyć z listy rzeczy do zrobienia przed ślubem kościelnym. Jednak zdaniem części przyszłych małżonków, w tej kwestii sporo zaczęło się zmieniać, a nauki wreszcie podążają za duchem czasu.

Jak wyglądają kursy przedmałżeński?

Kalendarzyk i zniechęcanie do antykoncepcji – o tych wątkach z kursów przedmałżeńskich zrobiło się głośno. Wiele par zapisywało się na kurs dla formalności, a nie po to, żeby dowiedzieć się na nim czegoś przydatnego. Przyszli małżonkowie traktowali nauki z przymrużeniem oka, pragnąc jedynie mieć to jak najszybciej z głowy. Na szczęście jest szansa, że zacznie się to w końcu zmieniać. Choć nadal nie brakuje krytycznych opinii, są też narzeczeni, którzy uważają, że sporo zmieniło się na plus.

Kursy składają się z kilku spotkań, prowadzonych nie tylko przez duchownych, ale i osoby świeckie. Najczęściej są wśród nich doświadczeni małżonkowie, którzy mogą podzielić się swoją receptą na udany, trwały związek. Jak się okazuje, coraz więcej osób chwali sposób, w jaki prowadzone są nauki.

Kurs przedmałżeński robiliśmy u dominikanów w Katowicach. Od początku zależało nam, żeby to coś wniosło do naszego życia, dlatego też wybór padł na nich. Nie zawiedliśmy się

– twierdzi Monika, cytowana przez Onet.

Jak relacjonuje kobieta, część kursów prowadziło małżeństwo z ponad 30-letnim stażem.

Opowiadali o swoim życiu, które nieraz nie było kolorowe, o równości w małżeństwie i miłości do siebie. O tym, że kiedy pojawiają się dzieci, nie można zapominać i małżonku/małżonce stawiając dzieci na piedestale. I wielu, wielu innych ważnych sprawach

– mówi.

„To był dla nas świetny czas”

Podobną opinię ma Karolina, która uważa, że kursy przedmałżeńskie nie były stratą czasu. Wręcz przeciwnie.

Na każdym spotkaniu był poruszany inny temat, ogólnie dotyczyły one wyznawanych wartości, komunikacji, marzeń, planów, poglądów na różne sprawy. Najpierw małżeństwo opowiadało, jak to było u nich, później każde z nas odpowiadało na przygotowane pytania (często dość szczegółowe), potem w parach czytaliśmy nawzajem swoje odpowiedzi i był czas by o nich porozmawiać. Dwa razy pisaliśmy też do siebie listy. To był dla nas świetny czas

Wiele par wspomina, że ksiądz nie był zgorszony faktem, iż narzeczeni mieszkają ze sobą przed ślubem. Nie próbował piętnować ani pouczać. Co więcej, nie próbował też wmawiać, że należy tkwić w związku na siłę. Nie brakuje narzeczonych, których uczono, że czasami rozstanie jest jedynym słusznym rozwiązaniem, szczególnie gdy dzieje się krzywda. A zamiast o kalendarzyku, rozmawiano z nimi o metodach naturalnego planowania rodziny.

Nie wszyscy idą z duchem czasu

Oczywiście nie brakuje kursów, na których nadal można się poczuć, jakby wehikuł czasu przeniósł narzeczonych do średniowiecza. Ale zaczynają one stanowić wyjątki, a nie regułę. Onet przytacza wypowiedzi kilku kobiet, które z kursów przedmałżeńskich wyszły zniesmaczone.

Dowiedziałam się, że II wojna światowa wybuchła, bo ludzie się nie spowiadali. Dla odmiany mąż prowadzącej miał racjonalne podejście i twierdził, że w razie problemów w małżeństwie trzeba rozmawiać i wybrać się do specjalisty, ale ona uznała, że to nic nie da, bo trzeba się modlić i spowiadać

– opowiada jedna z kobiet.

Podsumowując, kobieta zdaniem księdza ma: 1. Rodzić dzieci; 2. Wychowywać dzieci (nie mylić z przekazywaniem wartości itd.! To rola mężczyzny); 3. Prowadzić gospodarstwo domowe (usługiwać mężowi); 4. Towarzyszyć mężowi (ale najlepiej być cicho i się nie odzywać, bo mężczyzna ma zawsze rację).

– wtóruje inna.

Z kolei Iza wyszła z jednego spotkania bardzo bardzo rozbawiona. Otóż pan, który je prowadził powiedział, że stosunek małżeński może być formą modlitwy o wstawiennictwo…

Przekazał nam teorie na temat tego, jak oprócz zwykłej modlitwy, mszy świętej można prosić Boga o wstawiennictwo i pomoc. Mianowicie cytując pana: „po stosunku z żoną, jak jeszcze jesteśmy nierozłączeni, mówimy, komu ofiarujemy ten stosunek, np. za ciocię Teresę”. Wytłumaczył nam, że przecież miłość dwojga ludzi to największy dar boży, więc można go w taki sposób wykorzystać

Źródła: kobieta.onet.pl
Fotografie: Pixabay, www.pexels.com

Może Cię zainteresować