×

Ze strachu przed mężem utopiła piątkę nowo narodzonych dzieci. Ich ciałka ukryła w zamrażarce

Ta sprawa porusza nie tylko z powodu niewyobrażalnej zbrodni, ale także dlatego, że Jolanta K. została sama z problemami. Być może gdyby miała kogoś, kto umiałby wskazać jej odpowiednią drogę, nie doszłoby do tych makabrycznych wydarzeń?

16 lat temu na posesji rodziny K. znaleziono ciała pięciu noworodków, czterech chłopców i jednej dziewczynki. Bardzo szybko okazało się, kto był odpowiedzialny za śmierć dzieci

Jednak, aby przejść do sedna tej tragedii warto poznać rodzinę Jolanty i Andrzeja. Łatwo wydać osąd, nie znając podłoża historii i tego, jak żyło się tej rodzinie…

Na samym początku para cieszyła się z zamieszkania razem i stworzenia rodziny. Po dwóch latach spotykania się ze sobą, pobrali się

Wprowadzili się do mieszkania Jolanty w Lublinie zaczęli wspólne życie. Sąsiedzi, którzy mieszkali z parą w bloku, jak i później sąsiadowali z ich domem, nie mogli pojąć, jak mogło dojść do takiej tragedii. Cały czas padały słowa, że to była „normalna, zwyczajna rodzina”. Nikt nawet nie podejrzewał, że za drzwiami rodziny K. dochodzi do codziennych awantur, pretensji, gwałtów, co finalnie doprowadziło do śmierci noworodków…

Podkomisarz Maciej Biernacki z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie powiedział „Dom był schludny, dom był zadbany. Na tamte czasy można powiedzieć, że był dobrze wyposażony. Na pierwszy rzut oka tej rodzinie nic nie brakowało”.

Niestety życie szybko zweryfikowało, że Andrzej i Jolanta nie są idealną parą… Mężczyzna nigdy nie krył się z tym, że liczna rodzina nie jest dla niego. Chciał mieć dwójkę, może trójkę dzieci i na tym chciał się zatrzymać. Przy tym jednak, jak się dowiadujemy z późniejszych zeznań kobiety, nie miał zamiaru zatrzymać swojego popędu seksualnego oraz nie uznawał zabezpieczeń. Domagał się jednak tym samym od swojej żony, aby więcej nie rodziła dzieci, bo nie będzie ich za co wykarmić.

Za każdym razem, gdy Jolanta zachodziła w ciążę, jej mąż nie był z tego zadowolony. Nie chciał, aby ich rodzina się powiększała

Kobieta bała się mówić o kolejnej ciąży, ponieważ obawiała się tego, jak na tę nowinę zareaguje jej mąż. W serii „Polskie zabójczynie” na kanale Crime + Investigation poznajemy tę rodzinę nie tylko tak, jak prezentowana była w prasie, ale przede wszystkim zaznajamiamy się z ich historią, z tym, jakie było ich życie, gdy nikt nie patrzył. Nie wszystko wyglądało tak, jak widzieli to sąsiedzi…

Według zeznań Jolanty w domu nie mogła liczyć na pomoc męża, który nie stronił od alkoholu. Najgorsze jednak było to, co działo się pod osłoną nocy. Nawet gdy Jolanta K. nie miała ochoty na zbliżenia z małżonkiem, on siłą próbował jej to wyperswadować. Nie zważał na jej samopoczucie i to, że ze zbliżenia bez zabezpieczeń prędzej czy później może dojść do ciąży. W pewnym momencie zagroził swojej żonie, że nie chce więcej potomstwa i nie wie, jak ona to zrobi, ale więcej dzieci ma nie być.

Przyszedł dzień, który na zawsze zmieniał życie kobiety. Gdy dowiedziała się, że spodziewa się kolejnego dziecka, wpadła w panikę

Nie wiedziała, co ma zrobić. Nie miała oparcia w mężu, a bojąc się tego, co powie o kolejnej ciąży, zaczęła myśleć nad zamordowaniem własnego dziecka. Tak też się niestety stało i gdy nadszedł dzień porodu, Jolanta K. zamknęła się w łazience, pod nieobecność męża, urodziła syna i dokonała najgorszego. Dziecko urodziła w wannie, która była napełniona woda, a dziecko przychodząc na świat od razu topiła… Później malutkie ciałko owijała gazetą, a później reklamówką, którą wkładała do zamrażalki. Zrobiła tak aż pięć razy.

Ani mąż, ani czworo dzieci nie zorientowało się, że kobieta była w ciąży aż tyle razy, a noworodki mordowała i wkładała do chłodziarki. Przez lata trzymała to w tajemnicy. Wszystko jednak zmieniło się gdy rodzina przeprowadziła się do domu we wsi Czerniejów koło Lublina. W czasie przeprowadzki Jolancie bardzo zależało na tym, aby zabrać ze sobą zamrażarkę. Tylko ona wiedziała, co skrywa jej wnętrze.

O tym, co było w środku dowiedzieli się już za niedługi czas mieszkańcy nie tylko wsi Czerniejów, ale cała Polska. Wszystko za sprawą beczek, które zaczęły wydzielać specyficzny zapach. Ojciec poprosił dwie córki, aby zrobiły porządek z beczkami i opróżniły ich środek. To działo się pod nieobecność matki. Gdy 8-latka ze starszą o 4 lata siostrą zaczęły toczyć beczkę na dwór, sama przyznawały, że zapach był nie do zniesienia. Jednak nie miały zamiaru przestać, ponieważ ojciec poprosił je o to, aby opróżniły zawartość.

W momencie, gdy je otworzyły i ujrzały, co znajduje się w środku, momentalnie uzmysłowiły sobie, że jest to coś złego. Pobiegły do domu, powiadomiły o wszystkim ojca, który szybko na miejsce wezwał policję. Nie zdawał sobie sprawy, że za wszystko odpowiedzialna jest jego żona, która przeniosła ciała zamordowanych dzieci z chłodziarki do beczek.

Szybko informacja obiegła nie tylko okolicę, ale cały kraj

Nikt jednak nie wierzył, że rodzina K. może mieć coś wspólnego z tą makabryczną zbrodnią. Niewiele osób wierzyło nawet wtedy, gdy prawda wyszła na jaw. Na samym początku Jolanta K. przyznała się tylko do zamordowania trójki noworodków. Po czasie przyznała się do odebrania życia całej piątce.

Jolanta K. w pierwszym procesie została skazana na dożywocie, natomiast w drugim na 25 lat pozbawienia wolności. Jej mąż został uniewinniony od zarzutów podżegania do zbrodni. Wyrok, jaki otrzymała Jolanta K. nie spotkał się ze zrozumieniem organizacji broniących prawa kobiet. Dla wielu osób nie było zrozumiałe to, dlaczego mąż Jolanty nie stanął przed sądem tak samo jak ona. Jakie argumenty obrona stawiała, aby walczyć o kobietę? Przede wszystkim to, że była zastraszana przez męża, który stosował nie tylko przemoc psychiczną, ale i fizyczną. Do tego zła edukacja seksualna, ograniczony dostęp do tanich środków antykoncepcyjnych oraz strach przed konfrontacją z małżonkiem.

W 2006 roku do Ministra Sprawiedliwości został wysłany list protestacyjny, broniący Jolanty K., który został podpisany przez 20 organizacji i ponad 200 osób, m. in. prof. Wiktor Osiatyński, prof. Magdalena Środa i Krystyna Kofta. Protestowano przeciwko surowemu wyrokowi dla matki dzieci. W sądzie udowodniono, że kobieta była ofiarą przemocy ze strony męża, ale w żaden sposób ten fakt nie został użyty do tego, aby ocenić motywy jej postępowania.

Czy ta historia mogła nie mieć tak dramatycznego zakończenia?

Wiele osób jest przekonanych, że gdyby kobieta miała wystarczającą pomoc oraz wsparcie ze strony męża i nie czułaby przed nim panicznego strachu, nie doszłoby do morderstw.

Może Cię zainteresować