Dziadek odebrał nie swojego wnuka z przedszkola! Chłopca szukało 50 policjantów
W jednym z przedszkoli w Lubartowie dziadek odebrał nie swojego wnuka z przedszkola. Fatalna pomyłka postawiła na nogi 50 funkcjonariuszy Policji.
Dziadek odebrał nie swojego wnuka z przedszkola
Jak podaje TVN24, do fatalnej pomyłki doszło w piątek (6 marca) w jednym z przedszkoli w Lubartowie (woj. lubelskie). Ojciec pani Natalii odebrał z przedszkola 7-letniego wnuka, po czym poszedł do sali obok po młodszego wnuka. 4-latka jednak nie było. Wówczas przedszkolanka powiedziała, że dziadek już go odebrał. Wtedy zawiadomiono matkę chłopca i policję.
Do akcji poszukiwawczej zmobilizowano całą lubartowską policję, przysłano posiłki z Lublina, a także zaangażowano psa tropiącego. Łącznie w akcji wzięło udział 50 funkcjonariuszy. Wiadomo było tylko tyle, że dziecko wyszło z przedszkola ze starszym mężczyzną.
Pracownicy przedszkola przejrzeli monitoring. Jak powiedziała pani Natalia w rozmowie z TVN24:
Mężczyzna, którego zobaczyłam na nagraniu, wyglądał bardzo podobnie do mojego ojca. Miał kurtkę i spodnie takiego samego koloru. Jedyna różnica była taka, że mój tata nie nosi czapki, a ten, który odebrał moje dziecko, nosił. Zresztą starsi ludzie, do tego w maseczkach, są do siebie bardzo podobni.
W międzyczasie przedszkolanka zorientowała się, że zaszła fatalna pomyłka. Okazało się, że synka pani Natalii odebrał około 80-letni dziadek jego kolegi z grupy. Pomylił go z własnym wnukiem!
Chłopcy mają podobnie brzmiące imiona, chodzą w takich samych kurtkach i mają czapki takiego samego koloru. Z tym, że jedna jest wełniana, a druga bawełniana. Przedszkolanka dobrze znała osobę, której powierzyła dziecko. Nie skojarzyła tylko w pierwszym momencie, że dziadek odbiera nie to dziecko. Codziennie odbieranych jest u nas 150 dzieci. W naszej placówce nigdy wcześniej nie doszło do takiej sytuacji, a odbierający byli niejednokrotnie legitymowani
– powiedziała TVN24 dyrektorka Przedszkola Miejskiego nr 4 w Lubartowie Iwona Kożuchowska.
Co się działo w tym czasie z 4-latkiem?
W tym czasie starszy mężczyzna zaprowadził nie swojego wnuka do domu. Tam dał mu zupę, a na deser cukierka. Włączył też bajkę w telewizji. Jakiś czas później dziadek zorientował się w swojej pomyłce. Chciał zadzwonić do przedszkola, ale wtedy do drzwi zapukali funkcjonariusze.
Jak wyjaśniła pani Natalia, chłopcy bardzo się przyjaźnią i mieli obiecane, że któregoś dnia z przedszkola obierze ich dziadek jednego z nich i zabierze do domu, aby mogli się pobawić. Jej syn uznał, że to właśnie ten dzień i poszedł ze starszym mężczyzną, którego bardzo dobrze znał.
Syn powiedział mi później, że zjadł dwie miski zupy ogórkowej i smakowała mu ona nawet lepiej niż w domu. Teraz się uśmiecham, ale to, co się działo i co wszyscy przeżyliśmy, jest wprost nie do opisania.
Kobieta ma nadzieję, że nikt nie poniesie konsekwencji z powodu fatalnej pomyłki:
Nie widzę tu niczyjej winy. Doszło zwyczajnie do pomyłki. Dyrekcja zachowała się wzorowo. Dziękuje również przedszkolance, która zapamiętała tak dużo szczegółów i wskazała, kto odebrał mojego syna. Jestem też pełna podziwu dla policji. Reakcja była błyskawiczna, a zaangażowanie ogromne.
Jednakże w sprawie prowadzone jest postępowanie dotyczące ewentualnego narażenia życia lub zdrowia dziecka. Dopiero po jego zakończeniu zapadnie decyzja o możliwości postawienia zarzutów.