×

Bezdomny umierał powoli na ławce tuż przed szpitalem na oczach medyków

Bezdomny zmarł pod szpitalem, ponieważ nie chciał przyjąć jakiejkolwiek pomocy. Przechodnie i medycy z pobliskiej placówki biernie obserwowali, jak mężczyzna, w którego nogach żyją pasożyty powoli umiera na ławce. Jak to możliwe, że doszło do takiego horroru?

Historia bezdomności

Szokujące wydarzenia rozegrały się w Parku Zdrojowym w Świnoujściu. To właśnie tam 66-letni pan Zbigniew spędzał większość swojego czasu odkąd został bezdomnym. Jak stwierdziła dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Świnoujściu Hanna Lachowska, mężczyzna od 16 lat był bezdomnym.

Pan Zbigniew był beneficjentem pomocy społecznej od września 2004 do lipca 2020 roku. Trafił do Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie jako osoba bezdomna przebywająca wówczas w Schronisku dla Osób Bezdomnych prowadzonym przez Fundację Instytut Św. Brata Alberta przy ul. Jachtowej w Świnoujściu.

W grudniu 2008 roku pan Zbigniew uzyskał lokal socjalny. Mężczyzna dbał o porządek  w mieszkaniu. Co miesiąc otrzymywał pomoc finansową z MOPS i zasiłek z powodu swojej niepełnosprawności w stopniu umiarkowanym. Hanna Lachowska opowiada:

Otrzymywane świadczenia finansowe, w głównej mierze, przekazywane były na opłaty czynszu za lokal socjalny oraz zakup posiłków.

W marcu 2013 roku pan Zbigniew stracił stały zasiłek, ponieważ komisja uznała, że jest osobą niepełnosprawną w stopniu lekkim. Półtora roku później, w listopadzie 2014 roku, po wygranej sprawie w sądzie mężczyzna ponownie uzyskał zasiłek. Otrzymał nawet wyrównanie za okres, w którym nie przyznawano mu pomocy. Była to kwota około 9 000 zł. Za te pieniądze Pan Zbigniew kupił nową lodówkę, meble i sprzęt elektroniczny. Mężczyzna od dwóch lat był wolny od nałogu alkoholowego. Dwa razy przyjął nawet dwa zastrzyki przeciwalkoholowe.

Odmowa pomocy

Od 2015 roku Pan Zbigniew znów zaczął pić. Sprzedał zakupiony sprzęt, aby mieć pieniądze na alkohol. Zaniedbywał siebie i mieszkanie. Po tym jak w 2018 roku doszło do zdewastowania lokalu, mężczyznę eksmitowano. Otrzymał miejsce w Schronisku dla Osób Bezdomnych prowadzonym przez Caritas Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej. Na początku 2019 roku wyrzucono go ze schroniska na trzy miesiące za picie alkoholu. W późniejszym czasie mężczyzna co jakiś czas trafiał do rozmaitych ośrodków, a następnie był z nich usuwany. Gdy we wrześniu 2019 roku pan Zbigniew ponownie zamieszkał w schronisku i otrzymywał emeryturę wszystko wskazywało na to, że jego życie ulega stabilizacji. Niestety wtedy mężczyzna zaczął podupadać na zdrowiu. Na jego nogach pojawiały się rozległe rany. Hanna Lachowska mówi:

Mimo iż motywowany przez kierownika schroniska oraz pracownika socjalnego do leczenia, nie wyrażał zgody na pójście, czy zawiezienie do lekarza. Leczył się sam, kupując maści. Nie dbał o higienę osobistą.

17 lipca pan Zbigniew z własnej woli opuścił schronisko i zamieszkał na ławce w Parku Zdrojowym. Na mężczyznę natknął się patrol policji, który widząc stan nóg bezdomnego wezwał pogotowie ratunkowe. Pomimo możliwości przyjęcia przez chirurga, mężczyzna odmawiał hospitalizacji. Sierż. Kamil Zwierzchowski z Komendy Miejskiej Policji w Świnoujściu opowiada o szczegółach interwencji.

Funkcjonariusze z Komendy Miejskiej Policji w Świnoujściu podczas podjętych wobec 66-letniego mężczyzny interwencji, wielokrotnie informowali go o możliwości skorzystania z pomocy Schroniska Dla Osób Bezdomnych oraz innych instytucji świadczących pomoc osobom bezdomnym na terenie Świnoujścia, ponadto, interweniujący stróże prawa wezwali na miejsce interwencji Zespół Pogotowia Ratunkowego, jednak mężczyzna za każdym razem odrzucał proponowane formy pomocy. Policjanci o sytuacji 66-letniego mężczyzny powiadomili także pracowników socjalnych.

Bezdomny zmarł pod szpitalem

Na prośbę policji na miejsce przybył pracownik socjalny. Stan bezdomnego był przerażający.

Pan Zbigniew miał mocno zaropiałe obie kończyny dolne i prawdopodobnie problemy z przemieszczaniem się. W ranach były pasożyty. Czuć było zapach uryny i fekaliów.

Mężczyzna zmagał się z dusznościami i nie do końca orientował się co do własnej sytuacji. Na miejsce przybyło pogotowie ratunkowe, ale bezdomny wciąż odmawiał przyjęcia w szpitalu. Pracownik usilnie próbował przekonać mężczyznę do leczenia tłumacząc, że jeśli tego nie zrobi, grozi mu amputacja nóg. W sprawę Pana Zbigniewa zaangażowali się także przypadkowi ludzie. Jeden z przechodniów przez trzy godziny wydzwaniał do różnych instytucji z prośbą o pomoc. Pracownik socjalny odwiedził szpital i próbował zachęcić medyków do podjęcia jeszcze jednej interwencji w sprawie bezdomnego. Niestety Ci odmówili, zasłaniając się faktem, że nie mogą udzielać pomocy pacjentowi, który jej nie chce.

Gdy pracownik socjalny wrócił do bezdomnego, zauważył, że ten osuwa się na ławkę, dlatego wezwał pogotowie.

Ratownicy wskazali, że muszę wykonać telefon, aby oni dostali wezwanie. O godzinie 13:14 zadzwoniłem na 999 i poprosiłem o przyjazd pogotowia. Operator stwierdził, że karetka już wielokrotnie do tej osoby wyjeżdżała, nie tylko tego dnia. Wskazałem, że stan chorego się zmienił.

Mężczyzna wrócił do bezdomnego i był świadkiem jak 66-latek kona. Dopiero, gdy jeden z przechodniów zatrzymał przejeżdżającą obok karetkę i jej sanitariusz potwierdził dyspozytorowi, że stan Pana Zbigniewa jest zły, na miejsce wezwano pogotowie. Oczekiwanie na przyjazd karetki trwało bardzo długo. W pewnym momencie 66-latek przestał oddychać. Przybyły na miejsce sanitariusz przystąpił do reanimacji. Nieprzytomnego mężczyznę zabrano do szpitala, w którym niedługo później zmarł.

Fotografie: Imgur (miniatura wpisu), Imgur

Może Cię zainteresować