×

4. rocznica śmierci Wodeckiego. Jego skromny grób nie wyróżnia się od innych

4 lata od śmierci Zbigniewa Wodeckiego minęły dla fanów wielkiego muzyka jak z bicza strzelił. Trudno uwierzyć, że artysty nie ma już pośród nas od tak dawna. Jego skromny grób na Cmentarzu Rakowickim nieprzerwanie od lat tonie w kwiatach. Jest tak nieduży, że stale brakuje na nim miejsca na znicze i wiązanki.

Wyjątkowy artysta

Zbigniew Wodecki był muzykiem, który dla wszystkich był uosobieniem stylu i ponadczasowości. Oprócz zdolności wokalnych, mógł się poszczycić umiejętnością gry na skrzypcach. Pracował także jako kompozytor. Był autorem oratorium i współgospodarzem programów telewizyjnych. Jego przeboje takie jak: „Chałupy welcome to”, „Lubię wracać tam, gdzie byłem”, „Z Tobą chcę oglądać świat” czy „Zacznij od Bacha” znają wszyscy Polacy. Zbigniew Wodecki był bardzo ciepłym, pełnym optymizmu człowiekiem. Wiele razy podkreślał, że nie byłby w stanie żyć bez muzyki.

Nie wyobrażam sobie, bym miał przestać grać i śpiewać.

Mówił, że chciałby odejść w odpowiednim momencie tak, aby pozostawić po sobie dobre wrażenie.

Żeby nie bolało, jak już przyjdzie pora. I żeby po koncercie, bo przynajmniej zapłacą, a to rzecz w tym fachu podstawowa.

Pomimo zdobytej sławy, Zbigniew Wodecki zawsze miał sporo dystansu do swojej kariery. Doskonale rozumiał, że popularność nie trwa wiecznie i nie do końca zależy od artysty.

Z tą karierą jest tak, że gdy jednego dnia nikt nas na ulicy nie poznaje, problemu jeszcze nie ma. Ale drugiego, trzeciego? Zaczyna się panika: „O cholera, co jest?”. I dystans się kończy. Najważniejsze, by czuć się potrzebnym, czuć tę adrenalinę. Gość, który ma przed sobą kilka premier, kilka festiwali, może sukcesów, jeszcze sobie pożyje. Gdy mu się to odbierze, na zasadzie „Panu już dziękujemy”, pół dnia i jest po gościu. Zęby i włosy wypadają, pojawiają się łupież i zmarszczki. I do widzenia. Mnie na szczęście ciągle się chce. I mam gdzie.

4 lata od śmierci Zbigniewa Wodeckiego

Nikt nie spodziewał się, że z pozoru niegroźny zabieg wszczepienia pomostowania aortalno-wieńcowego tak źle zostanie przyjęty przez organizm piosenkarza. Gdy 5 maja 2017 roku artysta trafił do szpitala, jego rodzina była pełna nadziei. Niestety operacja w prywatnym, warszawskim szpitalu zaowocowała poważnymi problemami. Zaledwie 3 dni później muzyk przeszedł udar mózgu. Od tego momentu przebywał w śpiączce. Zachorował także na zapalenie płuc. Później trafił do Wojskowego Instytutu Medycznego przy ul. Szaserów w Warszawie. Zmarł 22 maja 2017 roku.

Pogrzeb Zbigniewa Wodeckiego zgromadził na Cmentarzu Rakowickim tłumy ludzi. Wszyscy pragnęli oddać ostatni hołd wielkiemu artyście. Na jego niezwykle skromnym grobowcu spoczęły stosy kwiatów oraz zniczy. Tak jest do dziś. Choć od jego odejścia minęło już kilka lat, wielbiciele muzyki Wodeckiego nadal o nim pamiętają. Często zdarza się, że niewielki grób nie jest w stanie pomieścić wszystkich kwiatów, przynoszonych przez ludzi. Część wiązanek jest składana wokół nagrobka.

Córka Zbigniewa Wodeckiego bardzo przeżyła śmierć ojca. Niedawno udzieliła „Faktowi” szczerego wywiadu, w którym wyznała, że często otrzymuje od zmarłego subtelne znaki. W szczególności dostrzega je w trakcie organizacji festiwali dedykowanych ojcu.

Ja takie znaki widzę. Zawsze na naszych koncertach jest pogoda, nic się nie zepsuło. Widać jesteśmy pod dobrą opieką. Tata pojawia się też w snach, ale są one bardzo indywidualne i związane z wydarzeniami w ciągu dnia. Znaków mam sporo i cieszę się z nich ogromnie.

Fotografie: Facebook, Imgur

Może Cię zainteresować