17-latek zmarł po 10 godzinach podróżowania karetką w poszukiwaniu szpitala
17-latek zmarł po 10 godzinach podróżowania karetką po Polsce w poszukiwaniu szpitala, który mógłby go przyjąć. Rzecznik Praw Pacjenta uznał, że nie doszło do jakichkolwiek naruszeń i wszystko odbyło się zgodnie z procedurami.
Sytuacja w służbie zdrowia
Minister zdrowia Adam Niedzielski co chwila urządza konferencje prasowe, w których przekonuje, że polska służba zdrowia jest doskonale przygotowana na drugą falę zakażeń koronawirusem, łóżek na oddziałach jest aż nadto, respiratorów też i w ogóle nie ma powodu do obaw. Pytanie, dlaczego jest tak źle, skoro jest tak dobrze, pozostaje otwarte.
Podczas gdy minister zdrowia zajmuje się propagandą sukcesu, media obiegają kolejne mrożące krew w żyłach relacje pacjentów odsyłanych ze szpitala do szpitala z powodu braku miejsc. Dotychczasowy rekordzista, 77-latek z koronawirusem podróżował karetką przez dwa dni, odwiedzając w tym czasie osiem placówek.
16-latka z problemami kardiologicznymi, u której wykryto Covid-19, jeździła „zaledwie” 6 godzin, aż wreszcie przyjął ją szpital w Skarżysku-Kamiennej. Jednak 17-latek z Sulikowa na Dolnym Śląsku nie miał tyle szczęścia.
Kiedy 17-letni Bartek Romanowski, mieszkaniec Sulikowa zaczął skarżyć się na ból głowy, a następnie zapadł w śpiączkę, rodzice wezwali karetkę. Przybyli na miejsce ratownicy medyczni „na oko” zdiagnozowali koronawirusa, bo nastolatek miał wysoką gorączkę. Zabrali go do szpitala w Zgorzelcu. Tamtejszy dyrektor ds. medycznych stwierdził, że nie może przyjąć pacjenta, ponieważ nie dysponuje oddziałem, na którym mogliby mu pomóc i polecił szpital w Bolesławcu.
Przez ten czas w zaparkowanej pod szpitalem karetce ratownicy robili wszystko, by utrzymać pogrążonego w śpiączce pacjenta przy życiu. Konieczna okazała się intubacja.
17-latek zmarł po 10 godzinach „podróżowania” karetką
Z kolei szpital w Bolesławcu oskarża szpital w Zgorzelcu o to, że nawet nie zadał sobie trudu przebadania pacjenta. Kiedy wreszcie przeprowadzono badanie tomografem komputerowym, okazało się, że chłopiec ma nie koronawirusa, lecz ropień śródczaszkowy. Konieczna była operacja, ale placówka z Bolesławcu nie podjęła się jej przeprowadzenia. Zamiast tego odesłała pacjenta do… Legnicy.
Jednak na ratunek było za późno. 17-latek zmarł dwie godziny po operacji. Gdyby trafił na stół operacyjny kilka godzin wcześniej, zamiast tułać się przez 10 godzin po Polsce, mógłby nadal żyć. Matka Bartka pyta rozpaczliwie w rozmowie z Faktem:
Skoro wiedzieli, że jest zagrożenie życia, to dlaczego dopiero po dziesięciu godzinach mój syn trafił do szpitala w Legnicy?
Co ciekawe, Rzecznik Praw Pacjenta nie dopatrzył się tu żadnych nieprawidłowości. W nadesłanym do redakcji dziennika oświadczeniu stwierdził:
Zespół ratownictwa medycznego prawidłowo zakwalifikował chłopca do grupy osób potencjalnie zakażonych wirusem SARS-CoV-2. W ocenie Rzecznika Praw Pacjenta nie doszło do naruszenia praw pacjenta.