×

2-letni Filipek nie żyje. Rodzice winią lekarza, który odesłał chłopca do domu

2-letni Filip przyszedł na świat 9 sierpnia 2016 roku. Malec od urodzenia ciężko chorował, jednak wciąż dzielnie stawiał czoła kolejny przeciwnościom losu. Już po narodzinach musiał przejść operację, która miała na celu usunięcie torbieli z płuc dziecka. Jakby tego było mało, chorował na hemofilię w związku z czym każdego dnia zażywał leki zapobiegające wylewom i krwotokom. Niestety, mimo ogromnych starań rodziców i lekarzy, dzisiaj malca nie ma już wśród nas, choć jego śmierci prawdopodobnie można było uniknąć.

Nieustanna walka o życie

Życie Filipa było ciągłym leczeniem na przemian z rehabilitacją, codzienne bolesne podawanie leków i nieustanne zmiany szpitali – Łódź, Rabka, Karpacz, Wrocław,  Polanica na zmianę z rodzinnym Walimiem. Wynikało to chociażby z tego, że osłabiony organizm dziecka gwałtownie reagował na każdą infekcję. Niemal każde przeziębienie kończyło się zapaleniem płuc i następną wizytą w szpitalu.

Mimo tak wielu obciążeń, malec rozwijał się prawidłowo.

Ma może trzy miesiące opóźnienia wobec rówieśników. Ale raczkuje, potem chodzi, zaczyna coraz więcej mówić. Rozumie wszystko! I jest taki radosny, nigdy nie marudzi –opisuje mama

Archiwum prywatne

Archiwum prywatne

W Wigilię dostał wysokiej gorączki

Niepokojące objawy pojawiły się u Filipa w grudniu 2018 roku, kiedy to chłopiec dał do zrozumienia, że boli go brzuch, łokcie i kolana. Szybko okazał się również, że dziecko ma wysoką gorączkę, kaszle i ma katar. Rodzice wiedzieli, że ze stanem zdrowia malca nie ma żartów, dlatego niemal natychmiast zabrali go do lekarza rodzinnego, który zdiagnozował u Filipa zapalenie płuc i wystawił skierowanie do szpitala. 

Lekarz odesłał go do domu

W wigilię, zaraz po 9.00, rodzice z Filipem byli na SORze w szpitalu Latawiec. Przyjęcie system zarejestrował o 9.21.

Czekaliśmy godzinę, aż pan dr Arnold W. zejdzie. Mąż chodził i prosił, że syna boli. Dopiero jak zebrało się czworo dzieci, pan doktor zszedł. Filip był bardzo słaby, myśleliśmy, że z niewyspania. Doktor go osłuchał, na brzuch nawet nie spojrzał, nie słuchał, jaką Filip ma historię chorobową. Zrobił nam wykład o kupie ze względu na ból brzucha. Zgłaszałam, że od godziny 00.10 skarży się na ból, była gorączka i jest osłabiony, nie je, mało pije. Pan doktor kazał robić inhalacje, bo to przeziębienie i siedzieć w domu, a w razie bólu podać pedicetanol – opisuje matka

Kiedy rutynowe badanie dobiegło końca, lekarza odmówił przyjęcia dziecka na dokładną obserwację i odesłał chłopca wraz z rodzicami do domu.

Archiwum prywatne

Archiwum prywatne

Ostatnie chwile życia chłopca

Niestety, stan Filipa się nie poprawiał, a wręcz przeciwnie – w pewnym momencie chłopiec miał już 39 stopni gorączki. Przerażeni rodzice wiedzieli, że nie mogą tak zostawić synka i zadzwonili na karetkę pogotowia. Niedługo potem służby ratunkowe były już na miejscu.

Panowie przerazili się, że to taki maluch. Podali Filipowi adrenalinę i pojechaliśmy do szpitala – mówi kobieta

Kiedy chłopiec był transportowany do szpitala, rodzice zamarli, bowiem serce ich synka przestało bić. Filip trafił do placówki we Wrocławiu, gdzie wprowadzono go w stan śpiączki farmakologicznej. 26 grudnia pojawił się obrzęk mózgu, a lekarze stwierdzili sepsę. Dwa dni później mózg chłopca umarł, dziecko zostało odłączone od aparatury podtrzymującej funkcje życiowe.

Lekarze pytali, czy chcemy przy tym być. Jak mogliśmy nie być, nie tulić go w ostatniej chwili? Wzięliśmy go na ręce, serduszko uderzyło jeszcze dwa razy… Po odłączeniu od aparatury dano mi go na ręce – wspomina pani Jolanta

Filip został pochowany na cmentarzu w Walimiu.

Archiwum prywatne

Archiwum prywatne

Czy tej tragedii można było uniknąć?

Prokuratura wszczęła już śledztwo w sprawie narażenia zdrowia i życia malca, które ma pomóc poznać odpowiedź na to pytanie. Dodatkowo rodzice Filipa złożyli zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej w Świdnicy, zarzucając Arnoldowi W. popełnienie błędu medycznego, polegającego na nierozpoznaniu sepsy, czym doprowadził nieumyślnie do zgonu dziecka. Rodzice żądają pozbawienia lekarza prawa do wykonywania zawodu.

Gdyby wtedy, kiedy trafiliśmy do szpitala Latawiec, lekarz wysłuchał nas, wziął pod uwagę ogólny stan synka, jego choroby. Gdyby przyjął Filipa na obserwację, zlecił podstawowe badania, choćby CRP wskazujący, czy w organizmie jest stan zapalny. Gdyby nie zlekceważył naszych informacji, nasze dziecko miało szansę na życie! To był mały wojownik, przetrwał tak wiele, tak wiele… Ufaliśmy temu szpitalowi. Lekarze, którzy wcześniej opiekowali się Filipem, byli kompetentni i doskonale rozumieli, że nasze dziecko wymaga szczególnej troski. Z panem Arnoldem W. nigdy wcześniej się nie zetknęliśmy, ale nasze zaufanie objęło również jego. To był błąd– mówi Jolanta

Archiwum prywatne

Archiwum prywatne

Czy lekarz, który odesłał chłopca do domu, odpowie za taką, a nie inną decyzję?

Może Cię zainteresować