×

Tragedia w Dziwnowie. Wiadomo, kim była rodzina, która zginęła w kanale portowym

Tragedia w Dziwnowie. Cztery osoby nie żyją w wyniku śmierci przez utonięcie. W lodowatej rzece zginęło dwoje dorosłych i dwoje małych dzieci.

Tragedia w Dziwnowie

28 lutego w Dziwnowie samochód marki volkswagen, w którym znajdowało się dwoje dorosłych i dwoje małych dzieci, wjechał do rzeki Dziwnej. W lodowatych odmętach śmierć poniosła cała czwórka. Mimo błyskawicznej akcji ratunkowej połączonym sił policji, straży pożarnej i płetwonurków, nikogo nie udało się uratować. Dlaczego doszło do tej tragedii. Czy można było jej uniknąć?

Okoliczności zdarzenia bada policja pod nadzorem prokuratury. Wiadomo, że auto wjechało do rzeki w niedzielę wczesnym popołudniem. Samochód marki volkswagen na pyrzyckich numerach rejestracyjnych nadjechał krajową drogą nr 102 od strony Międzywodzia. W aucie znajdowało się dwoje dorosłych: 37-letnia kobieta i 41-letni mężczyzna oraz dwoje małych dzieci, a także pies.

Samochód przejechał mostem nad rzeką Dźwiną, a następnie podążał wzdłuż nadbrzeża ulicą Wybrzeże Kościuszkowskie. Około godziny 12.30, w pobliżu skrzyżowania z ulicą Szosową, auto wykonało niespodziewany manewr. Nagle skręciło w prawo i wjechało wprost do rzeki.

Stało się to na oczach świadków, w miejscu ulubionym przez niedzielnych spacerowiczów, którzy zadzwonili po pomoc. Dzięki temu akcja ratunkowa rozpoczęła się natychmiast.

 

 

Cztery osoby nie żyją

Poszukiwania były trudne. Rzeka Dziwna ma w tym miejscu około 7 metrów głębokości, a dno jest mocno zamulone. Połączonym siłom ratunkowym policji i straży pożarnej towarzyszyli płetwonurkowie z grupy wodno-nurkowej w Koszalinie.

Początkowo nurkowie myśleli, że szukają trojga osób. Taką liczbę pasażerów podali bowiem świadkowie. Być może nie zauważyli któregoś z dzieci przez okna samochodu, zwłaszcza że wszystko działo się bardzo szybko. Po wyciągnięciu samochodu na brzeg, wyszło na jaw, że bilans ofiar jest większy.

Auto znaleziono około 10 metrów od brzegu, na głębokości 7 metrów. W jego wnętrzu oprócz dwojga dorosłych i dwojga dzieci znajdował się pies rasy labrador. Nikt nie przeżył. Nie wiadomo, dlaczego doszło do tej tragedii. Trwa ustalanie okoliczności wypadku. Jak ujawnia prokurator Alicja Macugowska-Kyszka z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie, śledztwo toczy się w kierunku nieumyślnego spowodowania wypadku:

Pojazd został zabezpieczony do dalszych badań technicznych. Zabezpieczono z nabrzeża monitoring. Przesłuchano także świadków, w tym tych, którzy byli bezpośrednimi świadkami zdarzenia.

Ciała zostaną poddane sekcji, chociaż śledczy nie spodziewają się po niej wiele więcej ponad informację, że śmierć nastąpiła przez utonięcie. Jak informują:

Zabezpieczono ciała wszystkich podróżujących pojazdem osób celem przeprowadzenia sekcji sądowo-lekarskiej, która zostanie zarządzona przez prokuratora.

 

 

Kim były ofiary?

Rodzina P. pochodziła z małej miejscowości pod Pyrzycami, ale od wielu lat mieszkała w Szczecinie. Jak ustalił Onet, byli to 41-letni Dariusz, 37-letnia Kamila i ich dzieci: 8-letnia Hania oraz 3-letni Filipek.

Mężczyzna pracował jako lakiernik, a jego żona miała wracać do pracy po urlopie wychowawczym.

Zawsze kulturalni, uprzejmi, „dzień dobry” on zawsze mówił z daleka. Dobra rodzina, porządna […] bez problemów alkoholowych, czy długów. Spokojni, ułożeni

– mówią w rozmowie z Onetem sąsiedzi z rodzinnej miejscowości.

Źródła: szczecin.se.pl, wiadomosci.radiozet.pl, www.fakt.pl, www.o2.pl
Fotografie: YouTube (miniatura wpisu),

Może Cię zainteresować