×

47-latek mieszka na granicy czarnobylskiej strefy wykluczenia. Stracił cały swój dobytek

Wadym Minziuk osiedlił się tuż przy strefie wykluczenia powstałej po katastrofie elektrowni w Czarnobylu. Swego czasu był biznesmenem z dużą rodziną, fabryką i pieniędzmi zapewniającymi więcej niż dostatnie życie. Teraz pracuje przy piecu, a jego twarz jest pokryta sadzą.

Miał rodzinę i wszystkie luksusy

Z Wadymem Minziukiem udało się porozmawiać dziennikarzowi „Weekend Gazeta.pl”. Ukrainiec założył nową fabrykę. Nie miał za dużo pieniędzy na jej rozkręcenie, dlatego pracuje ramie w ramie ze swoimi robotnikami. Minziuk wcale nie planował zakładać nowego biznesu we wsi Dytiatky, w dodatku na krańcu Czarnobylskiej strefy wykluczenia. Nie mógł wiedzieć, że trafi na swoją ziemię obiecaną tam, gdzie tysiące osób straciło wszystko.

To wojna wybrała za niego. 47-latek pochodzi z Donbasu. Od pokoleń jego rodzina mieszkała w Horlikówce w wielowodzie donieckim. Teraz toczy się tam regularna wojna między separatystami, a ukraińską armią. Zaczęło się w 2014. Przedsiębiorca nie spodziewał się, że dziwne nastroje panujące w kraju mogą przerodzić się w konflikt zbrojny. On sam prowadził dobre życie. W 2000 roku otworzył fabrykę zatrudniającą 40 osób. Wytwarzali akumulatory do samochodów, lokomotyw i ładowarek łyżkowych.

Biznes nie był największy, ale na pewno bardzo dochodowy. Razem z żoną Ołeną zarabiali 10 tys. dolarów miesięcznie. On, żona i dzieci – trzy córki i syn – prowadzili bardziej niż dostatnie życie:

Każdego roku moje dzieci jeździły wypoczywać do Europy, wybierałem się na narty do różnych krajów

To co działo się w mieście, oglądał jak film

W 2014 wszystko się zmieniło. Po rosyjskiej aneksji krymu, w Harliwce regularnie odbywały się prorosyjskie demonstracje. 47-latek wspomina, że miał wrażenie, jakby oglądał film. Kiedy on jak zawsze jeździł do pracy, ludzie biegali w maskach, a sąsiad został dowódcą prorosyjskiej rebelii. Nim się obejrzał, ludzie już biegali z karabinami.

Kiedy widział ludzi z karabinami, nadal jeszcze czuł się bezpiecznie. Nie sądził, że może dojść do takiej eskalacji konfliktu. Poczucie bezpieczeństwa zniknęło, kiedy ich syn został pobity. Uczestniczył w akcji poparcia Ukrainy i za to brutalnie oberwał od prorosyjskich demonstrantów.

Po tym Minziuk chciał zaciągnąć się do armii. Najpierw próbował w ukraińskim wojsku. Jednak odesłali go do domu, mówiąc, że go nie potrzebują. Później próbował w oddziale ochotniczym. W ankiecie podał swoje dane i pojechał na poligon. Myślał, że zdobędzie niezbędne umiejętności, ale wszędzie panował bałagan. Co gorsza, kiedy wrócił do domu, separatyści już go szukali. Do dziś jest przekonany, że ktoś przekazał ankiety ochotników prorosyjskim rebeliantom.

Separatyści rozkradli jego dobytek

Wadym porzucił myśl o walce i został w mieście z rodziną. W końcu i oni brutalnie doświadczyli realiów zbrojnego konfliktu. Mieli przejechać przez posterunek rebeliantów. Przed nimi w kolejce był jeden samochód. Oni czekali, a separatyści zastrzelili kierowcę, a pasażerowi założyli worek na głowę i pobili kolbami. Później przeszukali Minziuków, sprawdzając, czy czegoś nie nagrali. Po tym wydarzeniu, przedsiębiorca odesłał dzieci ze wschodu Ukrainy. Ale on i żona zostali. 47-latek nie mógł rozstać się z ukochanym miastem:

To moja mała ojczyzna. Pięć, sześć pokoleń mojej rodziny żyło w Horliwce. Miałem tam fabrykę, mieszkanie, dom, przyjaciół. I grób matki

Mężczyzna nie chciał wierzyć, że to co dzieje się w Doniecku będzie trwało długo. Wszystko było tak niedorzeczne i abstrakcyjne, że musiało się szybko skończyć. Niestety, jak wszyscy wiemy – trwa do tej pory. Do Horliwki nie przyszło wyzwolenie z rąk prorosyjskich rebeliantów – za to separatyści przyszli do fabryki Wadyma. Z zakładu zabrali wszystko, przedsiębiorca oszacował straty na jakieś 30-40 tys. dolarów. Nawet nie miał komu się poskarżyć. Mógł się tylko cieszyć, że nadal żył i był zdrowy. Mimo tragiczne sytuacji, wciąż nie chciał uciekać:

Rozumiałem, że trzeba było wyjeżdżać, ale trzymał mnie mój majątek, który nazbierałem przez całe życie od zera

Wrócił tylko na chwile

W końcu nawet on nie wytrzymał. Fabrykę niemal doszczętnie zniszczyła artyleria. Wadym i Ołena przygotowali się do wyjazdu. Opuszczenie miasta nie było proste, ale z pomocą znajomego udało im się wybrać bezpieczną drogę:

Nie mieliśmy pieniędzy, ale czuliśmy, że życie jest droższe od wszystkiego, co zostawiliśmy

W końcu przyszedł wrzesień 2014. W Mińsku podpisano porozumienia i wydawało się, że konflikt nie potrwa długo. Sytuacja się uspokoiła, a małżeństwo wróciło do domu. Niestety, spokój był chwilowy. Pod oknem Munziuków rosyjscy żołnierze codziennie ustawiali działo. Strzelało bez przerwy do 20, a później odjeżdżało. Ku zdziwieniu mieszkańców, ukraińskie działa nie odpowiadały na wystrzały.

Ukraińskie rakiety odpowiedziały 2 stycznia 2015 roku. Jedna z nich trafiła prosto w działo przy domu Wadyma, a przy okazji uszkodziła wszystko na około. Budynek się zatrząsł, a jego sąsiad zginął na miejscu, raniony odłamkiem prosto pod serce. Wtedy żona Wadyma spakowała walizki.

Ich psychika była w opłakanym stanie

Zamieszkali w Konstantyniwce, gdzie już wcześniej przeprowadziły się ich dzieci. Co jakiś czas wracali do domu, ale nigdy nie na stałe. Wtedy zachorował ich syn. Zemdlał, a po badaniu okazało się, że ma zaawansowane zapalenie opon mózgowych. Zmarł nie odzyskując już przytomności.

Właśnie wtedy do akcji wkroczył przyjaciel rodziny. Zobaczył, że Wadym i Ołena są w opłakanym stanie psychicznym. Mężczyzna zawiózł ich do Dytiatek:

Nie miałem pojęcia, że takie miejsce istnieje. Wiedziałem, że była katastrofa i jacyś ludzie się przesiedlali, ale to było daleko i mnie nie dotyczyło

Wsparcie finansowe przyjaciela pozwoliło im kupić 3 domy. Zapłacili zaledwie 4 tys. dolarów. Dwa domy dostali robotnicy, którzy także przyjechali z Donbasu. Wadym nadal remontuje ten dom, w którym zamieszkał z żoną. Chce żeby pół domu było dla nich, a drugą część przeznaczą dla gości. W końcu odwiedzają go córki. Dwie mieszkają w Kijowie, a jedna razem z rodziną w Meksyku.

Przy strefie wykluczenia narodzili się na nowo

Jest szczęśliwy prowadząc swoje malutkie przedsiębiorstwo. Pracuje w hali, więc ciągle jest ubrudzony czarnym pyłem. Razem z pracownikami przetapia złom tworząc srebrzyste metalowe sztaby. Później sprzedaje je dalej. Zakładając firmę nie miał grosza przy duszy, więc budował coś z niczego, zaledwie kilka kroków od strefy wykluczenia. We wsi Dytiatky mieszka około 500 osób. Generalnie mało kto trafia do wsi. Chociaż zdarzają się autobusy wiozące turystów do Czarnobyla. W ostatnim roku było ich 70 tys., ale oni nie zapuszczają się do samej wsi.

Ołena i Wadym także byli w strefie wykluczenia. Chodząc po opuszczonym mieście mieli wrażenie, że patrzą na wschodnią Ukrainę za 30 lat. W Horliwce mieli takie same bloki i budynki. Przez wojnę miasto całkiem opustoszeje i za trzy dekady będzie wyglądać tak jak dzisiaj Prypeć. Tam też nikogo już nie będzie.

Może Cię zainteresować