×

Dom po tragedii w Bolesławcu wyglądał przerażająco. Na ścianie był krwawy napis

Zbrodnia w Bolesławcu wstrząsnęła całą Polską. Sebastian R. najpierw zadźgał swoją partnerkę. Potem kilkanaście ciosów nożem zadał ich synkowi, którego następnie wyrzucił przez okno. Wszyscy zastanawiają się, jak doszło do tak okrutnej zbrodni.

Awantury zaczęły się rok temu

W bloku przy ulicy Kilińskiego mieszkali 4 lata. Wioletta i Sebastian mieli 3,5 letniego synka, ale nie byli małżeństwem. Wioletta pracowała w Niemczech jako opiekunka i to z jej zarobków się utrzymywali. Natomiast 32-latek podawał się za producenta muzycznego.

Sąsiedzi przyznają, że rodzina była znana głównie z głośnych awantur:

Często słychać było stamtąd krzyki i wrzaski. W czasie awantur zdarzało się, że wyrzucali jedzenie, jakieś pampersy. Słyszałem też krzyki „nie zabijaj mnie”

Któregoś razu, mieszkańcy osiedla wezwali policję. Funkcjonariusze, którzy przyjechali na miejsce stwierdzili, że nie ma powodu do niepokoju. Później sąsiedzi zawiadomili MOPS. Rodzina dostała asystenta i kuratora sądowego. Ten ostatni rozmawiał z parą niedługo przed morderstwem.

W rozmowie z „Uwagą!” o rodzinie wypowiedział się Tadeusz Kupczak z MOPS-u w Bolesławcu:

Nie zdarzyło się w tej rodzinie nic, co zwiastowało by taką tragedię i co sugerowało by, aż takie zaburzenia u tego człowieka. Jesteśmy totalnie zaskoczeni tym, co się stało. Wszyscy pracownicy, którzy byli u tej rodziny nie zauważyli żadnej agresji

Oznajmił, że musiał to zrobić

Dramat rozpoczął się nad ranem, przed godziną 4:00. Mieszkańców obudziły krzyki, dlatego wezwali policję. Jeden z sąsiadów opowiedział, co zobaczył, kiedy otworzyły się drzwi mieszkania:

Słyszałem, jak oni otwierają drzwi. Usłyszałem wycie „Jezu, pomocy!” Miała zupełnie bladą twarz, tak jakby krew z niej spłynęła. Widziałem, że jest podźgana, miała wbity nóż w brzuchu. Ten człowiek rozłożył ręce w takim teatralnym geście i oznajmił, że musiał to zrobić, bo miał wizje

Jeszcze bardziej przerażający jest opis Mateusz Rembiszewskiego, brata Wioletty. Mężczyzna opisał makabryczną scenę, którą zastał na miejscu zbrodni:

Krew była wszędzie. Na podłodze odbite stopy wskazywały, jak ona uciekała, a on ją gonił. Dalej podbiegł do drugiego okna, Filip jeszcze złapał się firanki i futryny okna. Widać było, że chwilę go tam trzymał przy tym oknie, była tam wielka plama krwi i jego rączki odbite

Kiedy na miejsce przybyli policjanci, na schodach zobaczyli Wiolettę. Podjęto próbę reanimacji kobiety, ale niestety kobieta zmarła. Funkcjonariusze weszli do mieszkania już po tym, jak Sebastian R. wyrzucił przez okno konającego synka. Gdy napastnik rzucił się na funkcjonariuszy, został postrzelony w brzuch.

Narkotyczny szał

W czasie przesłuchania 32-latek przyznał się do wszystkiego. Stwierdził także, że w trakcie zabójstw był pod wpływem metaamfetaminy. Przyznał, że to nie pierwszy raz, kiedy zdarzyło mu się wziąć ten narkotyk.

Narkotyczne wizje wyjaśniałyby brutalność zabójstwa i zachowanie Sebastiana R. Po zamordowaniu swojej rodziny, 32-latek jeszcze przed zatrzymaniem przybił na ścianie obrazki z wizerunkami świętych oraz zdążył napisać na niej krwią IHS, czyli symbol Jezusa. W mieszkaniu policja znalazła również rysunki z pentagramem, które oskarżony wykonał tuż przed tragedią.

O wpływie metaamfetaminy na na umysł narkomana opowiedział Grzegorz Wodowski, specjalista od uzależnień:

Taka osoba przestaje racjonalnie myśleć. Projektuje sobie różne historie, w które wkręca się, wierzy i zaczyna na nie reagować. Mimo tego, że to wyłącznie twory jego umysłu. Osoby takie przeżywają psychozy. Oni funkcjonują trochę jak schizofrenicy, którzy żyją w wykreowanym świecie, słyszą głosy.

Narkotyczna wizja wydaje się na razie najbardziej prawdopodobną przyczyną tragedii.

Rodzina nie spodziewała się tragedii

Wioletta nie chciała rozmawiać o problemach w związku. Bardzo kochała Sebastiana R. Według rodziny niczego nie powiedziała, ponieważ wiedziała, że wtedy od razu zabraliby ją od partnera. Zdaniem siostry Wioletty, kobieta bagatelizowała wszystko, co robił 32-latek.

Bart Wioletty nie może zrozumieć, jak doszło do takiej zbrodni. Jeszcze kilka godzin wcześniej rozmawiał z siostrą i Sebastianem R. Nawet nie przeszło mu przez myśl, żeby miało dojść do tragedii. W rozmowie z „Uwagą!” oznajmił:

Nigdy nie powiedziała złego słowa na Sebastiana. Wspierali się wzajemnie. Kochali tego synka. Chciałabym kiedyś usłyszeć od niego, dlaczego to zrobił. Najgorsze jest to, jak oni musieli cierpieć. On im zrobił straszną krzywdę, oboje umierali w makabryczny sposób. Na koniec potraktował ich jak śmieci. A często mówił, jak bardzo ich kocha i że dla rodziny zrobi wszystko

Może Cię zainteresować