×

Mąż zacisnął na szyi Michaliny linkę holowniczą. Z oczu i uszu kobiety lała się krew

Michalina była szczęśliwie zakochana. Miała męża, dwoje dzieci. Wszystko wydawało się układać w miarę dobrze. Niestety, po czasie okazało się, że wcale tak nie jest.

Feralna noc

Michalina z mężem, dwójką dzieci oraz rodzicami Pawła, mieszkała w Srebrnej Górze. Ona była kelnerką, on zawodowym kierowcą. Na pozór wydawało się, że wszytko jest dobrze. Jednak pewnego dnia, kiedy Paweł wrócił z podróży służbowej, w torebce żony znalazł kilka kartek w niezaadresowanych kopertach. Wpadł w szał. Uznał, że jest to list do kochanka.

Pamiętam tylko tyle, że wszedł do pokoju około drugiej w nocy. Obudził mnie i poprosił, żebym zamknęła okno. Zaszedł mnie wtedy od tyłu, zarzucił mi tę linę na szyję i zaczął dusić. Po chwili krzycząc, osuwałam się na podłogę

Paweł nie przestawał. Był bezwzględny. W pewnej chwili do pokoju wbiegli teściowie Michaliny. Matka zaczęła odciągać syna. To jednak nic nie dało…

Nie przestawał i dalej mnie dusił. Wtedy wpadła jego matka i zaczęła go odciągać, ale nie dała rady. Za nią wszedł teść, który go uderzył. To dzięki nim zapewne przeżyłam

Michalina dodaje, że mimo iż rodzice jej męża najprawdopodobniej uratowali jej życie, to chwilę później wraz z nim zaczęli jej ubliżać i wyzywać ją od najgorszych.

Zaczął krzyczeć, że mam kochanka. Wszyscy wyzywali mnie, że jestem latawicą. Resztką sił zadzwoniłam do cioci błagając ją, żeby tu przyjechali, bo mnie zabiją

Ciotka ruszyła na pomoc

Po telefonie Michaliny jej ciotka natychmiast ruszyła na pomoc. W drodze do niej spotkała biegnącego Pawła. Joanna Wąsik tak wspomina tamte przerażające chwile:

Biegł. Zapytałam, gdzie jest Michalina i co się stało? Powiedział, że chciał ją zabić. Znalazłam ją leżącą pod krzyżem nieopodal ich domu. Mówiła cały czas: „nie zabijaj mnie”. Jak odsłoniła twarz, to zaniemówiłam. Wyglądała jak człowiek po śmierci. Z oczu i uszu ciekła jej krew, widoczne były pręgi po duszeniu. Wszystko było we krwi, jej nocna koszula, klapki. To był szokujący widok, ciężko to nawet opisać

Rodzinne wpływy?

Michalina mimo tak poważnych obrażeń nie zgłosiła sprawy na policję. Dlaczego?

Przyjechał do mnie jego brat z żoną i powiedzieli, żebym się trzymała wersji z pobiciem, to kupią mi mieszkanie. Mówili, że jak pójdę na policję to zaczną się wizyty u psychologów, kuratorzy, żeby nie robić dzieciom problemów

W końcu Michalina zdecydowała się jednak, że na policję pójdzie. Mimo to nie opuszczał jej strach. Obawiała się, że rodzina jej męża ją zniszczy. Pani Joanna mówi:

Brat Pawła jest funkcjonariuszem w Ząbkowicach Śląskich. Jego ojciec to były komendant policji. Obawiała się, że w związku z tym, policja nie będzie obiektywna. Bała się lokalnych układów

Odważyła się

Michalina nie dała się jednak zastraszyć i uciszyć. Dzięki namowie ciotek pojechała na komisariat policji w sąsiednim powiecie. Miała nadzieję, że tam odbędzie się wszystko tak, jak należy. Niestety, sprawa szybko trafiła do policji w Ząbkowicach Śląskich i tamtejszej prokuratury. Po kolejnych dwóch miesiącach postępowanie trafiło do prokuratury w Dzierżoniowie. Mąż Michaliny został zatrzymany, ale dosłownie na chwilę i nic więcej nie uczyniono. Elżbieta Smolny z Prokuratury Rejonowej w Dzierżoniowie tak opowiedziała o toku postępowania:

W momencie, gdy pokrzywdzona składała zawiadomienie, należało zrobić oględziny miejsca zdarzenia. Nie wiem, dlaczego policja tego nie zrobiła. Przyznaję, że to powinno mieć miejsce

W czasie prowadzenia czynności policjanci nie zabezpieczyli nawet jednego z głównych dowodów, czyli linki holowniczej, którą Michalina była duszona. Dopiero później okazało się, że mama Pawła wyrzuciła ją po prostu do śmieci.

Matka oskarżonego zeznała, że linki znalazła, ale dopiero po jakimś czasie i wyrzuciła je, bo były bezużyteczne w domu. Te abstrakcyjne zeznania, to jednak zbyt mało, by postawić jej zarzuty niszczenia dowodów

Kwalifikacja czynu

Ostatecznie Pawłowi postawiono zarzut usiłowania zabójstwa, za co miała grozić mu kara do 10 lat pozbawienia wolności. Według sądu nie ma jednak „jednoznacznych dowodów na to, że to rodzice oskarżonego odciągnęli go od ofiary, dzięki czemu pani Michalina przeżyła”. Właśnie dlatego zmieniono kwalifikację czynu na pobicie i skazano go jedynie na 1,5 roku. Paweł mógł przecież w końcu sam zrezygnować z duszenia żony… Agnieszka Połyniak, rzecznik Sądu Okręgowego w Świdnicy, tak tłumaczy decyzję sądu:

Tego typu zmiany kwalifikacji nie zdarzają się często. Absolutnie nie jest moją rolą, by odnosić się do słuszności wyroku

Z kolei nawet sam Paweł na początku przyznał się do usiłowania zabójstwa swojej żony, ale później przed sądem zmienił zeznania. Twierdził, że chciał Michalinę jedynie nastraszyć.

Trudno się z tym pogodzić

Ciocia ofiary, Monika Szczepanik, nie potrafi pogodzić się z taką decyzją sądu. Uważa, że jest kompletnie nieadekwatna do tego, co się stało tej feralnej nocy.

Sąd z takiej tragedii zrobił zwykłe pobicie, rodzinną awanturę. Nie uwzględniono, że on ją obudził w nocy i zarzucił linkę na szyję. To wielka niesprawiedliwość

Paweł przed wyrokiem spędził w areszcie już 8 miesięcy, co zostało zaliczone przez sąd na poczet jego kary. Zostało mu już zatem bardzo niewiele. Wyrok nie jest prawomocny.

Pani Michalina z żalem w głosie mówi tylko, jak trudno jest się jej pogodzić z decyzją sądu:

Nie mam słów, jak to opisać. Moje zeznania wobec zeznań mojego męża nic nie znaczą

Może Cię zainteresować