×

Specjalista ostrzega: „Za 2 tygodnie będziemy mieli 5 tysięcy chorych dziennie”

Koronawirus znów mutuje i staje się coraz bardziej niebezpieczny. Specjaliści nie mają wątpliwości, że obecna postać COVID-19 znacznie różni się od pierwotnego patogenu z Wuhan. Czy zakaźność wirusa rośnie z czasem?

Zagrożenie dla wszystkich

Przez długi czas naukowcom wydawało się, że COVID-19 jest groźny głównie dla osób starszych i schorowanych. Jednak w ostatnim czasie w raportach Ministerstwa Zdrowia, coraz częściej pojawiają się wzmianki o przypadkach śmiertelnych wśród osób stosunkowo młodych. Okazuje się także, że zdrowy styl życia nie jest w stanie uchronić nas przed zachorowaniem, czego przykładem jest piłkarz Jakub Błaszczykowski, u którego także zdiagnozowano chorobę.

Naukowcy z USA dzięki analizie 5 000 sekwencji genetycznych wirusa udowodnili, że COVID-19 w miarę rozprzestrzeniania się w populacji, podlega kolejnym mutacjom. Dr Paweł Grzesiowski uważa, że obecna sytuacja epidemiologiczna w kraju jest tragiczna i, jeśli natychmiast nie zostaną podjęte odpowiednie kroki, to niebawem zakażeń będzie tyle samo, co np. w Wielkiej Brytanii czy Hiszpanii.

Jeśli nic z tym nie zrobimy, to za dwa tygodnie będziemy mieli pięć tysięcy przypadków dziennie.

Za główne miejsca zakażeń uznaje się szkoły, transport miejski oraz spotkania towarzyskie. Kontakty w grupach potęgują tempo roznoszenia się koronawirusa. Specjalista prognozuje, że jeśli sytuacja się utrzyma, to system opieki zdrowotnej wkrótce stanie się niewydolny.

Wiemy, że zakłady pracy również dostarczają zakażeń. Więc to nie jest tak, że myśmy po prostu zaczęli się zarażać na ulicy, przypadkowo w sklepie, tylko mamy w tej chwili znacznie większe nasilenie krążenia wirusa w społeczeństwie i jeśli z tym nic nie zrobimy, to za dwa tygodnie będziemy mieli pięć tysięcy przypadków dziennie.

Koronawirus znów mutuje

Epidemiolodzy uważają, że podczas przenoszenia się z jednej komórki organizmu do drugiej koronawirus może mutować. Dzieje się tak, gdy powstają zmiany w materiale genetycznym, czyli pomyłki enzymów, kopiujących DNA lub RNA. Dr David Morens, wirusolog z Narodowego Instytutu Alergii i Chorób Zakaźnych jest zdania, że mutacje mogą być następstwem reakcji koronawirusa na reżim sanitarny. Oznaczałoby to, że COVID-19 uczy się oporności na dystans społeczny, maseczki czy dezynfekcję. Teoria ta wydaje się jednak bardzo wątpliwa. Biorąc pod uwagę, że w Polsce dystans społeczny wynosi 2 m, trudno wyobrazić sobie, że za sprawą mutacji wirus jest w stanie wydostać się podczas kichania czy kaszlenia na większą odległość. Droga jaką pokonują zarazki zależy wszakże od siły z jaką zakażony wyrzuca je ze swoich dróg oddechowych.

Stawiamy wirusowi bariery w zdolności przenoszenia lub zakażenia, a on staje się bardziej zaraźliwy, by móc te bariery ominąć. Jednocześnie zauważa, że może to oznaczać, iż wirus nadal będzie mutował, nawet po udostępnieniu szczepionki. Niewykluczone zatem, że trzeba ją będzie modyfikować tak, jak to się dzieje co roku w przypadku szczepionek na grypę sezonową.

Należy zaznaczyć, że na razie żadna z wymienionych hipotez nie została jeszcze zweryfikowana przez innych badaczy.

Fotografie: Twitter (miniatura wpisu), Twitter

Może Cię zainteresować