×

Dziecko płacze i krzyczy w samolocie? Przecież to normalne i naturalne!

Dziecko w samolocie jest problemem? Według pani Igi nie jest żadnym kłopotem, nawet jeśli płacze. Wszak przecież to jeszcze dziecko.

Mamy nie mogą podróżować? Niedoczekanie!

Pani Iga uważa, że nie ma nic zdrożnego w podróżowaniu z kilkumiesięcznym dzieckiem. W liście do redakcji portalu Papilot opisała swoje podejście do tego tematu. Uważa, że jako mama nie musi być zamknięta w czterech ścianach. Uwielbia podróże i dalej będzie to robić:

Do nowej roli podeszłam w zupełnie inny sposób. Bycie mamą potraktowałam jako szansę, a nie przeszkodę. Jeśli człowiek się postara, to nadal może funkcjonować całkowicie normalnie. Spełniać marzenia i realizować kolejne cele. Nie musi siedzieć zamknięty w czterech ścianach, bo życie jest zbyt ciekawe, aby je przespać. To oczywiście spora odpowiedzialność, ale ja nadal robię swoje. Chodzi np. o podróżowanie, które uwielbiam.

Kobieta uważa, że zrezygnowanie z wymarzonych wakacji z powodu dziecka to głupota. Przecież bez problemu można sobie poradzić ze wszelkimi niedogodnościami w trakcie podróży. Trzeba tylko chcieć:

Wiele osób w mojej sytuacji rezygnuje z dalszych wyjazdów, bo przecież nie wypada. Dziecko potrzebuje świętego spokoju. Bla, bla, bla. Kiedy zaczęłam planować wakacje z kilkumiesięcznym szkrabem, wtedy od razu pojawiły się głosy: odpuść, to nieodpowiedzialne, ściągasz sobie wielkie problemy na głowę, to nie może się udać.

Dziecko w samolocie płacze? Trudno

Pani Iga wysłała list już po wakacjach, które spędziła w Grecji. Jak to zwykle bywa w trakcie lotów samolotem, maluch nie był nim zachwycony. Przed wylotem nie wyspał się i sprawiał trochę problemów swojej mamie:

Mój syn był najmłodszym pasażerem na pokładzie, ale niektórzy oczekiwali, że będzie zachowywał się jak dorosły. No cóż, nie wyszło. Przed wylotem kiepsko spał, a na dodatek to dość stresująca sytuacja. Wracaliśmy z kolei w strasznym upale, więc to też nie pomogło. Efekt jest taki, że na pokładzie musiał sobie trochę odreagować. Zaczęło się od marudzenia i nerwowych ruchów, a później przeszedł do płaczu. I tak z przerwami od startu do lądowania marudził.

Innym pasażerom nie bardzo spodobało się to, że dziecko płacze. Nie potrafili zrozumieć, że kilkumiesięczny chłopczyk nie jest tak dojrzały, jak inni uczestnicy lotu. Pani Iga czuła się bardzo nieprzyjemnie w trakcie podróży:

Całkiem normalna sprawa, co nie? Ale widocznie nie dla współpasażerów, którzy byli wyraźnie poirytowanie. Obrzucali mnie takimi spojrzeniami, że poczułam się zagrożona. Jakby chcieli mnie załatwić, a przynajmniej wyrzucić z pokładu. Były tradycyjne głośne szepty, ale kilka osób odważyło się głośno zwrócić uwagę. Mieli mi za złe, że kilkumiesięczne dziecko czasem sobie zapłacze. Ich zdaniem powinnam nad tym panować.

„Dziecko to nie jest plastikowa lalka”

Maluszek miał swoje humory i musiał się wypłakać. Mama nie widziała w tym nic złego. Wzrok pasażerów jednak sugerował, że ma natychmiast uspokoić swoje dziecko. Jednakże nie do końca są świadomi tego, że to nie takie proste:

Tylko w jaki sposób? Jeśli ktoś odkryje 100-procentową metodę, to naprawdę powinien dostać Nobla. Czasami maluch po prostu musi się wypłakać i rodzic nic nie może z tym zrobić. Ja też wolałabym święty spokój, ale nie zawsze dostajemy w życiu to, co chcemy. Oczywiście było mi trochę głupio, jednak nie wynikało to z mojej złośliwości.

Pani Iga zarzuca współpasażerom, że nie rozumieją sytuacji maluszka. Miał on ochotę płakać, więc miał do tego prawo. Zaznacza także, że skoro ludzie godzą się na podróż samolotem, to powinni się do takich sytuacji przyzwyczaić. Albo chociaż nie zwracać na nie uwagi:

Niektórzy chyba oczekiwali, że zahipnotyzuję syna albo go zaknebluję. Tylko po to, żeby oni mogli się np. zdrzemnąć. Cóż, w transporcie zbiorowym trzeba przygotować się na podobne sytuacje. I po prostu je zaakceptować, zamiast rzucać gromami i wpędzać niewinnego człowieka w poczucie winy. Moje dziecko chciało sobie popłakać i nie da się nad tym zapanować. Nie mam zamiaru za to przepraszać, a wszystkim polecam więcej wyrozumiałości. Dziecko to żywy organizm, a nie plastikowa lalka, którą można po prostu wyłączyć.

Mama chłopczyka nie czuje żadnej winy za sytuację jaka miała miejsca w samolocie. Uważa, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Zaznaczyła także, że maluszek to nie zabawka, którą można włączać i wyłączać:

Nie mam zamiaru za to przepraszać, a wszystkim polecam więcej wyrozumiałości. Dziecko to żywy organizm, a nie plastikowa lalka, którą można po prostu wyłączyć.

Źródła: www.papilot.pl
Fotografie: Twitter (miniatura wpisu), Pixabay, Freepik

Może Cię zainteresować