×

Amanda pojechała na porodówkę. Bolesne badanie dopochwowe było początkiem tragedii

Zaledwie kilka dni temu pojawiły się informacje o skandalicznym potraktowaniu pacjenta w szpitalu w Sosnowcu. Teraz na jaw wyszła sprawa z placówki w Jędrzejowie. W tamtejszym szpitalu specjalistycznym w trakcie porodu zmarło dziecko. Najprawdopodobniej przyczyną było niedopełnienie obowiązków przez personel medyczny.

Tragedia rodziców

Amanda, która straciła dziecko w czasie porodu zgłosiła się do redakcji portalu „Echa Dnia”. Opisała dramatyczne okoliczności, w których straciła dziecko. O tragedię oskarża lekarzy i personel medyczny. Sprawa została już zgłoszona do Prokuratury Okręgowej w Kielcach.

Kobieta przyjechała na oddział ginekologiczny Szpitala Specjalistycznego w Jędrzejowie w 40 tygodniu ciąży. Przyjechała do placówki, ponieważ odczuwała bóle i skurcze. Wiedziała, że dziecko jest gotowe by przyjść na świat. Niestety, okazało się, że nie jest w stanie urodzić naturalnie.

Według relacji kobiety lekarz, który pełnił wtedy dyżur bardzo długo czekał z podjęciem decyzji o cesarskim cięciu. Lekarza, który prowadził jej ciąże do szpitala sprowadzono dopiero po 3 godzinach od rozpoczęcia porodu. Podjął się cesarki, ale okazało się, że jest już za późno. Dziewczynka ważąca 3700 gramów zmarła w łonie matki.

Nie chce by kogoś spotkało to samo

Amanda mówi głośno o sprawie, bo chce ostrzec inne kobiety:

Jedyne co możemy zrobić dla naszej córki to dążyć do sprawiedliwości i ostrzec inne kobiety, by uniknęły takiej tragedii jak my. Jesteśmy młodym małżeństwem. Inga była naszym pierwszym dzieckiem, upragnioną, wyczekiwaną córeczką. Od 6-tego tygodnia ciąży na wszystkie wizyty oraz badania chodziłam prywatnie do doktora, który jest pracownikiem szpitala w Jędrzejowie. Podkreślam, że zawsze wszystkie moje wyniki badań jak i badania Ingi były prawidłowe. Cały okres ciąży przebiegał książkowo, bez żadnych komplikacji nic nie wskazywało na tak tragiczny finał

maxpixel.net

maxpixel.net

Od początku popełniali błędy

W rozmowie z portalem ze szczegółami opisała traumatyczne chwile. Do szpitala wraz z mężem przyjechali przed 19. Nie zostali przyjęci od razu, bo trafili na zmianę położnych. Po tym, jak Amanda została w końcu przyjęta, położne zmierzyły jej miednicę. Zgodnie stwierdziły, że ze względu na jej rozmiar może mieć problem z naturalnym porodem, więc najprawdopodobniej potrzebna będzie cesarka.

Amanda została poddana badaniu KTG, które ma ocenić stan dziecka. Tutaj pojawiły się problemy. Położnym nie podobał się wynik badania, więc lekarz zdecydował o bolesnym badaniu dopochwowym. Lekarz i położna stwierdzili, że Amanda nie ma rozwarcia, a poród może trwać wiele godzin. Kobieta wspomina, że po badaniu bardzo cierpiała:

Po tym badaniu bóle stały się już nie do zniesienia i pokazała się krew z dróg rodnych co zauważyłam przy oddawaniu moczu do badania, o czym poinformowałam personel, który stwierdził, że tak się może dziać. Lekarz wykonał jeszcze USG brzucha badając przepływy, tak zwany doppler, uspokoił mnie, że z córką jest wszystko idealnie i wykazuje 100 % funkcji życiowych

Lekarz nie był zainteresowany porodem

Amanda była zmartwiona, bo nie czuła ruchów córeczki. Personel uspokajał, że to normalne, bo może mieć spiętą macicę. Po wszystkim lekarz wysłał ja na salę. Jego decyzja zdziwiła położne, które stwierdziły, że Amanda powinna już trafić na porodówkę. Mimo to, lekarz jedynie wyznaczył kobiecie kolejne badanie KTG na 21:00.

Kiedy położne podłączyły urządzenie stało się coś bardzo niepokojącego. Po 30 minutach tętno dziecka zaczęło zanikać. Położne wezwały lekarza dyżurnego, po czym zadzwoniły jeszcze po ginekologa prowadzącego ciążę Amandy. Kobieta czekając na cesarskie cięcie usłyszała niepokojącą rozmowę:

Położne podłączyły mi jakąś kroplówkę. Czekając na mojego lekarza zaczęto mnie szykować do cesarskiego cięcia. Przed blokiem operacyjnym położne kłóciły się, bo jedna z nich stwierdziła, że słyszy tętno córki i po co to zamieszanie. Dwie pozostałe położne krzyczały, że to moje tętno. Wtedy odeszły mi wody płodowe. Pamiętam, że wtedy ironicznie stwierdzono, że teraz to już trzeba zrobić cesarkę

Było za późno

Lekarz Amandy pojawił się o 22. Kobieta zaznacza, że wszyscy czekali na niego, tak jakby medyk z dyżuru nie potrafił podjąć się operacji. Cesarka rozpoczęła się 15 minut po przybyciu lekarza prowadzącego. Kobieta wspomina wydarzenia, które nastąpiły po zabiegu:

Córka została od razu zabrana, a mnie nie udzielono wtedy żadnej informacji. Dopiero po zakończeniu czynności związanych z zabiegiem cesarki, czyli o godzinie 23, otrzymałam informację, że moje dziecko nie żyje. Nagle lekarz, który był na dyżurze zniknął bez słowa wyjaśnienia, a pojawił się inny lekarz, którego nie było przy całym zdarzeniu i porównał naszą tragedię do wypadku samochodowego. Zapytałam co się stało, a on odpowiedział, że tak się czasem dzieje.

Brak wsparcia

Amanda podkreśla, że nikt nie udzielił im, żadnych sensownych informacji. Małżeństwu nie pozwolono nawet przejrzeć dokumentacji medycznej. Wspomina, rozdzierający moment kiedy zobaczyła córeczkę po raz pierwszy:

Przewieziono mnie na salę, a mąż przyniósł mi martwą Ingę. Nosząc ją pod sercem 9 miesięcy mogłam ją trzymać w ramionach tylko przez chwilę, chwilę którą zapamiętam do końca życia… teraz nie ma już nic, pustka i cierpienie. Na drugi dzień nikt nie przyszedł na obchód z lekarzy, tylko położne podawały mi leki przeciwbólowe. Mój prowadzący lekarz udzielił mi informacji, że doktor który pełnił dyżur tamtego dnia już nie pracuje. Powiedział też, żebyśmy tego nie odpuszczali tylko walczyli o prawdę

Po tych słowach Amanda była pewna, że popełniono tragiczny błąd. Jej lekarz pozwolił na wypis w trzecią dobę po śmierci Ingi. W tym momencie pojawił się lekarz, który wcześniej porównał sytuację do wypadku samochodowego i próbował nakłonić kobietę, żeby podpisała oświadczenie, że wychodzi na własne żądanie. Amanda niczego nie podpisała i opuściła szpital. Dalej nie miała pojęcia, dlaczego jej dziecko zmarło.

Ból i cierpienie

Kobieta zaznacza, że lekarka, która reanimowała Ingę powiedziała, że mała była okazem zdrowia. Powiedziała Amandzie, że według niej badania gazometrii wykazało, że Inga się udusiła.

Amanda i jej mąż są przekonani o swojej racji:

Jesteśmy pewni, że udusiła się, bo zwlekano z cesarką. Położne mówiły nam, że jest to błąd lekarza, że powinien cesarkę zrobić po pierwszym KTG, które się nie spełniało. Mój lekarz prowadzący, do którego chodziłam całą ciążę – od 6-tego tygodnia prywatnie – zawsze mnie uspokajał, że w razie komplikacji szpital go natychmiast wezwie.

Dlaczego nie wezwano go w tym dniu, skoro KTG było wątpliwe już po upływie 30 minut? Ja do szpitala przyjechałam ze zdrowym, żywym dzieckiem. Moim zdaniem lekarz dopuścił się do zaniedbań i błędnie zinterpretował wiele czynników i wskazówek. Opóźniał decyzję o cesarskim cięciu, nie interesował się mną i doprowadził do śmierci naszej zdrowej córki

Kobieta nadal jest zrozpaczona i wściekła na szpital. Ma żal do personelu, który przez niedbalstwo zniszczył im życie:

Nie mamy słów by wyrazić co czujemy. Tęsknota, żal, ból, cierpienie, bezsilność to za mało powiedziane. Odebrano nam możliwość bycia rodzicami, poczuć jak smakuje macierzyństwo. Nasza miłość do siebie stworzyła nowe życie – Ingę, Ingę którą nam zabrano i już nic nam jej nie zwróci nigdy. Nigdy nie pogodzimy się z tym co nas spotkało. Nigdy, ponieważ córka była zdrowa i nikt nie wmówi nam, że było inaczej

Prokuratura prowadzi śledztwo, a szpital milczy

Rodzice Ingi nie zwlekali ze zgłoszeniem sprawy na miejscową policję. Na razie funkcjonariusze zabezpieczyli dokumentacje medyczną, a śledztwo nadzoruje kielecka prokuratura. Rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Jędrzejowie zaznaczył, że na razie nie mogą udzielić żadnych szczegółowych informacji.

Portal Echo Dnia o komentarz w sprawie poprosił dyrektora placówki w Jędrzejowie. Odpowiedzi udzielił dyrektor szpitala, doktor habilitowany Maciej Wróbel:

Sprawa jest w toku, dlatego nie chciałbym wychodzić przed szereg i wypowiadać się, zanim nad sprawą nie pochylą się powołane do tego organy, które rozstrzygną, czy doszło do jakichś zaniedbań. Na tym etapie, nie chciałabym komentować i mówić o tej sprawie. Myślę, że jest to olbrzymia tragedia, dlatego także z tego względu, nie chciałbym się teraz wypowiadać

Może odkrycie prawdy, chociaż odrobinę ukoi żal zrozpaczonych rodziców.

_________________________________
*Zdjęcia mają charakter poglądowy

Napisz do nas, jeśli spotkała Cię historia, którą chcesz się podzielić: redakcja@popularne.pl

Może Cię zainteresować