×

„Mam 28 lat, z czego 10 to koszmar”. Ewa wychowywała się w domu dziecka

Wychowała się w domu dziecka, dokąd trafiła z patologicznej rodziny. Po opuszczeniu „bidula” sama wpadła w toksyczną relację. „Nie mam pieniędzy na jedzenie dla dzieci”.

Trudna przeszłość

28-letnia Ewa Wróblewska wychowała się w domu dziecka. Wspomina ten czas dobrze, z przeciwieństwie do lat, spędzonych ze swoimi biologicznymi rodzicami. W domu panował alkoholizm. Do tej pory nie udało jej się odbudować kontaktów z bliskimi. Jak wspomina w rozmowie z WP Kobieta:

Po raz ostatni uciekłam z domu, mając 10 lat. Około godz. 21 wyszłam wyrzucić śmieci i już nie wróciłam. Więcej ciepła, serdeczności i opieki dostałam na ulicy, jak od własnych rodziców. Niedługo potem trafiłam do domu dziecka. To było dla mnie bezpieczne miejsce. Do dzisiaj nie mam kontaktu z matką. Byłam dla niej czarną owcą w naszej rodzinie. Ojciec z kolei będąc z moją matką, nadużywał alkoholu, wypijał wtedy niewyobrażalne ilości.

Wraz z ukończeniem pełnoletności, skończył się jej pobyt w domu dziecka. Niestety, jak często podkreślają psychologowie i organizacje, pomagające wychowankom domów dziecka, młodzież opuszcza te placówki niewystarczająco przygotowana do samodzielnego życia. Jak tłumaczy psychoterapeutka z kliniki PsychoMedic, Justyna Trojanowska-Juras:

Nie mają umiejętności społecznych i codziennych, których my uczyliśmy się w domu, odkąd skończyliśmy 2 lata. To trochę tak, jakby nas nagle postawiono w środku dżungli i miałybyśmy nauczyć się tam żyć od razu. Oni są bezbronni. Otwierają wielkie serca, nie mając wielu umiejętności, są narażeni na liczne problemy i życiowe porażki

Ewa przyznaje, że tak właśnie było w jej przypadku. Początkowo zamieszkała w wynajętym pokoju, ale nie miała z czego go opłacać, bo nie miała pracy. Trafiła do schroniska dla bezdomnych. Kiedy spotkała ojca swoich dzieci, uznała, że to dla niej szansa na zbudowanie normalnego domu. Niestety, problemu pojawiły się od razu:

Kiedy zaszłam w ciążę i urodziłam córkę, mój partner bardzo długo wypierał się tego, że to jego dziecko. Uznał ją dopiero, jak Magda miała pół roku.

Zamieszkali razem, gdy ich córka miała 7 miesięcy, ale w domu szybko pojawiła się przemoc i alkohol. Jak wspomina Ewa:

Córka miała niecały roczek. Ktoś go zdenerwował, a na mnie się wyżył. Rozstaliśmy się po tej awanturze na jakiś czas, choć okazało się chwilę później, że spodziewam się kolejnego dziecka.

Wychowała się w domu dziecka

Krótko później partner Ewy trafił do więzienia za pobicia, handel autami i włamania. Co miesiąc dostawał przepustki i odwiedzał rodzinę. Był wtedy bardzo miły. Jego zachowanie było tak ujmujące, że Ewa zdecydowała się wziąć z nim ślub. Jak tłumaczy z perspektywy czasu:

Wiedział, że jak będzie się źle zachowywał, to mu wydłużą wyrok. Za dobre zachowanie dostał zwolnienie warunkowe i po 2 tygodniach od wyjścia kolejny raz pokazał „na co go stać”. Doprowadził mnie do takiego stanu psychicznego, że próbowałam sobie odebrać życie. Odratowali mnie, ale moje dzieci trafiły do rodzinnego domu dziecka. Walczyłam o ich odzyskanie dwa lata.

Mężczyzna jest obecnie poszukiwany za naruszenie warunków zwolnienia. Jednocześnie Ewa ściga go o alimenty i pozbawienie władzy rodzicielskiej. Jak na razie obie sprawy są w zawieszeniu, bo mężczyzna jest nieuchwytny.

Tymczasem jego była partnerka, bez pieniędzy i pracy wychowuje samotnie już troje dzieci. Z powodu kontuzji dłoni musiała porzucić pracę w szpitalu. Czeka ją operacja. Żyje w mieszkaniu komunalnym, z zasiłków i 500 plus:

Zalegam z rachunkami za mieszkanie oraz za prąd. Nie mam obecnie pieniędzy na jedzenie dla dzieci. Na podstawowe rzeczy. Utrzymuję się z 500 plus na trójkę dzieci. Najgorsze jest to, nie mogę podjąć pracy, gdyż czeka mnie kolejna operacja. Każdego dnia walczę o to, żeby dzieciom niczego nie brakowało. Ja sobie poradzę z głodem czy zimnem, moje dzieci nie. Od kilku dni sama ograniczam jedzenie, by dzieci miały co jeść. Kroi mi się serce, gdy kończy się mleko dla synka, a ja dolewam wody do butelki, żeby było więcej.

Jak wyjaśnia psychoterapeutka z Kliniki PsychoMedic, Justyna Trojanowska-Juras, życie Ewy jest dość typowym scenariuszem jeśli chodzi o wychowanków tak zwanych biduli. Wyjaśnia, dlaczego mają większą niż inni tendencję do budowania toksycznych relacji:

Problemem u tych młodych osób jest samotność. Takie osoby mają wielki deficyt uczuć i dlatego często wpadają w związki na zasadzie „wszystko albo nic”. Pragnienie, żeby ktoś im dał uczucia, jest bardzo duże i to jest bardzo trudne do samodzielnego przepracowania. Wielokrotnie bez specjalistycznej terapii – niemożliwe.

W Polsce działa obecnie ponad 1150 placówek instytucjonalnej pieczy zastępczej. Łącznie w tych instytucjach przebywa ponad 16,5 tys. dzieci. Osiągając pełnoletność, rozpoczynają samodzielne życie. Mogą liczyć na wsparcie kilku organizacji.

Fundacja One Day uruchomiła platformę internetową usamodzielnieni.pl. umożliwiająca uzyskanie pomocy, psychologa, prawnika, księgowego lub doradcy zawodowego.

Fundacja Pomocy Dzieciom remontuje i udostępnia wychowankom domów dziecka dwupokojowe mieszkania. W wielu miejscach Polski angażują się również Powiatowe Centra Pomocy Rodzinie, które organizują spotkania z tak zwanymi trenerami usamodzielnienia, którzy uczą np. gospodarowania domowym budżetem, korzystania z banków, opłacania rachunków i robienia zakupów.

Źródła: kobieta.wp.pl, zrzutka.pl
Fotografie: www.hippopx.com

Może Cię zainteresować