×

Matka zagląda do 6-miesięcznego synka. Chłopiec nie oddycha, a na ciele ma liczne rany

Tą sprawą od piątku żyje cała Polska i nic w tym dziwnego. Śmierć malutkiego, 6-miesięcznego dziecka to ogromna tragedia. Wszyscy chcą, aby ten, kto ma z nią coś wspólnego szybko poniósł karę…

Nie oddychał…

Późnym piątkowym popołudniem do jednego z mieszkań w Rzeszowie wezwano karetkę. O pomoc prosiła matka, która zauważyła, że jej 6-miesięczny synek nie oddycha. Ratownicy medyczni po przybyciu na miejsce natychmiast rozpoczęli akcję reanimacyjną. Udało im się przywrócić czynności życiowe maluszka, jednak jego stan był krytyczny.

Gdy przywieziono go do szpitala, stało się pewne, że dziecko padło ofiarą przemocy – wskazywały na to liczne obrażenia. Lekarze stwierdzili, że popękana czaszka i połamane żebra oraz krwiaki, mogły powstać jedynie w wyniku ciężkiego pobicia. Pomimo największych starań lekarzy, maluszka nie udało się uratować. Chłopiec zmarł w sobotę popołudniu.

Zatrzymano rodziców

Piątkowym wieczorem policja zatrzymała oboje rodziców. Małżeństwo nie mieszkało już razem. Od miesiąca byli oficjalnie w separacji. Matka wraz z dziećmi pozostała w wynajmowanym mieszkaniu, z kolei ojciec przebywał od tego czasu w swojej rodzinnej miejscowości. Często widywał się z maluchami. Świadkowie zeznają, że tego popołudnia nie pojechał jednak, aby zobaczyć się z dziećmi.

2-letnia dziewczynka też była ofiarą

W czasie śledztwa na jaw wyszło, że 2,5 roczna córeczka pary także miała na ciele ślady, które mogłyby wskazywać na przemoc domową. Została zabrana na obserwację do szpitala. Zauważono u niej m.in. zagojoną już ranę od niedopałka papierosa. Okazało się też, że 1,5 roku wcześniej dziewczynka przebywała w szpitalu, ponieważ miała złamane obie nóżki na tej samej wysokości. Wszczęto śledztwo, ale sprawę wkrótce umorzono. Pozostał po niej jedynie kurator, który miał sprawdzać, co dzieje się w tym domu.

Matka z zarzutami

W niedzielę popołudniu ogłoszono, że to matce zostały postawione zarzuty o zabójstwo. Ojca natomiast wypuszczono. Jednak już kilka godzin później okazało się, że to prawdopodobnie nie ona skatowała chłopca. Zarzuty wycofano i ją również wypuszczono. Zatrzymano natomiast osobę trzecią – 40-letniego Grzegorza B. To znajomy rodziny.

Całkowicie nowe wątki w sprawie

Poniedziałkowym rankiem prokuratura podała do wiadomości publicznej całkowicie nowe fakty. To 40-latek jest teraz głównym podejrzanym o śmierć 6-miesięcznego chłopczyka i znęcanie się nad 2,5 roczną dziewczynką.

Mężczyzna posiada zakład stolarski, w którym pracował wcześniej ojciec dzieci. Ma żonę, a także dwóch synów w wieku szkolnym. Nikt nawet nie pomyślałby, że mógłby dopuścić się czegoś takiego.

Grzegorz B. przyjaźnił się z rodziną krzywdzonych dzieci i był częstym gościem w ich domu. Gdy jego były pracownik, wyprowadził się z mieszkania, on zaczął bywać w nim jeszcze częściej. Podobno wzbudzał zaufanie i perfidnie manipulował. Sam przyznał, że znęcał się nad dziewczynką i to w taki sposób, aby nie zostawić żadnych śladów. Twierdził, że odczuwa straszliwą satysfakcję, że dziecko tak bardzo się go boi.

Był w mieszkaniu w piątek

Tego feralnego dnia także odwiedził Karinę M. oraz jej dzieci. Zrobił wszystko, aby matka wyszła do sklepu, a oprócz tego poczekała jeszcze przed blokiem na przesyłkę, która miała zostać mu przywieziona. Grzegorz B. chciał mieć więcej czasu, aby znów znęcać się nad dziewczynką. Niestety, nagle zaczął płakać chłopczyk. Jak sam zeznał, wyjął go z łóżeczka i w tym czasie zadzwonił telefon. Chciał odebrać, a chłopiec wypadł mu z rąk na podłogę. Próbował go podobno reanimować, a widząc, że nie daje to efektów zaczął nim potrząsać. Ostatecznie odłożył niemowlę do łóżeczka. Gdy Karina M. wróciła do mieszkania, nie powiedział jej o zdarzeniu, zamiast tego od razu wyszedł.

Prokuratura zajmuje się jeszcze wyjaśnieniem tego, dlaczego matka nie zauważyła niczego. Rodzina ojca dzieci jest przekonana, że 23-latka musiała coś wiedzieć.

*Zdjęcia mają charakter poglądowy

Może Cię zainteresować