×

Monika chorowała na białaczkę. W ostatnich dniach życia oskarżona ją, że kłamie

Ciężka choroba bliskiej osoby to zawsze powód wielkiego smutku. Człowiek zastanawia się, czy podstępny nowotwór okaże się panem życia, a może będzie łaskawy i da szansę cieszyć się z bliskości.

Monikę Supron boleśnie dotknęła choroba i cierpienie. Przez ostatnie cztery lata mieszkała w USA. Spełniała swój amerykański sen. Szczęśliwie się zakochała, założyła rodzinę i doczekała się dzieci. Niestety los miał dla niej zupełnie inny scenariusz.

BIAŁACZKA. To zabrzmiało jak wyrok

Pomoc, która okazała się zmorą

Polka w Stanach Zjednoczonych miała status rezydentki, a co za tym idzie, leczenie było naprawdę kosztowne. Sylwia Szczepańska, siostra 38-latki, mówiła w rozmowie z portem naTemat, że o chorobie Moniki najbliżsi dowiedzieli się przypadkiem, a wszystko za sprawą kontrolnych badań u endokrynologa. Wyniki były złe.

Trzeba było działać natychmiast

Rokowania lekarzy nie były optymistyczny. Mówili wręcz, że stan kobiety jest krytyczny. Gdy udało się znaleźć bliźniaka genetycznego w Europie, pojawił się cień nadziei, że ocalą ukochaną mamę, żonę i siostrę. Jednak operacja kosztowała 2 mln dolarów. Zbiórką pieniędzy zajęła się fundacja Rycerze i Księżniczki. Pojawiła się kolejna bariera: nie można było doprowadzić do przeszczepu, ponieważ chemie nie zabiły komórek nowotworowych. To był wyrok.

Lek, który był ostatnią deską ratunku

Tylko lek, który był w fazie testów, mógł uratować życie Moniki. Trzeba byłoby wówczas przewieźć 38-latkę do innego szpitala w innym stanie i bardzo możliwe, że lek nie byłby refundowany, a jego koszt ponownie przekroczyłby budżet. Blincyto kosztował pół miliona dolarów. Skąd wziąć taką kwotę?! Wiele obcych osób zaczęło zbierać dla niej pieniądze. Nikt nie wyobrażał sobie, że ta piękna i pełna serdeczności dziewczyna przegra walkę. Historią Moniki zainteresowała się także polonijne grupy, które działają w USA. Na Facebooku prowadzą fanpage: Polski Pomost Pomocy i Polki w Stanach. Uruchomiono zbiórkę pieniędzy dla Moniki. Dziennikarze naTemat opisali szczegółowo całe zdarzenie.

Problem w komunikacji

Kobiety pracujące w PPP – Polski Pomost Pomocy – uważały, że nie ma potrzeby zebranych pieniędzy przekazywać fundacji, która prowadzi zbiórkę dla Moniki. Zdecydowały, że to one się tym zajmą i biedną 38-latkę regularnie nękały o to, aby ta przesłała rachunki za leczenie, zupełnie tak, jakby jej nie wierzyły. Nie było to takie proste, ponieważ przychodziły one z dużym opóźnieniem.

Zaczęły kwestionować także to, w jakim stanie jest Monika i jak się czuje. Nie rozumiały, po co ma leczyć zęby – przecież to nie jest pilna potrzeba. A gdyby wiedziały, że jest to wymóg w czasie leczenia onkologicznego, może nie potraktowałyby tego jak fanaberię, tylko nagłą potrzebę. Tłumaczyły się tym, że zostały wprowadzone w błąd, ponieważ pieniądze miały być zbierane tylko na lek ostatniej szansy, a nie na jakieś dodatkowe rzeczy… Zbierano środki na całość leczenia Moniki, w co włączona jest masa innych rzeczy. Ciężko z góry oszacować, co i ile będzie potrzebne w tak ciężkiej chorobie.

Zdjęcia przeprowadzonych wówczas rozmów między pracownicami z PPP mówią same za siebie…

Gdy siostra chorej zobaczyła, co się dzieje, od razu powiedziała, że mają napisać sprostowanie

Kobiety jednak się nie zgodziły, a zamiast tego usunęły ją z grupy i zaczęły rozsyłać wiadomości prywatne do ludzi chcących pomóc, w których pisały, że rodzina Supron oszukuje… W tym czasie Monika umierała… Zamiast w spokoju móc spędzić czas z najbliższymi, musiała ciągle odpierać zarzuty, które kobiety z PPP wobec niej kierowały. Czekały ją dwie operacje, które mogły uratować życie, a pieniądze ostatecznie przekazała innej osobie. Siostra widzi związek z nękaniem i pogarszaniem się stanu zdrowia Moniki:

Spowodowały pogorszenie jej stanu. Dostała gorączki. Na mojej oficjalnej grupie panie z PPP podważały zasadność leczenia siostry, mimo jej krytycznego stanu. Wtedy ludzie zwątpili i zbiórka całkowicie stanęła w miejscu. Zakłamane i dwulicowe. Na początku dokładnie wyjaśniłam im całą sytuację, znały ją świetnie, a jednak zupełnie co innego wypisywały ludziom w prywatnych wiadomościach. Uważam, że wyrządzają w swojej działalności więcej szkody niż pożytku. I nie mają pojęcia o pomocy chorym na raka. Nagonka była publiczna, pomimo tego że rozgrywała się w prywatnych wiadomościach. Ale były one przesyłane do wielu osób zainteresowaniem wpłatami na Monikę. Później pojawiły się napastliwe komentarze na grupie Polki w Stanach na Facebooku.

Sylwia podzieliła się także zdjęciami rozmów z umierającą siostrą

Justyna z PPP miała napisać sprostowanie po tym, jednak nie zrobiła tego. Dlatego zdesperowana Sylwia opublikowała screen tego, co napisała na Facebooku

Monika zmarła… A jej siostra nadal oskarżana jest o to, że chce zarobić na śmierci bliskiej osoby. W głowie się nie mieści, że do takiej sytuacji może dojść w obliczu ciężkiej choroby: „Ludzie piszą, że zbieram na wakacje”.

Jak zakończyła się cała ta smutna historia? Pojawiło sprostowanie – niestety tylko w grupie zamkniętej

Serce pęka, gdy się czyta coś takiego… Zwłaszcza w sytuacji, gdy umiera człowiek

Może Cię zainteresować