Wstrząsające tortury na komisariacie. „Leżałem w kałuży własnej krwi”
Po wyborach prezydenckich na Białorusi doszło do protestów. Skutkiem czego były liczne zatrzymania. Mężczyzna zaatakowany przez OMON opowiedział o torturach, jakim został poddany w białoruskim areszcie.
Mężczyzna zaatakowany przez OMON
Andrej Szkleda to mieszkający na Białorusi lutnik. 10 sierpnia mężczyzna przyjechał z jednej z pobliskich wiosek do Pińska, aby odwiedzić rodzinę. W tym czasie OMON i służby milicyjne brutalnie pacyfikowały Białorusinów, którzy nie zgadzali się z wynikiem wyborów prezydenckich.
Wieczorem brat i żona odprowadzali go na autobus. W centrum miasta przy ul. Kirowskiej podjechał do nich samochód, którego numery rejestracyjne były zaklejone. Wyskoczyło z niego kilku funkcjonariuszy ubranych po cywilnemu i nie przedstawiając się, zaatakowali mężczyzn pałkami. Powalili ich na asfalt, skrępowali ręce i skuli kajdankami.
Byłem w szoku. Myślałem, że może jacyś gangsterzy, może jakieś porachunki, może pomylili mnie z kimś.
– powiedział Szkleda w rozmowie ze stacją Belsat.

„Leżałem w kałuży własnej krwi”
Jak się okazuje, na komisariacie wcale nie było lepiej. Funkcjonariusze milicji bili i torturowali mężczyznę.
Okładali, katowali, bili rękami, pałkami, kopali, uderzali w głowę jakimś krótkim metalowym narzędziem, ciężkim jak młot kowalski. Odwrócili mnie twarzą do podłogi, jeden z nich ścisnął moją głowę nogami, a drugi bił mnie od góry – łup-łup-łup – może 20 razy, a może nawet 30. Myślałem, że to się nigdy nie skończy.
W pewnym momencie lutnika ogarnęło silne poczucie rozpaczy i zrezygnowania. Krew płynęła mu z obu nozdrzy i z podbródka.
W gabinecie była kanapa, milicjanci bali się, że zabrudzę krwią tę kanapę albo ich ubrania, wyciągnęli mnie i zostawili na korytarzu. Kajdanki nie zostały zdjęte. Leżałem w kałuży własnej krwi.
Mandat za tortury
Następnego dnia rano szef miejscowej milicji przyszedł do zatrzymanych. Przeprosił ich i wyjaśnił, że pobicie było „specjalnie zorganizowaną akcją”. Dodał jednak, że nie mogą ich „ot tak wypuścić” i wlepi niewinnie zatrzymanym osobom mandaty. Jak powiedział:
Takie jest prawo, przyznajemy mandaty. Nie mamy nawet na amunicję. Na wasze zatrzymanie poszły państwowe środki, musimy nakarmić chłopaków.
Lutnik nie mógł uwierzyć własnym uszom:
Mam płacić za to, że mnie pobili? Niesamowite!
Strach przed milicją
Andriej Szkleda po powrocie do domu przez dwa dni nie mógł wstać z łóżka.
Nie mogę pracować rękami. Nie wiem, może nerwy są przerwane, nie czuję dwóch palców prawej ręki. Dzwonił klient, chciał złożyć zamówienie, ale odmówiłem. Jestem cały pokaleczony, jakby mnie przemielono w maszynce do mięsa.
Od tego incydentu mężczyzna nieustannie żyje w strachu. Milicjanci grozili, że zabiją nie tylko jego, ale także jego żonę i dziecko.
Wierzę, że mogą zabić. Są zdolni do wszystkiego.

Napisz do nas, jeśli spotkała Cię historia, którą chcesz się podzielić:
@redakcja@popularne.pl