×

Rodziła martwe dziecko na sali z 2 kobietami. Reakcja położnej była druzgocąca

Matki o wyroku TK wypowiadają się bez entuzjazmu. Zwłaszcza te, które doświadczyły poronień lub urodziły martwe dzieci. Jak ujawniają, państwo umywa ręce.

Pokój do płaczu

27 stycznia w Dzienniku Ustaw został opublikowany wyrok Trybunału Konstytucyjny z 22 października, uznający aborcję z powodu ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia płodu za niezgodną z konstytucją. Wcześniej tego samego dnia ukazało się uzasadnienie, w którym sędziowie TK powołali się na gwarancję ochrony życia od poczęcia. Mimo opinii zarówno konstytucjonalistów, jak i twórców polskiej konstytucji, taki zapis się w niej nie znajduje, a wątpliwości budzi także skład sędziowski złożony z tak zwanych sędziów dublerów oraz Krystyny Pawłowicz, która najpierw jako posłanka podpisała się pod wnioskiem do TK, a następnie, jako sędzia zajęła się rozpatrywaniem własnego wniosku, wyrok zaczął w Polsce obowiązywać.

W całej Polsce doszło do wznowienia protestów osób, które uważają za niemoralny nakaz rodzenia ciężko chorych dzieci, tylko po to, by umarły w męczarniach. Wypominano również rządzącym, że przez trzy miesiące, które upłynęły między dniem wydania wyroku a jego publikacją w Dzienniku Ustaw, nie poczynili żadnych przygotowań, by wesprzeć kobiety, będąca w zagrożonych lub patologicznych ciążach, chociaż było wiadomo, że prędzej czy później zostaną one zmuszone do urodzenia ciężko chorego lub martwego dziecka.

Na razie jedyną propozycję złożyła Solidarna Polska i ogranicza się ona w zasadzie do zapewnienia ciężarnym pokoju do płaczu.

W rozmowie z WP Kobieta Polki, które przeżyły takie traumy, wskazują, że sam pomysł nie zasługuje na tak ostre wyszydzanie jak to, z którym się spotkał, ale oczywiście nie rozwiązuje problemu. Jak wyjaśnia dziennikarka, Marta Bieniak-Spyrczak, która ma za sobą poród martwego dziecka:

Niejednokrotnie zdarza się, że w szpitalu kobieta w zagrożonej ciąży przebywa w tym samym pokoju z przyszłą matką czekającą na szczęśliwe rozwiązanie. Takie sytuacje nie powinny mieć miejsca. Jest to niezwykle trudny czas dla kobiety, która traci swoje dziecko, więc powinna być objęta wyjątkową opieką. Osobny pokój, w którym może przebywać z partnerem lub najbliższą rodziną, powinien być standardem.

Jej zdanie podziela pani Barbara z Poznania, która przeżyła podobną traumę. Przy okazji zwraca też uwagę na kompletne nieprzygotowanie i brak empatii personelu medycznego:

Na sali leżałam z dwiema innymi kobietami. Kolejna zmiana położnych nie wiedziała nawet, jakie leki podano mi poprzedniego dnia. Gdy informowałam, że rodzę, nikt się mną nie zainteresował. W konsekwencji urodziłam wśród innych pacjentek, a poród odebrałam sama. Położna, która przyszła po fakcie, położyła córkę obok i powiedziała do koleżanki: „Weź, zobacz, czy na pewno nie żyje” i ochrzaniła mnie za brudne łóżko. Rozumiem, że rodzące się właśnie zdrowe dzieci są ważniejsze ode mnie, ale wolałabym rodzić w kantorku niż na wspólnej sali. I być sama z mężem w tak tragicznej dla nas sytuacji.

Matki o wyroku TK

Marta Bieniak-Spyrczak zwraca uwagę na kluczowy fakt, że w czasach, gdy ona trafiła do szpitala, decyzja o donoszeniu ciąży obarczonej poważnymi wadami należała do kobiety. Podejmowała świadomą decyzję, czy jest gotowa, by zmierzyć się z taką traumą i zaryzykować własnym zdrowiem czy nie. Z dniem wejścia w życie wyroku TK, kobiety będą do tego zmuszane:

Wymaganie heroizmu od kogokolwiek może skończyć się poważnymi problemami psychicznymi. Oczywiście, każda kobieta może potrzebować w tych trudnych momentach innej pomocy – takie wsparcie może uzyskać od psychologa, ale również od duchownego. Kobieta powinna móc zdecydować, czy czuje się na siłach donosić ciążę z wadami letalnymi, czy chce zakończyć ją na wcześniejszym etapie. Naturalnie dzielimy się na osoby silniejsze oraz słabsze psychicznie, każdy z nas ten sam trudny moment będzie odczuwał inaczej. To, że ja zdecydowałam się donosić ciążę, nie znaczy, że moja koleżanka będzie miała taką samą gotowość.

Krytycy orzeczenia TK podkreślają swoje obawy, że zakaz aborcji z powodów embriopatologicznych jeszcze bardziej ograniczy już i tak trudny w Polsce dostęp do badań prenatalnych. Wiele osób obawia się, że lekarze mogą bać się je zlecać, żeby nie zostać posądzonymi o to, że w ten sposób ułatwiają kobiecie podjęcie decyzji o dokonaniu aborcji za granicą.

Jak przypomina Maria Samolińska-Hojda, po dwóch poronieniach, nawet i bez wyroku TK o skierowanie na badania prenatalne ciężko się było doprosić. Na przykład diagnostyka przyczyn, obejmująca m.in. badania tarczycy, badania pod kątem tzw. zespołu antyfosfolipidowego, posiewy, przysługuje w Polsce dopiero po trzecim poronieniu. Badania genetyczne płodu można wykonać, ale tylko prywatnie. Koszt: kilkaset złotych. Na NFZ można zrobić badanie histopatologiczne, które nie wskazuje wad genetycznych płodu. Jak tłumaczy kobieta:

Szereg chorób może powodować nawykowe poronienia i dopóki się ich nie wyleczy, albo nie ustabilizuje, to kobieta nie da rady donosić ciąży. Wcześniejsze wprowadzenie refundowanych badań pozwoliłoby uniknąć wielu dramatów.

A co jeśli dziecko nie umrze jednak w łonie matki, ani krótko po narodzinach, tylko będzie cierpieć jeszcze przez jakiś czas? Na to też nie ma pomysłu. Jak tłumaczy Marta Bieniak-Spyrczak:

Trwa gorąca dyskusja na temat aborcji, przedstawiono plany pomocy kobietom, które muszą donosić dziecko z wadami rozwojowymi, jednak nie zabezpieczono w żaden sposób zwiększenia zakresu opieki państwa nad dziećmi z niepełnosprawnościami. A przecież w wielu przypadkach tzw. trudnych ciąż, do tego sprowadza się możliwość legalnej terminacji ciąży lub brak możliwość. Rozmawiamy o zarodkach, które obumrą w pierwszych kilku tygodniach ciąży, ale także o płodach, które urodzą się chwilę przed terminem – niektóre z nich martwe, a niekiedy, wbrew wcześniejszym przewidywaniom medyków, będą żyły jeszcze jakiś czas po narodzinach. I o takich dzieciach zapomina państwo. To ich rodzice skazani są na opiekę nad nimi.

Między innymi stąd biorą się zarzuty do tak zwanych „obrońców życia”, że wcale nie chodzi im o obronę życia, tylko o pokazówkę i dobre relacje z Kościołem. Na razie wygląda na to, że przeważa wśród nich pogląd, żeby nic nie robić i poczekać, aż kobiety nauczą się jakoś same sobie radzić w tej sytuacji.

*Zdjęcia mają charakter poglądowy
Źródła: kobieta.wp.pl, wiadomosci.radiozet.pl
Fotografie: twitter.com

Może Cię zainteresować