×

Śmierć 17-miesięcznego dziecka. Winne zaniedbanie lekarzy?

Śmierć 17-miesięcznego dziecka, do której być może wcale nie musiałoby dojść. Rodzice twierdzą, że ich syn, Maksymilian umarł przez ignorancję i rutynę lekarzy, którzy go badali. Czy tak było rzeczywiście?

To miały być niezapomniane wczasy

Rodzice Maksa, Maja i Mariusz Mariusiak, kilka tygodni temu wyjechali z synem na pierwsze w jego życiu wakacje. Najbardziej odpowiedni na taki rodzinny urlop wydał im się nadmorski Puck. To niewielkie miasto, położone nad Bałtykiem miało im zapewnić niezapomniane wspomnienia, do których chętnie będą wracać po latach. Niestety, połączyło się z ich największą życiową tragedią.

Przez pierwszych 6 dni wszystko było takie, jak powinno. Rodzina beztrosko zażywała słońca i nadmorskich atrakcji. Świetnie zdawał się także bawić mały Maksiu. Często śmiał się interesował wszystkim, wszędzie go było pełno. Ale 2 dni przed końcem pobytu dostał niespodziewanie silnych duszności. Jak powiedzieli jego rodzice reporterowi „Uwagi”:

Nagle stał się osowiały, miał gorączkę. Był nieswój, ospały i zaczął się ciężki oddech. (…) Jak go dotykałam czułam pod ręką drganie, dygotanie.

Zawiódł lekarz

Zaniepokojeni rodzice postanowili skrócić swoje wakacje, ale najpierw bezzwłocznie znaleźć lekarza, który zbada co się dzieje z ich synem. Przyjęto ich w szpitalu w Pucku. Doktor, która się nimi zajmowała bardzo szybko ich uspokoiła i stwierdziła, że nic złego się ich synowi nie dzieje. Jak wspomina jego matka:

Pani doktor kazała podmieść dziecku koszulkę. Trzy razy dotknęła dziecko stetoskopem. To było bardzo szybkie badanie. Powiedziała, że nie słyszy nic niepokojącego. Ale żeby mnie uspokoić zajrzy do gardła. Stwierdziła, że nie widzi żadnej infekcji, ani wirusowej, ani bakteryjnej. Dla mnie takie tłumaczenie było przekonujące. Zapytała, czy wyrażam zgodę na wykonanie zastrzyku, który ułatwi oddychanie Maksiowi. I zrobiliśmy ten zastrzyk. Chciałam zapytać panią doktor jeszcze, czy ma coś do przekazania, ale rozmawiała już przez telefon. I pani ratownik powiedziała, że możemy opuścić już placówkę.

Śmierć dziecka

Uspokojeni rodzice udali się wraz z Maksem w podróż powrotną, po czym położyli się spać. To, co w pewnym momencie zobaczył ojciec Maksa przeszyło go grozą:

Maks spał z nami w łóżku. Cały czas ciężko oddychał. Przy oddechu był charakterystyczny dźwięk. Siadłem na boku łóżka, dziecko odwróciło się na prawy bok i nagle nastała cisza.

Zrozpaczona matka wini za śmierć Maksa lekarkę, która go badała i stwierdziła, że nic poważnego chłopcu nie jest:

Pani doktor niesamowicie mnie uspokoiła. Uśpiła moją czujność jako matki. Mam żal, że nie zleciła dokładniejszych badań. Według nas pomoc została udzielona w sposób nierzetelny i brak diagnostyki doprowadził do tego, że Maksio umarł.

Sprawę w tej chwili bada policja, nie wiadomo, czy prokurator zdecyduje się postawić lekarce zarzuty. Jak wykazała sekcja zwłok Maks miał ostrą rozedmę płuc i obrzęk mózgu. Był skrajnie niedotleniony.

Źródła: uwaga.tvn.pl, uwaga.tvn.pl

Może Cię zainteresować