×

Jeszcze tydzień temu nosiłaś rozmiar 38, a dziś 40? To wszystko wina sklepów, w których kupujesz!

Nie od wczoraj robimy zakupy i na pewno każda z nas zdążyła zauważyć, że zdarza się tak, że w jednym sklepie mamy rozmiar 40, a w drugim 42 jest na nas za małe. Od razu pojawia się myśl w głowie, że na pewno przytyłyśmy i musimy się za siebie wziąć. Otóż, drogie panie, to wcale nie oznacza, że z dnia na dzień powiększyłyśmy się aż o dwa rozmiary!

Wydaje Ci się, że firmy chcą Cię oszukać i zarobić krocie na Twojej niewiedzy? Być może tak jest, ale na pewno nie w temacie rozmiarówki, którą próbowano niejednokrotnie wpisać w jakiekolwiek normy. O ile możliwe to było z panami, ciężko było oszacować, że rozmiar 38 należy do kobiet, które wyglądają identycznie. Nie zapominajmy, że możemy różnić się pod wieloma aspektami: biust, talia, biodra, nie wspominając o wzroście i aktywności fizycznej, która także ma w tej kwestii spore znaczenie.

screenshot_8

Rozmiar na metce? Po co takie oznaczanie?

Wszystko zaczęło się od potrzeb producentów ubrań, którzy chcieli wprowadzić normy, dzięki którym łatwiej szyłoby się ubrania i prognozowało, która grupa jest najliczniejsza. Nie powinien nas zaskoczyć fakt, że tą kwestią zajęli się amerykańscy badacze. Zebrali grupę 15 tysięcy kobiet i dokładnie je zmierzono. Niestety od samego początku było to spisane na straty.

Dlaczego? Już śpieszymy z odpowiedzią.

Kobiety, które zgłosiły się do testów, za uczestnictwo otrzymały pieniądze. Wśród pań, co już powinno być jasne, nie pojawiła się żadna dama z wyższych sfer, która nie potrzebowała pieniędzy. Ochotniczkami były zatem panie, które miały ciężką sytuację materialną i każdy grosz był ważny. Do tego wszystkiego badacze zebrali tylko wymiary białych kobiet… I właśnie przez to, badanie okazało się klęską. Nie udało się wyciągnąć wspólnego mianownika, ale niezbyt interesowało to producentów ubrań. Chcieli konkretnych wniosków. Stworzenie rozmiarów było dla nich ważne, ponieważ dzięki temu oszczędzali pieniądze. I właśnie w ten sposób powstała rozmiarówka, która nie do końca miała związek z tym, jak wyglądały kobiety na ulicach.

screenshot_7

Rozmiary zatem w każdej firmie dostosowane są do konkretnego klienta. Tęga kobieta, która w sklepie młodzieżowy nosiłabym 50, czuje się o niebo lepiej, gdy w swoim ukochanym sklepie dla puszystych może zaopatrzyć się w rozmiar 44.

Pomyślisz, że to okrutne? Zabieg ten stosuje się od dawna i w kręgach ludzi, znających się na modzie, nosi nazwę vanity sizing. Brzmi egzotycznie i niezrozumiale, a to bardzo proste stwierdzenie. Sklepy celowo zmieniają rozmiary swoich ubrań, aby dana grupa odbiorców czuła się komfortowo, robiąc zakupy. Wszystko zależy od wewnętrznej polityki firmy, bo to do niej należy ostatnie zdanie. Co jeszcze zaskakuje? Rozmiary różnią się w zależności od danego państwa. To, że w Polsce nosimy 38, nie znaczy, że w Anglii będzie obowiązywał nas ten sam numer. Tak, można się w tym pogubić, ale najważniejsze w tym wszystkim jest to, aby nie wpadać w paranoję i raczej nie patrzeć na metki. To nie one nas określają!

screenshot_5

We wszystkim jest haczyk…

Producentowi zależy na tym, aby sprzedać swój produkt. Zależy mu na tym, aby kupowało go coraz więcej osób. Z tego też powodu rozmiary na metkach znacznie się zmieniły. Jeśli byśmy wzięli pod lupę największą ikonę kobiecości z ubiegłego wieku – Marilyn Monroe, to zdziwilibyśmy się, że dziś nosiłaby rozmiar 36 (tzw. 6)!

screenshot_1

Reasumując, każda firma może tworzyć swoją własną rozmiarówkę, nie naruszając przy tym prawa. Jest to legalne i nie godzi jawnie w dobre imię producenta.

Niestety taki zabieg sprawia, że kobiety same nie wiedzą, jaki naprawdę noszą rozmiar i kończy się na tym, że mierzą ubrania od małego S kończąc na podwójnym XL. Jaki z tego morał? Mierz ubrania, nie sugerując się rozmiarem, a gdy wejdziesz do domu, szybko odetnij metkę. Ty masz czuć się dobrze ze swoim ciałem, a nie być kolejną pozycją w spisie sprzedaży znanych firm!

screenshot_10

Może Cię zainteresować