×

Bała się odejść od męża, bo to polityk, który ma układy i może ją zniszczyć

Na co komu praworządność? – to hasło kampanii, prowadzone na terenie Polski przez międzynarodową firmę prawniczą International Bar Association, która właśnie rozpoczyna działalność w naszym kraju. O tym, że jest potrzebna przekonujemy się na każdym kroku. Historie kobiet, które przedstawiamy są tego najlepszym dowodem.

Historia jakich wiele

Kobiety, które padają ofiarami przemocy domowej często spotykają się z pytaniami, dlaczego tak długo znosiły swoją sytuację, a przed rodziną i znajomymi udawały, że są szczęśliwe. Te, którym udaje się wyrwać z domowego piekła cierpliwie tłumaczą, że to nie takie proste, jak się wydaje patrzącym z boku.

Jedna z kobiet przedstawia przykład na to, jak ciężko wyrwać się z mechanizmu współuzależnienia:

Na terapię dla ofiar przemocy chodziłam przez ponad rok, nadal tkwiąc w tym związku. Byłam osobą współuzależnioną – to coś, co się leczy. Osoba w związku przemocowym nie może tak po prostu stwierdzić „dobra, rzucam to” i iść w swoją stronę. To tak niestety nie działa. Dzięki terapii nauczyłam się rozpoznawać zachowania przemocowe. Wiedziałam, kiedy zaczyna się „taniec” kata i ofiary. Potrafiłam na to patrzeć trochę bardziej z boku. Zaczęłam też pomału rozumieć, że wcale nie jestem nikim, że to tylko słowa, które mają mnie ubezwłasnowolnić.

Niszczonej latami psychiki nie da się szybko odbudować. Związek przemocowy polega na tym, że kat systematycznie i konsekwentnie rujnuje samoocenę ofiary, wmawiając jej, że jest nic nie warta, wpajając jednocześnie przekonanie, że to jej wina, że związek nie jest udany. Stąd bierze się paniczny lęk ofiar przed ujawnieniem prawdy o przeżywanym na co dzień piekle:

Zwykle szło o nic. Bo mój uśmiech był niewystarczająco szeroki, bo coś burknęłam pod nosem. Bo powiedziałam, żeby już nie pił. Albo że nie może prowadzić, bo ledwo trzyma się na nogach. Słyszałam o sobie, że jestem nikim, do niczego się nie nadaję, że mam szpetny ryj i jestem paskudna. Że nikt poza nim nigdy mnie nie zechce. I wierzyłam w to przez pięć lat. Po pierwsze – ciągły strach. Zawsze kiedy zbliżała się pora jego powrotu do domu, miałam ucisk w żołądku jak przed trudnym egzaminem. W jakim nastroju wróci? To będzie w miarę normalny dzień czy kolejna runda domowego piekła? Kiedy nic się nie działo, cieszyłam się jak głupia nawet z tego, że możemy jak normalni ludzie jechać do sklepu po bułki. To są moje najlepsze wspomnienia – te cholerne zakupy, kiedy nic złego się nie dzieje.

Jak wyrwać się z piekła?

Ofiary przemocy opisują historie, które są zaskakująco podobne. W każdej powtarza się ta sama prawidłowość: nigdy nie wiadomo, kiedy dojdzie do eskalacji. Jak wspomina jedna z kobiet:

Moje najstraszniejsze wspomnienie? On krzyczy, wyzywa mnie od szmat (i gorszych). Pięścią tłucze szybę w drzwiach łazienki. Wszędzie krew. Próbuję dobiec do drzwi, on je barykaduje. Nie mogę się wydostać, on śmieje mi się w twarz. Udaje mi się wyrwać mu klucze, chcę je włożyć do zamka, ale on mi na to nie pozwala. Czuję się, jakby to był sen, kiedy zaczynam bić go tymi kluczami, wbijam mu je w czoło. Znowu krew. Wszędzie jest krew. Chowam się pod schodami. Słyszę jego kroki, kiedy chodzi po kostce brukowej, próbuję nie oddychać. Znalazł mnie, piekło będzie trwać. Szarpnięciami prowadzi mnie do domu, a ja siedzę cicho, bo jest mi wstyd. Nie chcę, żeby sąsiedzi usłyszeli, co się dzieje. Niech myślą, że jesteśmy normalni.

Często bywa, że nawet jeśli zaniepokojeni sąsiedzi alarmują policję lub służby socjalne, że dzieje się coś złego, ofiara toksycznego związku do utraty tchu zapewnia, że wiedzie idealne życie. Dlatego interwencje w przypadkach przemocy w rodzinie są tak trudne.

Autorka listu ujawnia, że miała tak zniszczoną samoocenę, że rozmowę z terapeutką zaczęła od wyznania, że to ona jest sprawczynią przemocy:

Zgłosiłam się do MOPR-u, gdzie odbywają się bezpłatne spotkania z terapeutami. Czułam się potwornie, ale musiałam coś zrobić. „Biję mojego partnera, jestem sprawcą przemocy” – to były pierwsze słowa, które powiedziałam na spotkaniu. Terapeutka zaczęła zadawać pytania, a ja mówiłam. „Pani jest ofiarą, trzeba się ratować” – usłyszałam. W ogóle nie wiedziałam, o co jej chodzi. Byłam pewna, że próbuje mnie podpuszczać.

Ofiary przemocy domowej boją się, i niestety słusznie, także tego, że oprawca będzie je prześladował, kiedy odejdą. Poniżej przedstawiamy fragment relacji kolejnej z ofiar:

Na początku chciał mnie zniszczyć, obiecywał, że to zrobi. W końcu jest szanowanym politykiem, za którym stoi pół miasta. Telefony o 2 w nocy, tony SMS-ów, szpiegowanie mnie, groźby. Potem próby obłaskawienia – okazywał troskę, pytał, czy sobie radzę, czy potrzebuję jego pomocy. Czasem ulegałam i wdawałam się w dyskusje, co zawsze kończyło się źle. Na szczęście znalazłam prawnika, który zechciał mnie reprezentować w sądzie i nie bał się, że mąż może zemścić się na nim. A przecież ma układy… Do dziś, kiedy widzę go na ulicy, cała się spinam. Ale trzeba walczyć, bo poza tym związkiem naprawdę jest życie.

Na co komu praworządność?

Ofiary przemocy domowej mogą szukać pomocy w MOPR. Większość Miejskich Ośrodków Pomocy Rodzinie prowadzi terapię dla osób tkwiących w przewodowych związkach. Jest także Niebieska Linia 801 889 889 – bezpłatny telefon, gdzie można uzyskać pomoc. Niedawno została uruchomiona bezpłatna infolinia 801 889 889 dla kobiet w trudnej sytuacji, gdzie dyżury prowadzą doświadczeni psycholodzy. Zawsze warto też rozejrzeć się za grupą wsparcia na Facebooku.

W Polsce rozpoczyna działalność największa organizacja prawnicza na świecie IBA (International Bar Association), działająca w 170 krajach. Założone 17 lutego 1947 r. w Nowym Jorku międzynarodowe stowarzyszenia skupia ponad 300 tys. prawników oraz ponad 195 organizacji oraz społeczności prawniczych.

Jak wyjaśniają twórcy kampanii „Na co komu praworządność” chodzi o to, by nie pozostawić bez wsparcia kobiet, których historie zostały zamieszczone w tym artykule, oszukanych przez naciągaczy emerytów, przedsiębiorców, oszukanych przez nieuczciwych kontrahentów, rodzicom chorych dzieci, którzy nie mogą dla nich zdobyć refundowanego i niezbędnego leku:

Dzięki kampanii chcemy dotrzeć do ludzi, którzy do tej pory nie interesowali się sprawami praworządności, wydawało im się, że to abstrakcyjna sprawa, że ich to nie dotyczy, że to sprawa, o którą kłócą się tylko politycy w Warszawie, przez co wydaje im się, że polityka jest daleko, a prawdziwe życie tu, blisko. Chcemy zupełnie inaczej podejść do komunikacji – oddalić się od politycznych podziałów, wyjść poza „bańkę” już świadomych obywateli, komunikację oprzeć na konkretach. Stworzyliśmy materiały, w których kwestia praworządności została przetłumaczona na „ludzki” język. Opieramy się na sytuacjach z życia wziętych, które mogą spotkać każdego.

*Zdjęcia mają charakter poglądowy
Źródła: en.wikipedia.org, kobieta.wp.pl
Fotografie: Pexels (miniatura wpisu), Pixabay, Pexels

Może Cię zainteresować