×

„Lekarze powiedzieli, żebyśmy pożegnali się z córeczką”. Jednak wydarzył się cud

Była wymarzonym, wyczekiwanym dzieckiem. Anna wiedziała, że nie będzie jej łatwo zajść w ciążę. Gdy na teście zobaczyła dwie kreski, wiedziała, że to prawdziwy cud. Ale Marysia urodziła się w szóstym miesiącu ciąży. Dziś ma cztery miesiące, a za sobą pięć operacji… Trwa walka o życie dziecka.

Marysia urodziła się w szóstym miesiącu ciąży

Anna i Karol poznali się na dyskotece, sześć lat temu. Karol świętował właśnie swoje osiemnaste urodziny. Chociaż byli bardzo młodzi, oboje poważnie podchodzili do uczucia, które ich połączyło. Ale ona mieszkała w rodzinnym domu w Kozłowie, on w Mińsku Mazowieckim, gdzie dostał pracę. Był żołnierzem. Przez trzy lata żyli w związku na odległość. Nie zmieniło się to nawet po ślubie – widywali się tylko dwa razy w miesiącu, żeby zaoszczędzić pieniądze na wspólny dom.

Wiedzieli, że mogą liczyć tylko na siebie. Mama Anny była jedyną osobą, która ich wspierała.

Wiadomość o ciąży dla obojga była ogromną radością, ale i zaskoczeniem. Ania choruje na insulinooporność, a jej hormony były totalnie rozregulowane. Lekarze powtarzali, że ma znikome szanse na dziecko.

Ślub wzięliśmy w maju, a parę tygodni później pojechaliśmy do Częstochowy, podziękować, że mimo wirusa udało nam się pobrać. W Dzień Ojca zrobiłam test ciążowy, a kiedy zobaczyłam dwie kreski, to była największa radość mojego życia. Wiedzieliśmy, że dokonał się cud, dlatego postanowiliśmy nazwać nasz cud Marią.

– opowiada Anna.

„To nie tak miało wyglądać”

Przez cały listopad Ania czuła, że dzieje się coś niedobrego. Pewnego dnia dostała krwotoku i trafiła do szpitala. To był szósty miesiąc ciąży. Rozpoczął się poród.

Cały czas płakałam i bałam się najgorszego. Bałam się, że moje wymarzone dziecko umrze. Byłam sama, bez telefonu, a wszystko działo się tak szybko. Marysia, moja mała wielka wojowniczka, tuż po urodzeniu się, wydała z siebie dwa okrzyki. Miała tyle sił, by pokazać mi, że żyje

– wspomina kobieta.

Nie mogła zobaczyć Marysi przez kilka godzin po porodzie. Lekarze ostrzegli Annę i Karola, że stan ich dziecka jest krytyczny. Radzili, by ochrzcili córeczkę.

W trzeciej dobie życia Marysia przeszła wylewy krwi do mózgu IV stopnia oraz wylewy krwi do płuc. Lekarze wezwali Karola, żeby mógł pożegnać się z córką. Ale mała wojowniczka nie zamierzała się poddać. Cudem przeżyła. Jednak był to dopiero początek walki o jej życie.

Wylewy spowodowały dokomorowy krwotok po stronie lewej i prawej, wodogłowie pokrwotoczne, drgawki oraz problemy z prawidłowym funkcjonowaniem układu moczowego.

Marysia ma cztery miesiące. Jest po pięciu operacjach, w tym trzech główki. Każdą narkozę znosiła bardzo źle. Miała kilkakrotnie przetaczaną krew, niezliczoną liczbę wkłuć i pobrań krwi.

To nie tak miało wyglądać! Marysia miała urodzić się o czasie, miała być zdrową dziewczynką, nie dzieckiem skazanym na niepełnosprawność. Tymczasem pierwsze miesiące swojego życia spędziła w inkubatorze, z dala ode mnie. Była mała, bezbronna i tak bardzo chora. Walczyła o życie, a ja umierałam ze strachu

– opowiada młoda mama.

Kolejny cios

Ponoć człowiek nigdy nie dostaje od losu więcej, niż jest w stanie znieść. W takim razie Anna musi być niezwykle silną kobietą. Gdy walczyła o życie Marysi i ogromnie cierpiała, nie mogąc pomóc córeczce, przytulić jej a nawet dotknąć, zmarła jej 47-letnia mama. Jedyna osoba poza Karolem, która od początku była dla niej ogromnym oparciem.

Mój świat po raz pierwszy runął, gdy dowiedziałam się, że córka urodzi się w szóstym miesiącu ciąży. Teraz runął po raz drugi. Śmierć mamy jest dla mnie ogromnym ciosem i bólem.

Marysia nadal ma szansę na życie. Jednak rokowania są kiepskie. Jedyną szansą jest przeszczep komórek macierzystych. Rodzice tej małej, walecznej istotki błagają o pomoc.

Widok córeczki w inkubatorze jest dla nas, rodziców, bardzo trudny. Boimy się ją dotknąć, gdyż nawet najdelikatniejszy dotyk sprawia jej ból i powoduje strach. Chcemy jednak zrobić wszystko, by jak najlepiej jej pomóc i zawalczyć o jej przyszłość. Wiemy, że konieczne będzie długie leczenie i rehabilitacja, ponieważ wylewy spowodowały stałe zmiany w mózgu Marysi. Już teraz zdajemy sobie sprawę, że wydatki związane z leczeniem córeczki będę ogromne, dlatego prosimy, pomóż, póki wciąż jest nadzieja!

– apelują.

Pomóc można na stronie Siepomaga: TUTAJ. Liczy się każda złotówka i każdy gest wsparcia.

Fotografie:

Może Cię zainteresować