×

W trakcie porodu tępym narzędziem oderwał główkę dziecku Natalii. „Wyszarpał je ze mnie”

Podczas gdy moment narodzin dziecka dla jednych rodziców jest najszczęśliwszym dniem w życiu, innym może kojarzyć się z prawdziwą tragedią, która przypomina o sobie każdego kolejnego dnia.

Jedna z takich tragedii miała miejsce w 2014 roku, kiedy to o Vaishanav Laxman usłyszał cały świat. To właśnie wtedy szkocka ginekolog doprowadziła do oderwania główki dziecka podczas porodu. Kiedy wyjęto część ciała maleństwa z ciała matki, zwłoki zszyto i podano kobiecie. Więcej przeczytasz tutaj. Okazuje się, że podobna sytuacja miała miejsce w Polsce.

Marzyli o posiadaniu dzieci

Jedenaście miesięcy temu jeszcze nikt o nich nie słyszał, podczas gdy dzisiaj już wszyscy zapomnieli o tym, co się wydarzyło. 24-letnia Natalia i 28-letni Bartek ze Strzegomia, miasta w województwie dolnośląskim, marzyli o czteroosobowej rodzinie i wszystko wskazywało na to, że są na dobrej drodze do realizacji swoich planów. Pierwszy i drugi trymestr ciąży przebiegały jak najbardziej prawidłowo. W 20 tygodniu poznali płeć dziecka – na świat miała przyjść dziewczynka imieniem Nadia.

Chcąc upamiętnić tę chwilę, na drzwiach lodówki przykleili wydruk z badania USG.

Archiwum prywatne

Archiwum prywatne

Niepokojące objawy

W dniu 18.01.2017 roku para udała się do szpitala „Mikulicz” w Świebodzicach z powodu niepokojących plamień, które nie dawały ciężarnej kobiecie spokoju. Byli jednak spokojni, bo wierzyli, że są w dobrych rękach. W końcu w tym samym szpitalu 3 lata wcześniej na świat przyszło pierwsze dziecko pary – synek, który dostał 10 punków w skali Apgara.

Badania

Tego dnia w szpitalu dyżurował doktor Krzysztof. Ku zdziwieniu rodziców lekarz nie zdecydował się na przeprowadzenie USG, aby zdiagnozować przyczynę. Postawił na badanie ręczne, po którym stwierdził przepuklinę pęcherza płodowego. Mimo, że zalecił Natalii leżenie, ciężarna kobieta była zmuszona do pokonywania szpitalnych korytarzy pieszo. Czy tak to powinno wyglądać?

W Mikuliczu nie ma oddziału dla wcześniaków, w Szpitalu Ginekologiczno–Położniczym w Wałbrzychu jest. Myślałam, że mnie przewiozą, ale w karcie napisano: „po uzgodnieniu z pacjentką odstąpiono”. To nieprawda. Usłyszałam: „Wie Pani jaka odległość dzieli oba ośrodki? 10 km!” Od 14.40 do 20 mogli mnie tam przetransportować – 10, 12, 13 razy… Oni czekali – wspomina Natalia

Sytuacja, która nigdy nie powinna mieć miejsca

Była godzina 15:30, kiedy położna pobrała od Natalii krew, podała jej luteinę, nospę i buscolizynę domięśniowo, po czym od niechcenia zapytała, jak się czuje i wróciła do dyżurki.

Od tego momentu przez kilka kolejnych godzin kompletnie nikt nie sprawdzał, jak się czuje pacjentka z poważnie zagrożoną ciążą. Nikt, mimo że po zastosowaniu leków rozkurczowych bóle brzucha nie minęły, a wręcz przeciwnie. Jakby tego było mało, kilka godzin później plamienie zaczęło się nasilać. Dopiero wtedy wspomniany wcześniej lekarz zbadał pacjentkę po raz kolejny i zdecydował, że będzie rodzić, ponieważ jej ciąża jest poważnie zagrożona.

Na cesarkę było za wcześnie

To miał być najpiękniejszy dzień w życiu Natalii i Bartka. Najpiękniejszy dzień, który w mgnieniu oka zamienił się w prawdziwy koszmar. Do przeprowadzenia cesarki zgodnie z procedurami brakowało ośmiu dni. Lekarz postanowił więc wyciągnąć maleństwo. 

Horror na sali porodowej

Pamiętam, że zobaczyłam stópki. Lekarz za nie pociągnął, poczułam przeszywający ból. Zapadła długa cisza. Widziałam, jak położna zawinęła tułów w chustę i przeniosła na blat. Padło krótkie: przepraszam – mówi ze łzami w oczach Natalia

Z małej Nadii (tak miała mieć na imię dziewczynką), która przyszła na świat martwa, nie zostało praktycznie nic. Jakby tego było mało, to, co działo się potem, przypominało bardziej horror niż sytuację z sali porodowej. Lekarz próbował wydobyć główkę maleństwa tępym narzędziem. Zdruzgotana matka krzyczała natomiast, że nie ma prawa jej tak traktować. Chwilę później przewieziono Natalię na blok operacyjny, gdzie zabieg wyłyżeczkowania macicy przeprowadził już ordynator oddziału.

Po przebudzeniu

Kiedy Natalia doszła do siebie, wyła jak dziecko. W najcięższym momencie swojego życia była zupełnie sama – Bartek nie został wpuszczony na sale i musiał czekać na korytarzu. Nikt nie był w stanie odpowiedzieć na jej pytania. Pytania, które sprowadzały się do jednego do słowa „dlaczego?”. Osobą uprawnioną do składania wyjaśnień był w tym przypadku ordynator oddziału, który zamiast przeprosin wyznał jedynie krótkie „niezdolne do życia”. Chyba żadna kobieta nie chciałaby w tym momencie usłyszeć czegoś takiego.

Nawet jeśli mała Nadia niem miała żadnych szans na przeżycie, to czy tak powinna umrzeć?

Dochodzenie w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka

Wkrótce potem Natalia chwyciła za telefon i zadzwoniła do teściowej, która poradziła jej, że nie można tak tego zostawić i nalegała, aby zadzwoniła na policję. Godzinę później funkcjonariusze i śledczy wstawili się w szpitalu, gdzie przebadali lekarza dyżurnego i położną bloku alkomatem. Byli trzeźwi. 19 stycznia prokuratura wszczęła dochodzenie w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci i błędu lekarskiego. W odpowiedzi szpital „Mikulicz” wydał następujące oświadczenie:

Naszej pacjentce składamy szczere kondolencje i wyrazy głębokiego współczucia z powodu utraty dziecka. Rozumiemy, jak trudne chwile teraz przechodzi. Ratowanie zdrowia i życia młodej kobiety, która zgłosiła się z poronieniem zagrażającym, było dla naszego zespołu równie ważne jak bezpieczeństwo płodu. Niestety mimo wysiłków lekarzy ciąży nie udało się utrzymać

Tragedia, o której nigdy nie zapomną

I choć rodzinna tragedia miała miejsce w 2017 roku, zarówno on jak i ona wciąż nie potrafią pogodzić się ze stratą maleństwa. Na samą myśl o Nadii zaczynają drżeć jej ręce, podczas gdy jemu natychmiast łamie się głos.

Sprawozdanie z sekcji zwłok

Teraz ojciec tragicznie zmarłego dziecka postanowił podzielić się wstrząsającym sprawozdaniem z sekcji zwłok. Zaznaczył przy tym, że według „Wyborczej” ludzki płód nie odczuwa bólu przed 24 tygodniem, bo po prostu śpi. Jak się ma do tego sprawozdanie?

Liczne obrażenia powstałe od działania z dużą siłą narzędzi tępych względnie tępokrawędziastych. Wśród nich: podbiegnięcia krwawe powłok miękkich czaszki, dekapitację z okrężną raną dartą szyi, rozerwanie torebki wątroby, podbiegnięcia krwawe prawego ramienia i przedramienia oraz lewej kończyny górnej, rany darte dołów podkolanowych i lewego uda, podbiegnięcia krwawe prawego podudzia i obu stóp

Po wszystkim w karcie przeczytałam, że ze względu na ułożenie miednicowe w trakcie porodu zastosowano chwyt Veita–Smeliego. Nie wiedziałam, że taki manewr istnieje… Palec środkowy umieszcza się w ustach płodu, palce wskazujący i serdeczny opiera po obu stronach szczęki, a płód układa „na jeźdźca”. Rodzenie główki powinno odbywać się bardzo powoli, ze mnie dziecko wyszarpano – wspomina Natalia

Media o tragedii

Choć tragedia, do której doszło w Świebodzicach, poruszyła całą Polską, o zdarzeniach napisano w gazetach tylko raz – dzień po zdarzeniu. Później los rodziców i tego, co się wydarzyło, nie interesował już nikogo, a sprawa tak jakby ucichła. Zmieniło się jednak podejście ludzi, którzy zaczęli traktować zrozpaczoną parę jak matkę i ojca okaleczonego i zmarłego dziecka, co jeszcze bardziej wzniecało ból po utracie dziecka.

Wchodzisz do restauracji i zapada cisza, na poczcie przepuszczają Cię w kolejce, ustępują miejsce w autobusie, mimo, że masz tylko 23 lata. Litość innych nie pomaga – wspomina Barek

Sprawa w końcu trafiła w ręce Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu

W lipcu Rzecznik Praw Pacjenta wszczął z własnej inicjatywy postępowanie wyjaśniające. – To zostało z mojego dziecka. Karta informacyjna z leczenia szpitalnego, akt zgonu, rachunek za usługę cmentarną, zawiadomienie o wszczęciu śledztwa, protokoły z przesłuchań świadków. Teczka makulatury po wcześniaku „niezdolnym do życia – mówi Natalia pokazując stertę papierów

Mimo „szczerych chęci” już w grudniu śledztwo zostało zawieszono, ponieważ… wyczerpano możliwości dochodowe, a prokuratura uznała, że konieczna jest analityczna ocena zgromadzonych dowodów. Następnie eksperci przez niemal rok pracowali nad opinią, żeby wyciągnąć ostatecznie wniosek, że błędu medycznego nie popełniono. Według nich postępowanie lekarzy było zgodne z kanonami wiedzy i sztuki medycznej. Opinię biegłych komentował lekarz, specjalista ginekologii i chorób kobiecych oraz psychiatrii, były biegły sądowy z dziedziny ginekologii i położnictwa, psychiatrii i traumatologii. Oto, co powiedział:

Polska neonatologia i położnictwo odnoszą sukcesy, czego przykładem jest ważąca 350 g i mająca 26 cm długości Faustynka, ale nie brakuje porażek. W przypadku pani Natalii W. doszło do zaniedbania z winy nieumyślnej lekarza – położnika. Wystąpienie porodu przedwczesnego jest sytuacją, która wymaga zachowania dużej ostrożności, postawy wyczekującej i podjęcia próby leczenia zachowawczego. Niestety, sposób postępowania personelu szpitala wskazuje, że w chwili przyjęcia pacjentki na oddział spisano jej ciążę na straty. Zupełnie niepotrzebnie, bo mimo dodatkowych badań – nigdy nie można być pewnym wagi urodzeniowej płodu – wyjaśnia biegły sądowy… Opinia zespołu biegłych sporządzona w nadmiernie długim czasie miała na celu obronę położnika. Wierze, że zamiary prowadzących poród były dobre, ale w tym zawodzie to za mało

Ból po utracie dziecka, który nie dawał spokoju Natalii i Bartkowi, nakazywał im poszukać innych rozwiązań. W tym celu zdecydowali się złożyć pozew przeciwko szpitalowi.

Co na temat tego, co się wydarzyło w szpitalu w Świebodzicach, myśli radca prawny?

Granica możliwości utrzymania wcześniaka przy życiu stale się obniża. W latach 90. podejmowano próby ratowania noworodków powyżej 1000 g, dziś standardem jest 501 g. Dziecko Pani Natalii ważyło 526 g… Być może, gdyby w trakcie porodu nie doszło do urazu, a noworodka przetransportowanoy karetką do szpitala o wyższym poziomie referencyjności, byłoby podobnie. Poza tym, czy można nazwać zwykłym powikłaniem przy porodzie rozczłonkowanie ciała płodu? Mam co do tego poważne wątpliwości – zaznacza radca prawny Małgorzata Hudziak

Po tym, co się wydarzyło, Natalia i Bartek otwarcie przyznają, że nie planują już kolejnych dzieci. Twierdzą, że byliby w stanie znieść kolejnego, tak potwornego załamania, z jakim przyszło się im zmierzyć w przeszłości.

*zdjęcia mają charakter poglądowy

Może Cię zainteresować