×

Latami w rodzinnym domu dziecka na Pomorzu podopieczni przechodzili piekło. Nikt im nie pomagał

Dwa lata temu dzieci z domu zastępczego w Sucuminie napisały list do redakcji „Uwaga”, w którym prosili o pomoc. Podopieczni zeznali wówczas, że opiekunowie im grożą i znęcają się nad nimi. Teraz małżeństwo z Pomorza usłyszało zarzuty, ale nie było wcześniej takiej reakcji. W wywiadzie udzielonym dla stacji tvn podopieczni mówią, że ich horror trwał od 2010 do 2016 roku. W tym czasie nikt im nie pomógł… Dwa lata temu dziewczyny tak mówiły o swojej dramatycznej sytuacji:

Mówią nam, że nikt nas nie chce, dlatego tu jesteśmy. Że jesteśmy złymi dziećmi i takie coś nam wmawiają. Nie da się nas inaczej wychować, dlatego używają przemocy. Ostatnio była taka sytuacja, że chłopak nie chciał robić pompek, to został porażony paralizatorem, był kopany w żebra i uderzony w twarz pięścią. Podleciał inny chłopiec i powiedział, że tak nie będzie. Nie będzie znęcania nad młodszymi i zadzwoni na policję. Dostał od pana Leszka w twarz. Ty jesteś ku…, pop…, od szmat dziewczyny wyzywają, nawet te małe, które mają po siedem lat

Oczami opiekunów

To trwało latami, ale dzieci nie zgłaszały tego do Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie, ponieważ dyrektorka placówki przyjaźniła się z opiekunami. Dzieci były w tej sytuacji bez szans. Dziś nie pełni tej funkcji, ale dwa lata temu Tatiana Neumann mówiła tak o sytuacji:

Z dziećmi rozmowy są prowadzone systematycznie. One mają różne problemy i rozmawiamy z nimi indywidualnie. Problemy z nimi są zawsze. Dzieci opowiadają różne rzeczy i zgłaszają różne sytuacje. Sytuacja (w tym domu) na dziś jest taka, że zorganizowałam pomoc psychologów, ponieważ wizyta państwa (dziennikarzy) wywołała duży stres i boją się, że będzie zamykane miejsce rodzinne, gdzie mieszkają

Oczami dzieci

Oczami dzieci sprawa jednak wygląda zupełnie inaczej. Mówią, że pani Neumann przyjechała do Sucumina i zaczęła się wówczas niewyobrażalna awantura. Zarzuciła niepełnoletnim mieszkańcom, że to spisek i że ona też nie wytrzymałaby z takimi dziećmi.

Nas zwyzywała, że kłamiemy i zaczęła nas za przeproszeniem opieprzać. I z każdym rozmawiała pojedynczo. Później była kontrola i trafiliśmy do innej placówki niby, ale pod opiekę tych samych ludzi. I oni dzięki temu mieli okazję, żeby zastraszać dzieci i manipulować nimi. Dzięki temu mieli nad nimi kontrolę. Mieliśmy mówić tak, żeby było na ich korzyść. Powiedzieli, że jeżeli będziemy chcieli zmienić miejsce pobytu, to będą robić wszystko, żeby nas rozdzielić. To znaczy, że moja siostra będzie na jednej stronie Polski, a ja na drugiej. Powiedzieli, że jeżeli skłamiemy to kupią nam IPhone’y

Dzieci były zmuszane do tego, aby mówić to, co rozkazywali im opiekunowie

Niestety władze miasta nie tylko nie widziały problemu, ale także stanęły w obronie państwa Ż. Wszystko poszło za daleko i starostwo nie widziało innego wyjścia jak rozwiązać placówki. Niestety nikt nie pomyślał o dzieciach, które zostały bez dachu nad głową.

Starostwo postanowiło rozwiązać umowę z państwem Ż. Zostaliśmy na lodzie. Nikt nie załatwił mieszkań zastępczych. Musieliśmy ogarniać sobie pieniądze na nowe mieszkanie, na kaucję, czynsz. Większość dzieci trafiła do domów docelowych. Ale wychowankowie z Sucumina trafili do placówki, która miejscem docelowym nie była

Gdzie w tym wszystkim było dobro dziecka?

*zdjęcia pochodzą z serwisu uwaga.tvn.pl

Może Cię zainteresować